W roku 2019 ogłosiłem na łamach DGP Stephanie Kelton ekonomistką roku (wynik subiektywnego rankingu prezentuję na łamach tej kolumny od dekady, zawsze pod koniec grudnia). Nagrodziłem ją za książkę „Mit deficytu”, która miała premierę w 2020 r., ale już kilka miesięcy wcześniej jej tezy były szeroko dyskutowane. Był to w Ameryce czas pierwszego boomu na nowoczesną politykę monetarną (Modern Monetary Theory, MMT) – a Kelton była w awangardzie tego zrywu. Smaczku całej sprawie dodawał fakt zaangażowania wygadanej profesor w kampanię prezydencką Berniego Sandersa. Wszystko to razem wyglądało na zapowiedź autentycznej i tak długo oczekiwanej rewolucji w amerykańskiej ekonomii politycznej.

ikona lupy />
Stephanie Kelton, „Mit deficytu. Nowoczesna teoria monetarna i gospodarka zaspokajania potrzeb”, 
przeł. Gracjan Bachurewicz, Wydawnictwo Ekonomiczne Heterodox, Wrocław 2024 / Materiały prasowe

W następnych latach wszystko ułożyło się jednak inaczej. Bernie przegrał z Bidenem walkę o nominację prezydencką demokratów. A dla ekonomicznie konserwatywnych bidenis tów MMT okazała się zbyt ekstra waganckim odjazdem. W międzyczasie do koncepcji nowoczesnego pieniądza powoli zaczęły się przekonywać inne środowiska polityczne (choćby trumpiści). Nierzadko czerpiąc z niej w sposób przypadkowy oraz (zazwyczaj) bez wyraźnego odwołania do prac takich autorów jak Kelton (co w spolaryzowanej Ameryce nie dziwi jakoś szczególnie). Dziś mamy więc sytuację taką, jak to zwykle z ideami bywa. Pomysły żyją i pchają się do głównego nurtu, lecz niekonieczne z odpowiednio rozliczonym copyrightem.

Jeśli więc sięgniecie po polskie tłumaczenie „Mitu deficytu” Kelton, to natychmiast zrozumiecie, o czym mówię. Ta książka robi dziś dalece mniejsze wrażenie. I nawet jeśli będzie to wasze pierwsze świadome spotkanie z podnoszonymi przez ekonomistkę argumentami typu „deficyt nie musi być niczym złym” albo „suwerenne państwo nie może zbankrutować we własnej walucie”, to nie zabrzmią one dla was całkiem dziewiczo. A to dlatego, że od 2020 r. tak wiele się wydarzyło. I tak wielu innych podjęło ten temat – także u nas. Nie wierzycie? To przypomnijcie sobie spory w czasach rządu PiS, gdy prawica przekonywała, że deficyt i dług nie są same w sobie niczym strasznym – pod warunkiem że służą rozwojowi dobrobytu obywateli. I była za to przez swoich wrogów (także tych z lewicy) pryncypialnie atakowana. ©Ⓟ