W następnych latach wszystko ułożyło się jednak inaczej. Bernie przegrał z Bidenem walkę o nominację prezydencką demokratów. A dla ekonomicznie konserwatywnych bidenis tów MMT okazała się zbyt ekstra waganckim odjazdem. W międzyczasie do koncepcji nowoczesnego pieniądza powoli zaczęły się przekonywać inne środowiska polityczne (choćby trumpiści). Nierzadko czerpiąc z niej w sposób przypadkowy oraz (zazwyczaj) bez wyraźnego odwołania do prac takich autorów jak Kelton (co w spolaryzowanej Ameryce nie dziwi jakoś szczególnie). Dziś mamy więc sytuację taką, jak to zwykle z ideami bywa. Pomysły żyją i pchają się do głównego nurtu, lecz niekonieczne z odpowiednio rozliczonym copyrightem.
Jeśli więc sięgniecie po polskie tłumaczenie „Mitu deficytu” Kelton, to natychmiast zrozumiecie, o czym mówię. Ta książka robi dziś dalece mniejsze wrażenie. I nawet jeśli będzie to wasze pierwsze świadome spotkanie z podnoszonymi przez ekonomistkę argumentami typu „deficyt nie musi być niczym złym” albo „suwerenne państwo nie może zbankrutować we własnej walucie”, to nie zabrzmią one dla was całkiem dziewiczo. A to dlatego, że od 2020 r. tak wiele się wydarzyło. I tak wielu innych podjęło ten temat – także u nas. Nie wierzycie? To przypomnijcie sobie spory w czasach rządu PiS, gdy prawica przekonywała, że deficyt i dług nie są same w sobie niczym strasznym – pod warunkiem że służą rozwojowi dobrobytu obywateli. I była za to przez swoich wrogów (także tych z lewicy) pryncypialnie atakowana. ©Ⓟ