Ustrój demokratyczny doskonały nie jest, ułatwia jednak wydobycie z ukrycia społecznych potrzeb (a jak powiedziałby Dariusz Szpakowski: potrzeb, pragnień, marzeń i ambicji). Uznaje je za ważne i daje społeczeństwom instrumenty ich realizacji – albo choć możliwość doświadczenia, że zrealizować się ich nie da. I, co do zasady, demokracja spuszcza parę, zanim wystartuje lokomotywa wojny domowej. Nawiasem mówiąc, pisanie na plakatach „To jest wojna!” w 2020 r. pozostało tylko dowodem emocjonalnej niestabilności ich autorek i autorów, a nie wezwaniem do czynu, na szczęście.

Warto jednak zauważyć, że temu szczęściu dopomogła nieskuteczność narracji wcale niemałej części opozycyjnych liderów i mediów w czasach rządów PiS. Narracji kłamliwie podnoszącej, że Polski właściwie nie ma, że jest „Polska” Kaczyńskiego (lustrzana teoria wobec pisowskiego ujadania na „Polskę” Tuska – i jak tu nie być symetrystą?). A demokracji nie ma i nie będzie. Gdyby, konsekwentnie, iść drogą wytyczoną szlakiem „zamachu stanu”, „niedemokratycznych rządów”, „przygotowywania zbrojnego przejęcia władzy przez prywatne wojsko Macierewicza” (chodziło o WOT), to należało złapać za broń i obalić niedemokratyczny rząd, korzystając z zagranicznej pomocy. Na szczęście w ówczesnej opozycji wystarczająco dużo było osób widzących, że kulawa, bo kulawa, ale demokracja działa. I nie należy przesadnie podkopywać wiary, że już jej nie ma, bo wybory to wciąż najprostsza droga do odzyskania władzy. I że nie „ulica i zagranica”, lecz wiarygodność w oczach wyborców odwróci polityczne losy kraju. I tak opozycja nie tworzyła własnego Sejmu, lecz walczyła o większość we wspólnym Sejmie polskiego państwa.

To, co decyduje o jakości życia w demokracji, to nie zasypywanie podziałów, lecz uznawanie instytucji demokratycznego państwa za wspólne. PiS w tej sprawie wiele popsuł. Rządzący dzisiaj miotają się między wizją szybkich i sprawnych rozliczeń a pokusą „odbudowy państwa prawa”. W sumie, jeżeli powolność działania systemu byłaby ceną za jego bezstronność, to taki układ wyglądałby atrakcyjnie. Pod jednym warunkiem – że koalicja rządowa wykaże, że spory wokół spraw światopoglądowych, które toczą się wewnątrz niej, to równie zwykły element demokratycznej normalności jak, powiedzmy, powolność prokuratury. Ot, drodzy państwo, wadzimy się, szukamy rozwiązań wspólnych, przepychamy się, ale przybliżając się do realizacji celu. Inaczej wyjdzie na to, że rządy PO i sojuszniczych stronnictw to rządy nieskuteczne, bo skłócone, a nie „powolne, bo tak jest mądrze”. ©Ⓟ