W Kijowie dominuje wrażenie, że pierwsze powojenne wybory powygrywają partie, które jeszcze nie istnieją.

Upadły już niemal wszystkie tabu obowiązujące w Ukrainie po rozpoczęciu rosyjskiej inwazji 24 lutego 2022 r.: normą są dziennikarskie śledztwa obnażające korupcję i ostra krytyka władzy. Na portalach internetowych tematy polityczne coraz częściej wypierają wojnę, a działacze partyjni regularnie robią wrzutki o zbliżających się wyborach, głośnych dymisjach i skandalach. Tylko aktorzy się zmienili. Tradycyjna opozycja zanikła, a w jej buty weszli aktywiści, dziennikarze i komentatorzy.

Bezprecedensowe wydarzenia w Ukrainie

Pierwsze dni listopada przyniosły trzy wydarzenia, które odbiły się w Kijowie bardzo szerokim echem. Dowodzący obroną gen. Wałerij Załużny opublikował w tygodniku „The Economist” artykuł i udzielił mu wywiadu na temat przyczyn braku sukcesów kontrofensywy. Tekst Załużnego był mocno techniczny, ale jego rangę podkreśliło opublikowanie ukraińskiego tłumaczenia na oficjalnej stronie sił zbrojnych Ukrainy (ZSU). Powszechnie szanowany oficer napisał, że konflikt na dobre przeszedł w fazę pozycyjną, co „niesie wielkie ryzyka zarówno dla ZSU, jak i dla państwa”. Generał zasugerował, że wojna na wyniszczenie jest korzystna dla Moskwy, bo dysponuje ona głębszymi rezerwami. Załużny wykorzystał łamy brytyjskiego pisma, by po raz kolejny zaapelować o dostarczenie samolotów bojowych i rakiet dalekiego zasięgu.

Ale znaczna część czytelników zwróciła uwagę nie na tekst, ale na wywiad, w którym Załużny przyznał, że „szybkiego (…) przełomu raczej nie będzie”. Generał podważył nawet oficjalne statystyki mówiące o ponad 300 tys. zabitych Rosjanach, mówiąc, że straty przeciwnika „przekroczyły 150 tys.”. Liczba padła w kontekście przyznania się do błędu; oficer miał nie docenić gotowości Rosjan do przechodzenia do porządku dziennego nad stratami, co o tyle dziwne, że Ukraińcy od początku podkreślali, jak bardzo rosyjscy dowódcy gardzą życiem własnych żołnierzy. Choć Załużny chciał wstrząsnąć zachodnimi odbiorcami w dobrej wierze, jego słowa w pewnych kręgach mogły się okazać przeciwskuteczne. Część amerykańskich republikanów dostała do ręki argument, że skoro główny ukraiński generał nie wierzy w zwycięstwo, to po co dalej pomagać Kijowowi.

Pesymistyczna atmosfera wokół Zełenskiego

Zwłaszcza że niemal równolegle magazyn „Time” opublikował materiał Simona Shustera, w którym zajmujący się od lat Europą Wschodnią dziennikarz z rosyjskimi korzeniami opisał coraz bardziej pesymistyczną atmosferę w otoczeniu Wołodymyra Zełenskiego. Shuster oparł tekst na rozmowach z jego najbliższymi współpracownikami, z których pod nazwiskiem wystąpił szef biura prezydenta Andrij Jermak, ze względu na swoje znaczenie nazywany przez niektórych wiceprezydentem (ci jeszcze bardziej złośliwi mawiają, że Zełenski jest zatrudniony w biurze u Jermaka na stanowisku prezydenta). Według Shustera wśród najważniejszych urzędników wiara w zwycięstwo nie jest powszechna. Dominuje za to graniczące z poczuciem zdrady rozczarowanie Zachodem i rosnący strach, że armii coraz bardziej brakuje sprzętu i ludzi. Ukraińcy natychmiast przypomnieli Shusterowi nietrafne teksty sprzed lat i elementy rosyjskich narracji w używanych sformułowaniach, ale przekaz poszedł w świat.

Wkrótce wzmocniły go tezy stawiane przez Załużnego oraz pozbawienie funkcji dowódcy sił specjalnych gen. Wiktora Chorenki (Shuster zapowiadał dymisję wysokiej rangi oficera). Część komentatorów uznała, że poza Jermakiem dodatkowym źródłem dla Shustera był Ołeksij Arestowycz (czemu on sam zaprzeczył). Ten internetowy komentator z mętną przeszłością w kręgach związanych z rosyjskim nacjonalistą Aleksandrem Duginem i równie szemranym ukraińskim prawicowcem Dmytrem Korczynskim był w przeszłości doradcą Jermaka. Na początku wojny zasłynął z codziennych seansów terapeutycznych na YT, nagrywanych razem z rosyjskim opozycjonistą Markiem Fiejginem, podczas których przekonywał, że wojna potrwa „dwa, trzy, maksimum pięć tygodni”. Z biura prezydenta wyrzucono go, gdy stwierdził, że jeden ostrzałów miasta Dniepr to efekt działań ukraińskiej obrony przeciwlotniczej, a nie rosyjskich wojsk rakietowych, co współgrało z propagandą Kremla.

Od tej pory Arestowycz nieco stracił na popularności, ale wciąż należy do czołowych youtuberów. Kilka dni temu opublikował na Facebooku 14 punktów programowych, zdradzając, że zamierza wystartować w wyborach prezydenckich. Gdyby nie wojna, odbyłyby się one wiosną przyszłego roku, ale ze względu na stan nadzwyczajny zostaną zapewne przesunięte. Arestowycz wśród wielu postulatów wymienił i ten, że Kijów powinien zgodzić się na zamrożenie konfliktu i zobowiązanie się do nieodbijania utraconych terenów w zamian za przyjęcie do NATO. Podobne tezy były dotychczas traktowane jak zdrada interesów narodowych. O tym, jak silne jest to tabu, świadczą wyniki kolejnych badań opinii publicznej, zgodnie z którymi przygniatająca większość Ukraińców uważa, że za zwycięstwo będzie można uznać jedynie wyjście na granice z 1991 r., a zatem odbicie nawet Krymu, Doniecka i Ługańska, choć w prywatnych rozmowach wielu z nich aż tak optymistycznie do sprawy nie podchodzi.

Jednocześnie trudno odmówić racji argumentowi, że zamrożenie konfliktu pozwoli Rosji szachować Ukrainę latami, które Kreml wykorzysta do ponownego uderzenia. Tak czy inaczej propozycje Arestowycza, słowa anonimowych źródeł Shustera i dość desperackie wystąpienia Załużnego stanowią radykalną zmianę polityki informacyjnej. Podobne tezy nie są niczym nowym, ale nigdy wcześniej nie padały z ust osób z bezpośredniego otoczenia Zełenskiego (w przypadku Arestowycza: byłego otoczenia). Zmianę akcentów widać również u innych wojskowych. Szef głównego zarządu wywiadu ministerstwa obrony Kyryło Budanow jeszcze parę miesięcy temu przewidywał, że do końca roku Ukraińcy co najmniej wejdą na Krym. W ostatnich wywiadach prezentuje on znacznie bardziej stonowane prognozy. O terminach nikt już nie mówi, a optymizm płynący z codziennych wystąpień Zełenskiego sprawia wrażenie coraz bardziej urzędowego.

Korupcja im ciąży

Padające tabu związane z wojennym optymizmem nie jest pierwsze. Na przełomie lat 2022 i 2023 dziennikarze śledczy powrócili do tropienia afer korupcyjnych. Wcześniej branża uznała, że pisanie o łapówkach może podważyć zaufanie zachodnich partnerów do Kijowa i zrujnować konsolidację społeczną w obliczu agresji. Stopniowo to przekonanie było wypierane przez kontrargument: każda zdefraudowana hrywna mogłaby trafić na potrzeby armii, więc rozkradanie środków publicznych jest działaniem na rzecz wroga. Zełenski proponował nawet zrównanie korupcji ze zdradą, ale ten pomysł mu wyperswadowano. Od upadku tabu medialnego dziennikarze zakończyli kariery zastępcy Jermaka Kyryła Tymoszenki, który przywłaszczył chevroleta z amerykańskich darów, a przede wszystkim ministra obrony Ołeksija Reznikowa, który zapłacił dymisją za niedopilnowanie podwładnych, by nie kombinowali na dostawach żywności dla wojska.

Władze zareagowały na falę ujawnianych skandali pokazowym uderzeniem w oligarchę Ihora Kołomojskiego, dawnego patrona kariery politycznej Zełenskiego, i wpływowego polityka prorosyjskiej opozycji Nestora Szufrycza. Ukraińskie władze połączyły w ten sposób przyjemne z pożytecznym: nasłanie na nich służb podobało się zarówno społeczeństwu, które nie lubi Kołomojskiego oraz Szufrycza, jak i Zachodowi, który wierzy, że antykorupcyjne wzmożenie jest szczere, a przecież walka z łapownictwem była jednym z warunków rozpoczęcia z Ukrainą pertraktacji o członkostwie w UE, na co w mijającym tygodniu Bruksela dała w końcu zielone światło. Ale jednocześnie dowiedzieliśmy się, że wbrew oficjalnym informacjom Zełenski wcale nie odebrał Kołomojskiemu ukraińskiego obywatelstwa (miał to zrobić ze względu na to, że oligarcha przyjął dwa inne paszporty: cypryjski i izraelski). Ale to, że politycy kłamią, nie jest żadną sensacją także nad Dnieprem.

W międzyczasie padł też niepisany zakaz krytyki władz. Po 24 lutego 2022 r. partie zawarły swoisty pakt o nieagresji. W parlamencie projekty ustaw przechodziły przez specjalną rundę negocjacji w gronie przedstawicieli klubów, by w trakcie kolejnych, formalnych już czytań nie wzbudzały kontrowersji. Dzięki temu na początku inwazji nowe przepisy przyjmowano przygniatającą większością. Stopniowo osiągane w Radzie Najwyższej większości malały, a opozycja najpierw po cichu, a potem głośniej zaczęła narzekać, że Zełenski wykorzystuje argument wojenny do uzurpacji władzy.

Najważniejszym, ale nie jedynym przykładem było usunięcie związanych z głównym politykiem opozycji Petrem Poroszenką kanałów telewizyjnych z nadawania naziemnego. Pretekst? Nie biorą one udziału w znacjonalizowanym maratonie informacyjnym, w ramach którego zespoły dziennikarskie czołowych stacji tworzą wspólny, uzgadniany z władzami przekaz.

„Jedyni nowyny” (Zjednoczone nowości) początkowo były głównym źródłem informacji dla Ukraińców, ale to się stopniowo zmienia. Nieznośny dydaktyzm, hurraoptymizm i zmonopolizowanie przekazu przez reprezentantów partii rządzącej odpychają widzów, którzy kierują wzrok w stronę serwisów internetowych. Ukraińcy tęsknią za pluralizmem i otwartą krytyką władzy. Jeszcze w maju 2022 r. 68 proc. ankietowanych przez Kijowski Międzynarodowy Instytut Socjologii uznawało, że „należy odłożyć spory na potem, bo rujnują one jedność i osłabiają kraj podczas wojny”. W październiku 2023 r. 70 proc. wybrało już alternatywną odpowiedź: „także obecnie należy krytykować błędne i nieprawidłowe działania władzy, ponieważ tylko tak można rozwiązywać problemy i poprawiać sytuację w kraju”. Tyle że tradycyjna opozycja, wypchnięta z „Jedynych nowyn”, trochę straciła codzienny dostęp do wyborcy, a trochę boi się zderzyć z zarzutem, że krytykując, służy interesom Rosji. Jej rolę przejmują eksperci, działacze i publicyści, głównie na Facebooku i Telegramie. Stosunkowo najdłużej trzymano parasol ochronny nad prezydentem. Ale i on został już złożony.

Politolog Wołodymyr Fesenko, szef Centrum Stosowanych Badań Politycznych Penta, wskazuje, że na powrót polityki wpłynęła stabilizacja frontu. Pierwsze przejawy były widoczne już latem 2022 r., gdy Rosjanie zostali zmuszeni do odwrotu z obwodów kijowskiego, czernihowskiego i – nieco później – charkowskiego. Operacje były tak błyskotliwe, że uwiarygodniły optymistyczne prognozy o szybkim wyparciu Rosji za granice z 1991 r. A zarazem wprowadziły przekonanie, że ukraińska suwerenność została obroniona. Już wtedy zaczęto podejmować głośne decyzje kadrowe. W maju 2022 r. z naruszeniem prawa usunięto rzeczniczkę praw obywatelskich Ludmyłę Denysową, która podawała nieprawdziwe informacje o rosyjskich zbrodniach (jakby tych prawdziwych było mało). W lipcu 2022 r. – prokuratorkę generalną Irynę Wenediktową za nadużycie stanowiska (co nie przeszkodziło po kwartale wysłać ją do Szwajcarii na ambasadorkę). Na początku 2023 r. doszło do głośnych dymisji w resorcie obrony aż do poziomu wiceministra oraz do zwolnienia nieudolnego szefa Służby Bezpieczeństwa Ukrainy Iwana Bakanowa.

Najgłośniejszy ruch kadrowy

Ale najgłośniejszym ruchem kadrowym Zełenskiego było zwolnienie we wrześniu Ołeksija Reznikowa. To była decyzja bez precedensu; państwa toczące wojnę egzystencjalną, w której porażka grozi utratą niepodległości, rzadko wymieniają ministrów obrony. Nie zrobiła tego ani Bośnia i Hercegowina podczas wojny z Serbami w latach 90. poprzedniego stulecia, ani Wielka Brytania w czasie II wojny światowej (tekę łączył z premierostwem Winston Churchill), a polski rząd emigracyjny uczynił to tylko dlatego, że pełniący funkcję ministra obrony premier Władysław Sikorski zginął w katastrofie w Gibraltarze. Poza zmianami kadrowymi na czołówki portali trafiają teraz tematy czysto polityczne, często zresztą „wypuszczane” przez obóz władzy. Takie jak regularnie pojawiające się plotki o zamiarze przeprowadzenia wyborów, mimo konstytucyjnego zakazu i organizacyjnej niemożliwości (ostatnio takie pogłoski musiał uciąć sam Zełenski, mówiąc, że temat wyborów jest „nie na czasie”). – Prezydent reaguje na nastroje, a ludzie wyborów nie chcą – powiedział Fesenko.

Po lutym 2022 r. biuro Zełenskiego scentralizowało administrację. W kluczowych ministerstwach poumieszczano na stanowiskach wiceministrów ludzi Jermaka, którzy mieli kontrolować ich działalność zgodnie z oczekiwaniami biura prezydenta. Premier nie ma nic przeciwko; Denys Szmyhal godzi się z rolą lojalnego menedżera. Ukraina, według konstytucji państwo o ustroju parlamentarno-prezydenckim, płynnie przeszła do systemu ultraprezydenckiego. Nawet partia rządząca nie ma znaczenia. Formalną przewodniczącą Sługi Narodu Ołenę Szulak mało kto kojarzy; ważniejszy jest szef klubu Dawyd Arachamija, który odpowiada za dyscyplinę podczas głosowań. Partia służy głównie jako instrument angażujący aktywistów od robienia kampanii na poziomie lokalnym oraz wehikuł do obsadzania komisji wyborczych. W sytuacji zawieszenia demokracji elektoralnej sama znalazła się więc w stanie zawieszenia. Kiedyś jej struktury się przydadzą, ale jeszcze nie teraz. Plotki o nadciągających wyborach mogą być także lekarstwem na demobilizację partyjnych dołów.

W otoczeniu Zełenskiego trwają dyskusje, by w pewnym momencie taką sytuację zalegalizować. – Testujemy obecnie model przejścia z państwa parlamentarno-prezydenckiego do prezydenckiego, z silną głową państwa – przyznał na jednej z wrześniowych konferencji wiceszef parlamentu Ołeksandr Kornijenko, co potem sam musiał gorączkowo dementować. „A gdzie ja mówiłem, że planuję dać (prezydentowi dodatkowe) pełnomocnictwa? Chodziło mi o to, że to się dzieje podczas stanu wojennego, wszak prezydent jest zarazem naczelnym dowódcą i podczas wojny jego rola się wzmacnia” – pisał na Facebooku w odpowiedzi na gniewny post Wiktorii Ptasznyk, radnej Kijowa z ramienia partii Poroszenki.

– Polityczny sezon zaczął się w sierpniu, a cechują go skandale i przypadkowość. Ludzie funkcjonują na podwyższonych emocjach, więc są podatni na burze medialne, a moratoria na krytykę władzy i opisywanie afer zostały zerwane – mówił politolog Ołeh Saakian.

Zagranica naciska

W dodatku w rolę opozycji, rozumianą jako wskazywanie błędów i naciskanie na pozytywne zmiany, weszli także aktorzy zagraniczni. Saakian podaje jako przykład powołanie w połowie września przez amerykańską administrację Penny Pritzker jako pełnomocniczki ds. odbudowy gospodarczej Ukrainy. Pritzker pochodzi z żydowskiej rodziny, która przed stuleciem wyemigrowała z ukraińskiej wsi Wełyki Prićky (od której wywodzi nazwisko). Czym naprawdę ma się zająć Pritzker, dowiedzieliśmy się dwa tygodnie po nominacji, gdy Amerykanie wysłali ukraińskiemu rządowi listę reform do przeprowadzenia i zadbali o to, by została ona upubliczniona. Wśród fundamentalnych przemian znalazło się wzmocnienie instytucji antykorupcyjnych. Kijów miał to zrozumieć jedno znacznie: albo będzie skutecznie walczył z nadużyciami, albo musi się liczyć z ograniczeniem pomocy finansowej. To trzeci taki spis po tych z UE (będących warunkiem rozpoczęcia rozmów akcesyjnych; Bruksela uznała właśnie, że Kijów wypełnił cztery z siedmiu warunków i może zacząć negocjacje) i MFW.

Moi kijowscy rozmówcy mówią, że sformułowania zawarte w liście wskazują na to, że jego projekt powstał w ukraińskich pozarządowych organizacjach antykorupcyjnych. Podjęcie tematu przez Biały Dom wskazuje na rosnące zaniepokojenie. Jeden z moich rozmówców sformułował to wprost: z ukraińską demokracją wszystko jest w porządku, ale z praworządnością jest coraz gorzej. – W rolę opozycji weszło społeczeństwo obywatelskie – komentował Fesenko. – Brak aktywnej opozycji politycznej budzi ryzyka, bo powstaje nisza, którą może zająć ktoś inny – wskazywał Saakian.

Widać to po wspomnianej już rosnącej niechęci do ujednoliconego przekazu telewizyjnego. Ludzie zastępują „Jedyni nowyny” anonimowymi kanałami na Telegramie. Biuro prezydenta próbuje reagować, niedawno zaproszono na spotkanie przedstawicieli tego typu kanałów, co spotkało się z niezadowoleniem tradycyjnych mediów, wskazujących, że prawda miesza się w nich z kłamstwem, a do odpowiedzialności nie ma kogo pociągnąć, bo oficjalnie nie wiadomo nawet, kto za nimi stoi.

Lustrzanym odbiciem słabości opozycji jest słabość Sługi Narodu. Partia dzieli się na minifrakcje, a siłę przedstawicieli władzy mierzy się rozdziałem środków budżetowych między ich resorty. Stąd wniosek o osłabieniu wicepremiera i ministra odbudowy Ołeksandra Kubrakowa na rzecz szefa resortu strategicznych gałęzi przemysłu Ołeksandra Kamyszina. Budżet Kubrakowa na 2024 r. jest 5,5-krotnie niższy niż tegoroczny, w dodatku ostatecznie obcięto środki na sztandarowy projekt Zełenskiego „Wielkie budownictwo”, który ucywilizował transport drogowy, za to Kamyszin dostanie siedem razy więcej. Kubrakow, który przez kilka miesięcy wyrastał na postać numer trzy po Zełenskim i Jermaku, miał podpaść przesadną pewnością siebie. Mój rozmówca z otoczenia rywalizującego z Kubrakowem narzekał, że przejmuje kompetencje kolejnych resortów, przekonując, że po zakończeniu wojny wszystko trzeba będzie odbudowywać. Jak widać, włącznie z rozłażącym się w szwach systemem politycznym. W Kijowie dominuje wrażenie, że pierwsze powojenne wybory powygrywają partie, które jeszcze nie istnieją. Te, które znamy dziś, miałaby czekać przyspieszona dezintegracja. ©Ⓟ