We wtorek, podczas berlińskiego forum poświęconego odbudowie Ukrainy, w przemówieniach kanclerza Olafa Scholza i premiera Denysa Szmyhala słowo „Polska” nie padło ani razu (o roli Warszawy podczas wojny napomknął dopiero wicekanclerz od Zielonych – Robert Habeck). Atmosfera spotkania była wyśmienita: Scholz oraz Szmyhal nie szczędzili sobie uprzejmości.

Było kompletnie inaczej niż na organizowanej we wrześniu w Poznaniu podobnej konferencji z udziałem naszego biznesu. Z VIP-ów był na niej tylko prezydent Andrzej Duda, który do stolicy Wielkopolski przyleciał z Nowego Jorku, w którym – podczas posiedzenia ONZ – Wołodymyr Zełenski zasugerował, że Polska w kwestii zboża gra w jednej drużynie z Rosją. Ukrainę podczas tej konferencji reprezentował ambasador Wasyl Zwarycz. W Karpaczu z kolei, który odbył się nieco wcześniej i który zazwyczaj dużo miejsca rezerwował na sprawy wschodnie, wysłannikiem Zełenskiego miał być trzeciej rangi deputowany do Rady Najwyższej Ołeh Dunda, którego do tej pory nie kojarzono zupełnie ze stosunkami polsko-ukraińskimi. Jak podawał Onet, w tym czasie wszyscy inni politycy ukraińscy mieli zakaz wyjazdów do Polski.

Zgodnie z naiwną tezą lansowaną przez TVP, jakoby Zełenski miał być dogadany z Niemcami i Donaldem Tuskiem na zmianę rządu, ten zły czas w relacjach z Kijowem powinien się zacząć zmieniać po 15 października. Czyli po porażko-zwycięstwie PiS w wyborach. Specjalizujący się w sprawach wschodnich i reprezentujący KO Paweł Kowal wzywa do zawarcia traktatu polsko-ukraińskiego, który – jego zdaniem – zawalił PiS i Duda. Mało prawdopodobne jest, że zmiana w relacjach dokona się za sprawą takiego dokumentu. Aby do realnego, a nie rytualnego resetu w relacjach z Ukrainą mogło dojść, Kijów musiałby przestać domagać się dostępu do polskiego rynku rolnego. I wycofać – nie zawiesić – skargę do Światowej Organizacji Handlu (WTO) w tej sprawie, a nie oferować – nawet sympatyczne, lecz jednak nic niewarte – rezolucje autorstwa trzeciorzędnego deputowanego Dundy.

Ukraina nie spieszy się do poprawienia relacji z Polską

O tym, że Kijów nie spieszy się do realnego regulowania relacji z Polską – niezależnie od tego, kto rządzi – świadczą też jego zabiegi wokół Rumunii, która w kalkulacjach Zełenskiego ma przynajmniej częściowo zastąpić Polskę w regionie. Również w analizie Berlina Bukareszt doskonale nadaje się na nowego rozgrywającego w Europie Środkowej, niwelując rolę Warszawy i zmieniając B9, bukareszteńską dziewiątkę – w kierunku formatu mniej polonocentrycznego. 10 października Zełenski spotkał się z prezydentem Klausem Iohannisem w Bukareszcie, ogłaszając równocześnie, że będzie budował z Rumunami partnerstwo strategiczne. Nowy trójkąt Kijów–Bukareszt–Berlin z pewnością przewiduje miejsce dla Warszawy. Ale nie jest to już miejsce uprzywilejowane i doceniające polski wkład w obronę Ukrainy w pierwszym roku wojny. Cały ten kapitał w polityce jest już nieaktualny.

To samo dotyczy odbudowy Ukrainy. Polska, która nie ma już czego dostarczać w wymiarze wojskowym, zeszła na dalszy plan. Efektem tego są owocne dyskusje na temat inwestycji nad Dnieprem prowadzone przez ukraińską i niemiecką izbę handlową. Takie jak wtorkowa konferencja w Berlinie.

W tym sensie relacje polsko-ukraińskie dla idącej po władzę opozycji, obok uregulowania stosunków z Komisją Europejską i nowego otwarcia z Berlinem – będą wyzwaniem najpoważniejszym. Zełenski, nawet jeśli zmieni stosunek do Polski w warstwie retorycznej – będzie więcej rezolucji o konieczności utrzymywania dobrych relacji czy zostanie powołana kolejna komisja historyczna do wyjaśnienia spraw trudnych – nie oderwie się od istoty problemu. Czyli od sporu o pieniądze (walka ukraińskich agrooligarchów o dostęp do polskiego rynku, a tym samym do jednolitego rynku rolnego UE) i braku wiary w moc sprawczą władz w Warszawie na arenie międzynarodowej.

Pułapka prestiżu

Poważnym ryzykiem w stosunkach z Kijowem będzie też próba zagrania przez Zełenskiego na dystrybucji prestiżu w relacjach z nowym rządem. Ukraiński prezydent skutecznie „handlował” zdjęciami ze sobą czy wizytami w Kijowie w pierwszym roku wojny. Dziś nie jest już tak popularny, o czym świadczy uniemożliwienie mu przemówienia w Kongresie USA we wrześniu, odwołanie jego wystąpienia w parlamencie rumuńskim 10 października czy „spławienie” go przez premiera Izraela Binjamina Netanjahu, gdy Ukrainiec próbował doprowadzić do „wizyty solidarnościowej” w Tel Awiwie. Mimo tych przykrych wydarzeń zdjęcie nowego premiera Polski z niedawnej opozycji z wojennym prezydentem czy „bohaterska” wizyta w Kijowie wciąż mogą wydawać się atrakcyjne. Wejście w te koleiny byłoby jednak powtórzeniem błędów PiS z pierwszego etapu wojny. Czyli uprawianiem polityki wobec Kijowa w imię „wyższych wartości”, a nie próbą bardziej efektywnego wystawiania weksli za udział Polski w obronie Ukrainy.

Istotne w budowaniu nowych relacji z Zełenskim jest bowiem to, że w ONZ zachował się on nielojalnie nie wobec PiS, tylko wobec państwa polskiego. Prezydent Ukrainy podważył wiarygodność swoją i ukraińskich elit nie w relacjach z Andrzejem Dudą czy Jarosławem Kaczyńskim, ale z całym spektrum świata polskiej polityki. Jego deficyt wiarygodności i spodziewana zmiana władzy w Polsce jest okazją do tego, by tę sytuację wykorzystać, a nie szukać resetu za uścisk dłoni. Bo jeśli Zełenski był w stanie wystawić rząd PiS, który dostarczył mu 250 czołgów, dwie kompletne brygady pancerne, to tym bardziej wystawi rząd, który w wojskowej ofercie nie ma do zaoferowania już nic poza lotniskiem w Rzeszowie.

Relacje z Unią Europejską

Drugim najpoważniejszym obszarem w polityce zagranicznej i zarazem tematem, który ma ścisły związek z polityką wschodnią, są relacje z UE, czyli w dużej mierze stosunki z Niemcami. Nie dotyczy to tylko odblokowania pieniędzy z Krajowego Planu Odbudowy. O wiele ważniejsze jest nawet ustawienie się nowego rządu wobec zmian ustrojowych, które zostały zaproponowane przez Komisję Spraw Konstytucyjnych (autorami zmian jest czterech deputowanych z Niemiec i jeden z Belgii), a których najistotniejsza część jest popierana przez Berlin. Najważniejsze z tych zmian to: rezygnacja w procesie decyzyjnym z zasady jednomyślności w 65 obszarach i uproszczenie procedury zawieszania w prawach członka UE za naruszanie praworządności.

PE proponuje likwidację weta nie tylko w kwestiach dotyczących polityki zagranicznej, lecz także dotyczących budżetu UE czy podatków. Co do zasady wprowadzenie takich rozwiązań wymagałoby zmian traktatowych. Rządy PiS dowiodły jednak, że głęboka federalizacja UE może postępować i bez tego, nawet jeśli we Wspólnocie są państwa nieprzychylne takim pomysłom. Przykładem tego może być przyjęta poza traktatami i radykalnie rozszerzająca kompetencje Komisji Europejskiej cała infrastruktura do dyscyplinowania państw w kwestii praworządności, wyprowadzenie dużych pieniędzy unijnych poza budżet siedmioletni (np. fundusz covidowy i środki na transformację energetyczną) czy próba wprowadzania podatków na poziomie unijnym.

Majacząca na horyzoncie „reforma” UE jest też wiązana przez Berlin z kwestiami rozszerzenia Wspólnoty. Przede wszystkim o Ukrainę. Niemcy lansują tezę, że po kolejnym dużym rozszerzeniu Unia stanie się niesterowna, jeśli zasada jednomyślności zostanie utrzymana. Brak zgody na rezygnację z weta pozwoli zatem uprawiać im grę oskarżeń pod adresem państw sceptycznych. W tym sensie reset z UE realizowany przez nowy rząd będzie obarczony ryzykiem wymuszenia poparcia zmian, które dla Polski są niekorzystne. Odejście od zasady jednomyślności w sprawach polityki zagranicznej i bezpieczeństwa zmniejszy znaczenie Warszawy, a wzmocni w UE rolę Paryża i Berlina.

Dwa obszary, na których jest oczekiwane odprężenie w sprawach międzynarodowych – relacje z Kijowem i z Komisją, a przez to z Niemcami – to dwie potencjalne pułapki. Pokusa powrotu do „rodziny europejskiej”, otrzymania świadectwa prawilności i uściśnięcia dłoni bohaterskiemu prezydentowi nie przysłoni twardej rzeczywistości, która kryje się pod powierzchnią pozorów. ©Ⓟ

Po powołaniu nowego rządu w Polsce Ukraina nie zmieni polityki wobec Warszawy i Berlina. Nie zmienią się również plany Niemiec w kwestii reformy UE