Zabijcie mnie, ale nie pamiętam. Nie pamiętam, kiedy ostatnio - a nawet czy kiedykolwiek - serwowałem państwu recenzję thrillera korporacyjnego. Czas nadrobić zaległość. Poznajcie „Uwikłanego”.

ikona lupy />
Kazimierz Jaśkiewicz, „Uwikłany”, Wydawnictwo Poligraf, Brzezia Łąka 2021 / nieznane
Korpothriller to osobny gatunek literacki, zaś jego klasycy, jak Stephen Frey, Christopher Reich czy Joseph Finder, trafiają na listę bestsellerów „New York Timesa”. Prócz klasycznego thrillera biznesowego osadzonego najczęściej w świecie finansów i bankowości (króluje Wall Street) mamy jeszcze całą masę podgatunków - thrillery prawnicze, polityczne czy technothrillery.
„Uwikłany” jest thrillerem biznesowym, zaś jego akcja nie dzieje się w Nowym Jorku czy Londynie, tylko w polskim sektorze bankowym od września do grudnia 2000 r. „To, o czym tu przeczytacie, jest fikcją. Żadna z występujących postaci w rzeczywistości nie istnieje. Włącznie z narratorem” - zastrzega już na pierwszych stronach autor „Uwikłanego” Kazimierz Jaśkiewicz. Ale spoglądając na jego biogram, możemy przeczytać: „Byłem finansistą (…), poznałem ścieżki konsultingu i pokrętne trakty korporacyjnej dżungli”. Trudno więc nie dostrzec szeregu podobieństw między autorem a głównym bohaterem i narratorem „Uwikłanego” Jankiem Sawickim.
Rzecz rozpoczyna się tak, że Janek - niespełna 30-letni korporacyjny gołowąs - zaczyna w szybkim tempie piąć się po szczeblach kariery w dużym banku. A właściwie te szczeble przeskakiwać. Jankowi trochę kręci się od tych sukcesów w głowie, bo w końcu zostać docenionym przez ważnych dyrektorów korporacji to nie byle co. Wraz z awansem pojawiają się nowe wyzwania oraz odpowiedzialność, a także poważne problemy. Gdy nadchodzą i uderzają z pełną siłą, Janek odkrywa z przerażeniem, że z tym jego awansem to mogło być trochę inaczej, niż myślał. Coraz wyraźniej widać, że został wybrany nie dlatego, że był taki dobry i obiecujący, ale raczej po to, by odegrać rolę kozła ofiarnego. Czy uda mu się uratować skórę?
Powieść Jaśkiewicza czyta się dobrze, dialogi nieźle brzmią, a postacie udało się gdańszczaninowi skonstruować wiarygodnie. Książka podrzuca też czytelnikowi wiele tematów do przemyślenia. Jednym z nich jest mechanizm działania polskiego biznesu we wczesnej fazie transformacji. Mamy tu więc jakby wiwisekcję tego, co w dużej publicystyce zwykliśmy nazywać „przekrętem”. Zejście na poziom powieściowego BHO Banku pozwala nam - dwie dekady później - zobaczyć, jak „wałki” były robione. Jak przerzucano odpowiedzialność, by odwrócić uwagę od prawdziwych zwycięzców i mocodawców. Pod względem wiarygodności mechaniki takiego przekrętu „Uwikłany” Jaśkiewicza nie ustępuje klasyce thillera bankowego. A polski kontekst transformacyjny czyni go bliskim i zrozumiałym dla nadwiślańskiego czytelnika. ©℗