Nasze czasy” – brzmi to trochę boomersko. Po przecież to właśnie boomerzy (i inni starcy) lubią opowiadać: „A za moich czasów...”. A może wszyscy lubią? Więc i Piotr Stankiewicz pomyślał: „Powspominajmy razem. Nie wstydźcie się. Wiem, że lubicie...”. I jak pomyślał, tak zrobił.

Od pokoleniowych podziałów nie uciekniemy. Nie ma sensu nawet próbować. Oczywiście wszystkie generacyjne etykietki są sprawą umowną, ale jakoś dzielić trzeba. Mnie np. przeciwstawienie boomerów i milenialsów całkiem przekonuje. Wiem oczywiście, że jest to podział importowany z Ameryki, ale chyba i tak pasuje. Z grubsza rzecz biorąc, boomerzy to ludzie urodzeni po II wojnie światowej. Do kiedy? Niby gdzieś do rocznika 1965, ale ja bym to wydłużył. W naszych polskich warunkach „boomerstwo” kończy się gdzieś w okolicach wczesnych roczników 70. Jeśli chodzi o wspomnienia oraz nastawienie do wielu spraw (polityka, społeczeństwo, gospodarka), te powojenne roczniki mają dość spójny światopogląd. Uważają, że PRL to był po prostu syf i czują się przez Polskę sprzed roku 1989 raczej skrzywdzeni. Mają skłonność do idealizowania Zachodu, a szczególnie Unii Europejskiej, na którą patrzą jak na ósmy cud świata. Gospodarka rynkowa czasem im leży, a czasem nie, choć generalnie traktują ją raczej jak odpowiednik pogody – jeśli widzą, że ktoś chce na nią wpływać, to myślą sobie (lub mówią głośno): „praw fizyki pan nie zmienisz i nie bądź pan głąb”.
Piotr Stankiewicz, „Pamiętam”, Grupa Wydawnicza Relacja, Warszawa 2021
Po boomerach zaczynają się milenialsi. I znowu nie będę bardzo ortodoksyjny, bo w klasycznych (amerykańskich) podziałach wciska się jeszcze jakieś „pokolenie X”. Ta koncepcja zupełnie mnie nie przekonuje. Dla mnie milenialsi zaczynają się gdzieś w połowie lat 70. i rodzą się aż do końca 90. Mniej więcej. Co jest potem, tego jeszcze nie wiadomo. Kolejne pokolenie dopiero zaczyna mówić swoim własnym głosem.
W Polsce spór boomerów z milenialsami jest żywy, bo 50- i 60-latkowie spotykają się z milenialsami (30- i 40-latkami) wszędzie. W pracy, w instytucjach, w polityce, w sporach o Polskę. I tak dochodzimy do książki Piotra Stankiewicza (rocznik 1983), który napisał niemal 200 stron, prawie każde zdanie zaczynając od „pamiętam”. To jest manifest milenialsa, który ma pokazać: „Jest nas dużo, mamy swoje wspomnienia, z tych wspomnień wyrastamy. Tu stoimy. A nie gdzie indziej. Zrozumieliście, boomerzy?”.
„Pamiętam, że byłem euroentuzjastą” – pisze Stankiewicz. Albo „Pamiętam, że miał być koniec historii”. I jeszcze „Pamiętam, raz na wakacjach spotkaliśmy na campingu dziewczyny z Polski, które płakały, bo pracowały całe lato jako kelnerki i im szef nie zapłacił. A potem musiały uciekać w nocy z wyspy, na której pracowały, bo im jeszcze groził”. Takich zdań jest więcej. Wybrałem je trochę przypadkiem, ale trochę jednak nie. Bo to właśnie takie zdania pokazują różnice między czytelnikiem boomerem i czytelnikiem milenialsem. Ten drugi pomyśli: „Ja też!”. Ten pierwszy: „Nie no, jasne, oczywiście, ale przecież to wszystko jest bardziej skomplikowane, nie ma co uogólniać…”. Poczytajcie jednak Stankiewicza sami. Na pewno znajdziecie coś lepszego, trafniejszego. Dającego do myślenia.