Z książkami jest jak z obrazami. Jedne umieją uchwycić detal, a inne są panoramami. Książka Alojzego Nowaka bez wątpienia należy do tej drugiej kategorii. Na takie publikacje także powinno być miejsce na półce z wartościową ekonomiczną literaturą.

Nowak związany był przez lata z Wydziałem Zarządzania UW. Profesorem jest od dwóch dekad, zaś rok temu został rektorem Uniwersytetu Warszawskiego.
Jego książkowa panorama składa się z dwóch części. Pierwsza jest – trzymając się malarskich metafor – rysowaniem tła. Mamy więc tu kontekst społeczno-polityczny tego, co się wokół dzieje. Chodzi głównie o krytykę wolnorynkowego kapitalizmu, która się w czasie ostatniej dekady (może półtorej) przez świat przetoczyła. I dziś nie można dalej o gospodarce rozmawiać tak, jakby się to nigdy nie wydarzyło. Na dodatek ta krytyka nie pozostała tylko na poziomie teorii i niszowych ekonomicznych debat Rodrika z Krugmanem. O nie. Mamy rok 2021, a nie 2014. I to nie jest moment, w którym Piketty po raz pierwszy napisał o nierównościach. Jesteśmy już dużo dalej.
Oznacza to, że pojawiła się już polityczna odpowiedź na potrzebę korekty kapitalizmu. Jednych ona przeraziła tak bardzo, że wypowiedzieli jej wojnę. Inni przyjęli ją z nadzieją i ciekawością. Nowak – i chwała mu za to – ten kontekst uwzględnia. Bo bez niego o gospodarce sensownie rozmawiać się nie da. No chyba że zadowala nas akademicka debata.
Druga część panoramy to rysowanie detalu i umieszczanie go w opisanym wcześniej tle. Ta część książki Nowaka poświęcona jest więc takim zagadnieniom jak Strategua na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju, lansowana swego czasu przez Mateusza Morawieckiego. Albo na przykład dylematom związanym z próbami kontroli przepływów kapitałowych przez kraj taki jak Polska. Czyli za duży na to, by na suwerenną politykę gospodarczą machnąć ręką. A zbyt mały, i zbyt mało doświadczony w tej materii, by robić to bez wysiłku.
W sumie książka Nowaka to ciekawa próba autorskiej syntezy i zmierzenia się z polskimi wyzwaniami. Co ważne, po swojemu i w sposób niezależny od publicystycznych mód oraz politycznych histerii. Słuszna to droga, bo od tego właśnie powinniśmy mieć ekonomiczne elity, by takiego namysłu nam dostarczały. I warto, żeby takie książki „widziały się” z innymi. Żeby zaczęły ze sobą rozmawiać. Bo tylko tak będziemy mieć dialog i pluralizm, a nie tylko monolog ekonomistów, którzy się ze sobą zgadzają.