Chińskie władze zamieniły prowincję Sinciang, ojczyznę muzułmańskich Ujgurów, w obóz koncentracyjny pod gołym niebem o wielkości równej pięciu Polskom

Badania pokazują, że w procesie wykorzeniania ekstremizmu emancypują się umysły ujgurskich kobiet w Sinciangu, a dzięki promocji równości płciowej i zdrowia reprodukcyjnego nie są już maszynami do rodzenia dzieci. Stają się pewniejsze siebie i bardziej niezależne” – taki wpis został opublikowany 7 stycznia na twitterowym koncie chińskiej ambasady w Waszyngtonie.
Reakcja internautów była natychmiastowa. Pojawiały się głosy, że trudno, by kobiety nie stawały się niezależne, skoro ich mężowie siedzą w obozach, lub żeby rodziły dzieci, skoro są przymusowo sterylizowane. Głos zabrał również ówczesny sekretarz stanu Mike Pompeo. – Chiny pod kierownictwem partii komunistycznej przeprowadzają ludobójstwo Ujgurów i przedstawicieli innych mniejszości etnicznych i religijnych w Sinciangu – powiedział.
Sinciang po chińsku jest zapisywany „Xinjiang”, co znaczy „nowa granica”. Po ujgursku w ramach polityki sinizacji też oficjalnie nazywa się Szindżang, jednak miejscowi wolą określać go mianem Szerki Türkistan, Turkiestanu Wschodniego. Ujgurowie to naród turkijski, blisko spokrewniony z Uzbekami. Na świecie jest ich 13,5 mln, z czego 12 mln mieszka w Chinach. Ale nawet w swojej własnej prowincji nie są już większością i w 2010 r. według danych oficjalnych stanowili 46 proc. populacji, choć gdy w 1949 r. powstawała Chińska Republika Ludowa, było ich tu 75 proc. Lata przesiedleń sprawiły, że 40 proc. mieszkańców Sinciangu to Chińczycy. Do tego 6 proc. Kazachów i przedstawicieli innych etnosów. Dziennikarze rzadko tam trafiają, a jeśli nawet, ich swoboda działania jest mocno ograniczona. Jeśli reżim panujący w całym kraju można uznać za ostry autorytaryzm, w Sinciangu panuje totalitaryzm. Ze wszystkim, co się z tym wiąże.
Kod QR na kuchennym nożu
Kaster Musachanuły i Murager Äłymuły mają odpowiednio 31 i 26 lat. Urodzili się i wychowali w północnym Sinciangu. Są etnicznymi Kazachami, wyznawcami islamu. W zeszłym roku trafili na łamy gazet, bo jako pierwsi uciekinierzy z Chin otrzymali w Kazachstanie status uchodźcy. To duże wydarzenie, bo ani Kazachstan nie jest oazą wolności w Azji Centralnej, ani trudno go podejrzewać o zamiar ryzykowania gniewu Pekinu. Początkowo kazachskie władze skazały mężczyzn na rok więzienia za nielegalne przekroczenie granicy, a dopiero po wyjściu na wolność zaczęły rozpatrywanie ich wniosku o ochronę międzynarodową.
W Chinach mężczyźni przeszli przez obozy reedukacyjne, ale i w Kazachstanie nie są do końca bezpieczni. 21 stycznia jednocześnie doszło do dwóch napadów na uciekinierów z Sinciangu. Murager spacerował po wsi Kojandy pod Nur-Sułtanem, gdzie mieszka. – Szedłem sam, na ulicy było ciemno. Dwie osoby, których wcześniej nie widziałem, machnęły nożem. W kieszeni miałem powerbank do telefonu, który uratował mi życie. Nóż trafił w urządzenie, zostałem lekko ranny. Potem uderzyli mnie w głowę metalowym przedmiotem – relacjonował mężczyzna w rozmowie z rozgłośnią Azattyk. W tym samym czasie kilkaset kilometrów dalej ktoś napadł na Kajszę Akan, także uciekinierkę z Turkiestanu Wschodniego. – Uderzyli ją w głowę, dusili i wlekli po ziemi, aż straciła przytomność – relacjonował Bekzat Maksutchanuły, szef pomagającej uchodźcom organizacji Prawdziwa Ojczyzna.
I Kajsza, i Murager opowiadali publicznie o swoich przeżyciach w chińskich obozach, więc inni uciekinierzy zaczęli się bać, że nawet za granicą grożą im chińscy siepacze. Dla Ujgurów Kazachstan pozostaje głównym kierunkiem ucieczek, choć w przypadku nielegalnego przekroczenia granicy normą jest co najmniej kilkumiesięczna odsiadka. Mimo to kazachskie więzienie jawi się jako kusząca perspektywa, bo w Sinciangu muzułmańskie mniejszości mają się znacznie gorzej. Od niemal dekady władze budują tam modelowy system kontroli społecznej, w którym tradycyjne obozy koncentracyjne łączą się z totalną inwigilacją, sterylizacją kobiet i agresywną reedukacją, po której Ujgurowie mają się stać bezmyślnymi wykonawcami polityki Komunistycznej Partii Chin (KPCh).
Gülzira Äujełchankyzy z mężem Tursynżanem mieszkali w Guldży (Yining) na samej granicy Chin z Kazachstanem. Ich problemy rozpoczęły się w 2012 r., gdy męża skierowano na przymusową reedukację. Kobieta opowiadała Azattykowi, że autobus zawoził go rano na kurs, po czym odwoził wieczorem do domu. Tursynżan nie chciał o tym rozmawiać, więc kobieta wie o nich tyle, że „mówili o powstrzymywaniu się od religii” i „obiecali znaleźć dla niego zatrudnienie po ukończeniu kursu”. Najwyraźniej to się nie udało, bo mąż został taksówkarzem. Rok później bezpieka zaczęła chodzić po domach i odbierać muzułmanom paszporty. Rodzina Gülziry schowała dokumenty w samochodzie. W 2014 r. udało im się legalnie wyjechać do Kazachstanu.
Trzy lata później Gülzira popełniła błąd. Zdecydowała się wrócić, by odwiedzić schorowanego ojca. Według Human Rights Watch (HRW) Kazachstan należy do 26 „wrażliwych państw”, których odwiedzenie oznacza dla mieszkańca Turkiestanu Wschodniego poważne kłopoty. Na liście są głównie kraje muzułmańskie, ale jest też Rosja. Gülzirę zatrzymali od razu po przekroczeniu granicy. Pobrali krew, zeskanowali tęczówkę, sfotografowali, nagrali próbkę głosu. I wysłali na 15 miesięcy do obozu reedukacyjnego, po którym czekało ją kilka miesięcy w obozie pracy. – Powiedziano mi, że w obozie przebywa 800 kobiet. Z góry wyglądałby jak zwykła szkoła z internatem, ale od środka wszędzie były kraty. Na zjedzenie śniadania miałyśmy pięć minut. Pierwszego dnia kazali mi opowiedzieć o wyprawie do Kazachstanu. Pytali, czy się modlę, dokąd jeszcze jeździłam i czy mam krewnych w więzieniu – opowiadała Azattykowi. Na wizytę w toalecie strażnicy dawali dwie minuty. Kto się spóźnił, był rażony prądem.
Niezamężne Ujgurki i Kazaszki bywały gwałcone. – Gdy jeden gwałcił dziewczynę, reszta sprawdzała reakcję współwięźniarek. Która się odwróciła, zamknęła oczy albo w inny sposób okazała złość czy szok, potem była dokądś zabrana i więcej jej nie widziałyśmy. Po tym wypadku trudno było mi zasnąć w nocy – mówiła izraelskiemu „Ha-Arecem” Sajragüł Sauytbaj, której udało się przedostać do Szwecji.
40-letnią dziś Gülzirę po 15 miesiącach przeniesiono do obozu pracy. Przez kilka kolejnych miesięcy szyła rękawiczki w fabryce Jiafang, za co w sumie otrzymała równowartość 50 dol. Wypuszczono ją w 2019 r. – Uprzedzili mnie, że w Kazachstanie mają swoich ludzi, którzy będą mnie pilnować, żebym nie powiedziała słowa za dużo – opowiadała Azattykowi.
W 2018 r. Sinciang odwiedził dziennikarz rosyjskiej „Meduzy”. Ze względów bezpieczeństwa redakcja nie ujawniła jego nazwiska; także dlatego, że reporter wjechał do ChRL jako turysta. Z jego relacji wynika, że w połowie poprzedniej dekady władze zaczęły przykręcać śrubę muzułmanom. Zakazano im utrzymywania kontaktów z mieszkańcami innych prowincji, w tym krewnymi. Ludzie w popłochu kasowali kontakty z telefonów. W miastach zaczęto instalować systemy monitoringu zdolne do automatycznego powiadamiania policji, jeśli gdzieś zebrała się kilkuosobowa grupka. W 2011 r. widziałem taki system na targach technologicznych w Genewie. Przy stoisku Huaweia, który go z dumą prezentował, na dłuższą chwilę zatrzymała się delegacja z Burundi z prezydentem Pierre’em Nkurunzizą.
W Chinach na pierwszy ogień poszedł wówczas Tybet, jednak wkrótce kamery zaczęto montować także w Turkiestanie. „Meduza” wiąże to z powołaniem w 2016 r. Chen Quanguo na nowego pierwszego sekretarza KPCh w Sinciangu. Chen wcześniej pełnił identyczną funkcję w Tybecie i jest znany z brutalności. Natychmiast rozpoczęła się kampania aresztowań. Za kratki można było trafić za zbytnią religijność, noszenie burki albo brody, publiczne rozmowy o Koranie, a nawet nadanie dzieciom arabskich imion. Policja pracowała według planu zatrzymań. Poszczególne komisariaty dostały konkretną liczbę ludzi do odłowienia, która w niektórych miejscowościach wynosiła 40 proc. ludności. Niektórych wkrótce wypuszczano z komend, ale innych kierowano do obozów koncentracyjnych.
Dziennikarzowi „Meduzy” po wjeździe do ChRL wgrano na telefon aplikację JingWang (po chińsku „czysta sieć”), którą od 2017 r. obowiązkowo instaluje się także miejscowym muzułmanom. Apka monitoruje ruch internetowy, alarmuje użytkownika w przypadku niebezpiecznych treści, które przegląda albo ściąga, ale i daje znać policji. Oficjalny powód? Walka z terroryzmem. W miastach i wzdłuż dróg w wielkiej niczym pięć Polsk prowincji wznoszą się maszty z kamerami rozpoznającymi numery rejestracyjne pojazdów i twarze ich pasażerów. Jak pisała „Meduza”, policji wystarczy siedem minut, by znaleźć dowolną poszukiwaną osobę, o ile przebywa ona akurat w miejscu publicznym.
W półmilionowym mieście Kaszgar roi się od policyjnych punktów kontrolnych. Każdy Ujgur, chcąc przemieścić się z jednego kwartału do drugiego, musi przejść kontrolę niczym na lotnisku: pokazać dokument, prześwietlić bagaż, czasem pokazać policjantowi telefon do przejrzenia. Przy kupnie noża kuchennego trzeba nanieść na przyrząd kod QR identyfikujący kupca. Względy bezpieczeństwa. Według mężczyzny o imieniu Ehmet, Chińczycy skonfiskowali ujgurskie książki wydane przed 2009 r. Mieszkania są regularnie przeszukiwane przez policję.
W Sinciangu działa też ogólnochiński system punktów społecznych. Każdy obywatel zbiera punkty lub je traci. Liczą się wykroczenia drogowe, palenie w miejscach publicznych, nieodpowiedzialne zachowanie w internecie albo rozmowy z podejrzanymi ludźmi, a z drugiej strony – oddanie krwi, udział w projektach propagandowych albo charytatywnych czy kursie chińskiego. Ludzie o szczególnie niskiej punktacji mogą mieć problem z uzyskaniem kredytu, znalezieniem porządnej pracy czy wynajmem mieszkania albo z kupnem biletu na pociąg. Rozmówcy reportera „Meduzy” przekonywali, że za samo bycie Ujgurem traci się 10 pkt. Od mieszkańców pobiera się też ślinę i krew w ramach wielkiego projektu badań genetycznych. Ich wykorzystanie to dopiero pieśń przyszłości, ale nietrudno założyć, że i indywidualny kod DNA może zostać użyty do dokręcania śruby niechińskim narodowościom.
– Jeździsz motocyklem bez kasku – tracisz punkty. Sadzasz dwóch pasażerów zamiast jednego – też. Często pojawiasz się na ulicy, przy której mieszkają „ekstremiści” – punktacja spada i trafiasz do aresztu. Stanąłeś w obiektywie kamery z niewłaściwym człowiekiem, bądź gotów odpowiedzieć na wiele pytań. Dlaczego dzwoniłeś na ten numer? Dlaczego kamera zarejestrowała cię z tym człowiekiem? Trzeba mieć dobre wytłumaczenie – kontynuował Ehmet. Władze opublikowały „75 oznak religijnego ekstremizmu”. Są wśród nich nawoływania do dżihadu, ale też nagłe rzucenie palenia i picia alkoholu albo kupno namiotu bez wyraźnego powodu. Wykazanie którejś z oznak to prosta droga do obozu reedukacyjnego. HRW w raporcie „Erradicating Ideological Viruses” (Wyniszczanie wirusów ideologicznych) z 2018 r. opisuje, że są one przepełnione, więźniowie – poddawani przemocy fizycznej i psychicznej, pozbawieni właściwej pomocy medycznej. Kobiety bywają sterylizowane.
– Jeśli nie przejdą tych szkoleń, nigdy nie zrozumieją w pełni zagrożenia religijnym ekstremizmem – mają mówić urzędnicy według ujawnionych przez „New York Times” dokumentów. Kto w to wątpi, jest oskarżany o „szerzenie plotek”, co też jest obarczone ryzykiem. Nie wiadomo, ile osób siedzi aktualnie w obozach reedukacyjnych, po ujgursku nazywanych z rosyjska „lager”. Według raportu chińskich władz z 2019 r. w sumie „przeszkolono” 7,7 mln spośród 25 mln mieszkańców prowincji. Jedna z rozmówczyń HRW mówiła, że od 2017 r. przez obozy przewinęło się 17 mężczyzn z jej rodziny. Reedukacja – jak opisywał na łamach „Foreign Policy” były więzień imieniem Iman – polega na żelaznej dyscyplinie, wielogodzinnych marszach i oglądaniu filmów, na których rządowy imam tłumaczy właściwą interpretację islamu. I lekcjach języka; niektórzy więźniowie są informowani, że nie wyjdą, dopóki nie nauczą się co najmniej 1000 znaków chińskiego pisma. Czas jest też zabijany śpiewem takich pieśni, jak „Meiyou Gongchandang jiu meiyou xin Zhongguo” (Bez KPCh nie ma nowych Chin) albo „Shehuizhuyi hao” (Socjalizm jest dobry). Przed posiłkiem jest czas na świecką modlitwę. – Jestem wdzięczny partii, wdzięczny ojczyźnie, wdzięczny prezydentowi Xi. Życzę prezydentowi Xi zdrowia, ojczyźnie – dobrobytu, a grupom etnicznym – harmonii – mówią więźniowie.
Nie okazywać łaski
Zagrożenie terrorystyczne w Sinciangu nie jest zupełnie wydumane. Chińczycy są obecni w regionie dopiero od XVIII w., co w skali tej cywilizacji oznacza dość krótki okres panowania. W dodatku przez znaczną część tego czasu ich kontrola nad pustynnym, odległym regionem była mocno symboliczna. W latach 30. i 40. XX w., gdy w Chinach trwała wojna domowa, Ujgurzy przy wsparciu Związku Radzieckiego próbowali wybić się na niepodległość. Ostatnią taką próbą była pięcioletnia rebelia w północnym Sinciangu, która wybuchła w 1944 r. Ujgurzy przy wsparciu Moskwy proklamowali tam Republikę Turkiestanu Wschodniego. Przez pięć lat walczyli z rządem nacjonalistów, a gdy ten został pokonany przez komunistów, zgodzili się negocjować pokój. Zanim jednak zawarto układ, większość ujgurskich polityków, w tym prezydent Ehmetdżan Kasim, zginęła w 1949 r. w tajemniczej katastrofie lotniczej w ZSRR.
W latach 90. zaczął rosnąć w siłę ujgurski separatyzm z silnym zabarwieniem islamistycznym. W 1990 r. w mieście Baren doszło do krwawych starć chińskiej armii z bojownikami Turkiestańskiej Partii Islamskiej (TIP). W 1997 r. Ujgurzy przeprowadzili skoordynowane zamachy bombowe na autobusy w Urumczi, stolicy prowincji, zabijając osiem osób. W 2011 r. bojownicy TIP zaatakowali posterunek policyjny w Hoten (Hetian). Użyto granatów i koktajli Mołotowa, zginęło w sumie 18 osób, w tym 14 napastników. W 2014 r. doszło do całej serii ataków; w najkrwawszym zginęły 43 osoby, gdy zamachowcy samobójcy wjechali dwoma wypełnionymi ładunkami wybuchowymi suvami w tłum na bazarze w Urumczi. W innym 31 osób zostało zasztyletowanych na dworcu kolejowym. To wówczas Pekin ogłosił kampanię antyterrorystyczną.
Ujgurscy ochotnicy byli widywani w szeregach afgańskich talibów i w oddziałach Państwa Islamskiego w Syrii. W 2002 r. Amerykanie umieścili TIP (pod inną nazwą) na liście organizacji terrorystycznych za udział w szkoleniach i korzystanie ze wsparcia finansowego Al-Kaidy. Ajman az-Zawahiri, lider tej ostatniej grupy, wymieniał Sinciang jako jeden z terenów prowadzenia dżihadu przeciwko niewiernym. 22 Ujgurów przewinęło się przez amerykański obóz jeniecki w Guantanamo na Kubie. TIP została zdjęta z listy terrorystów w październiku 2020 r. na fali tarć między republikańską administracją Donalda Trumpa a władzami w Pekinie. Argumenty dotyczące ludobójstwa dokonywanego na Ujgurach w ChRL coraz częściej pojawiają się też w dyskusji nad dopuszczaniem chińskich firm na rynki zachodnie, w tym do budowy infrastruktury 5G.
W 2019 r. „New York Times” ujawnił kilka nieprzeznaczonych dla szerokiego audytorium przemówień prezydenta Xi Jinpinga. – Metody używane przez naszych towarzyszy są zbyt prymitywne. Żadna z nich nie jest odpowiedzią na ostrza ich wielkich maczet, siekiery i broń białą. Musimy być tak samo brutalni jak oni, i nie okazywać łaski – mówił podczas odprawy jednostki kontrterrorystycznej w Urumczi. – Ludzie owładnięci religijnym ekstremizmem mają zniszczone sumienia, tracą człowieczeństwo i mordują bez mrugnięcia oka – dodawał. W innej mowie tłumaczył, że ekstremizm to „narkotyk, przez który tracą zmysły, szaleją i są gotowi na wszystko”.
Publicznie Pekin zaprzecza zarzutom, nazywając je kłamstwem antychińskich kół. – Sinciang to miejsce nie tylko piękne, ale też bezpieczne i stabilne – przekonywał Szöhret Zakir, nominalny przywódca regionu, Ujgur. „W Sinciangu nie chodzi o prawa człowieka, narodowość czy religię, ale o walkę z terroryzmem i separatyzmem. Chiński rząd zgodnie z prawem zainicjował wysiłki antyterrorystyczne i deradykalizacyjne, aby chronić ludzkie życie, co spotkało się z żarliwym poparciem wszystkich grup społecznych (…). W Sinciangu nigdy nie istniały tzw. obozy reedukacyjne. Centra szkoleniowo-edukacyjne dla dorosłych powstały zgodnie z prawem i są instytucjami edukacyjno-szkoleniowymi o charakterze antyterrorystycznym i deradykalizacyjnym. Dzięki nim od czterech lat nie doszło do żadnego aktu terroru” – czytamy na stronie ambasady ChRL w Warszawie. ©℗
Metody używane przez naszych towarzyszy są zbyt prymitywne. Żadna z nich nie jest odpowiedzią na ostrza ich wielkich maczet, siekiery i broń białą. Musimy być tak samo brutalni jak oni, i nie okazywać łaski – mówił prezydent Chin XI Jinping podczas odprawy jednostki antyterrorystycznej w Urumczi