Marnujemy, wyrzucamy, spuszczamy w klozecie. Kupujemy tanio i dużo, co równa się tonom wyrzucanego jedzenia, które w przeciwieństwie do ciuchów z sieciówki nie podlega recyklingowi.
Nie cierpimy brzydoty, nawet jeśli dotyczy jedynie kostropatych marchewek i nieforemnych jabłek. Błyszczące, idealnie wykształcone, równo zabarwione. Koniecznie ułożone symetrycznie. Z ogonkami do góry. W idealnej harmonii z sąsiednimi skrzynkami. Tak, te jabłka sprzedadzą się na pewno. Nieco bardziej pokraczne, z plamkami i brzydkim odcieniem czerwieni lądują w skrzynce na odpady. Każdego dnia Grzesiek razem z innymi pracownikami jednego z warszawskich supermarketów zbiera kilkanaście takich skrzynek samych jabłek. Bo chociaż producenci i hodowcy dobrze wiedzą, co mają przywozić, w każdej dostawie znajdą się brzydkie produkty. Większość prosto ze skrzynki trafi do śmieci. W dużych sklepach nie ma miejsca na brzydotę, chyba że okraszoną certyfikatami i cenami trzy razy wyższymi niż standardowe. Eko tłumaczy brzydotę. Nawet jeśli jest tylko nalepką. – Większość owoców, które musimy wyrzucać, naprawdę nadaje się do spożycia. Wystarczyłoby tylko obniżyć cenę, wielu na pewno z chęcią by sobie takie jabłka czy ogórki kupiło – uważa Grzesiek. – Ale nie, lepiej wyrzucać. Szlag czasem człowieka trafia, ale gdybym chciał komuś te owoce podarować, straciłbym pracę. Co kilka miesięcy mamy na hali charytatywne zbiórki żywności. Zamiast organizować zbiórki, wystarczyłoby przekazywać te produkty potrzebującym. One wciąż nadają się do spożycia.
Wielkie karmienie na Trafalgar Square
Tristram Stuart jest angielskim historykiem i publicystą. I od lat walczy ze swoimi rodakami, którzy przodują w Europie pod względem ilości marnowanego jedzenia. Szacuje się bowiem, że statystyczny Brytyjczyk wyrzuca rocznie ponad 153 kg produktów żywnościowych. W 2009 r. ukazała się głośna książka Stuarta „Waste: Uncovering the Global Food Scandal”, za którą otrzymał prestiżową IACP Cookbook Award. Niedługo potem Stuart zorganizował akcję „Feeding the 5k” na londyńskim placu Trafalgar Square, karmiąc 5 tys. osób wyłącznie jedzeniem odrzuconym przez supermarkety. Dzisiaj Stuart doradza instytucjom i firmom (m.in. supermarketom i restauracjom), jak ograniczać marnotrawstwo żywności. Sam wychował się w szacunku dla natury w Sussex, gdzie już jako 15-latek hodował świnie i kurczaki. – Kraje zachodnie wyrzucają prawie połowę swojego jedzenia nie dlatego, że jest niejadalne, ale dlatego że źle wygląda – podkreśla Stuart, przytaczając szokujące dane dotyczące żywnościowych odpadów. – Marnujemy niewyobrażalne ilości jedzenia, ponieważ jest tańsze i bardziej dostępne. Przez to kupujemy więcej, więcej i więcej. I połowę z tego wyrzucamy.
Marnują Brytyjczycy, marnują Niemcy, Francuzi i Holendrzy. Polska jest już na piątym miejscu krajów, które marnują najwięcej. Do utylizacji idzie u nas aż ponad 9 mln ton rocznie. Już podczas samego pakowania żywności, np. warzyw do mrożonek, odrzucanych jest kilkaset ton. Z powodu np. lekkiej skazy na fasolce lub niesymetrycznych brzegów liści sałaty.
Od lat edukować próbuje nas Federacja Polskich Banków Żywności. Na razie z marnym skutkiem. Aż 35 proc. Polaków przyznaje się w oficjalnych badaniach do marnowania artykułów spożywczych. Z badań przeprowadzonych przez Millward Brown na zlecenie FPBŻ wynika, że najczęstszymi przyczynami wyrzucania jedzenia są przegapienie terminu przydatności do spożycia, niewłaściwe przechowywanie żywności, a także zbyt duże posiłki i zbyt duże sprawunki. Bo jemy oczami.
Kupujemy więcej, niż jesteśmy w stanie zjeść, a co gorsza, często nie mamy w ogóle pomysłów, żeby wykorzystać to, co kupiliśmy. Najbardziej marnujemy pieczywo, owoce, wędliny, warzywa, a także ziemniaki, jogurty, sery, mięso, mleko i dania fast food. Eksperci na wszystkie sposoby próbują nauczyć nas rozsądnego gospodarowania jedzeniem, proponując różnego rodzaju aplikacje oraz gry online, w których zakładamy własne, wirtualne lodówki. Cel – tak się nią opiekować, żeby nic się nie zepsuło. Gracz może produkty zjeść, wyrzucić, zamrozić albo przekazać przyjacielowi, zapraszając go do aplikacji. Większość grających ponosi jednak sromotną klęskę.
Doktor Magdalena Tomaszewska-Bolałek zajmuje się antropologią jedzenia. Od lat popularyzuje kulturę żywieniową, jest też kierowniczką podyplomowych studiów Food Studies na Uniwersytecie SWPS w Warszawie. – Ludzie wyrzucają chleb, warzywa, ale czasem się zdarza, że marnuje się nawet połowa tego, co kupiliśmy. Wystarczy, że niespodziewanie wyjedziemy po zrobieniu dużych zakupów. Niektórzy kupują więcej i w większych opakowaniach, licząc, że będzie taniej. Jeszcze inni robią duże zakupy, myśląc, że w ten sposób będą gotować w domu, a potem okazuje się, że nie ma na to czasu. Marnowanie powiązałabym raczej z modelem robienia zakupów niż z grupą wiekową. Osoby robiące zakupy codziennie na pewno wyrzucają mniej jedzenia (tak jak np. w krajach azjatyckich) niż te robiące duże zakupy np. raz na tydzień – mówi dr Tomaszewska-Bolałek.
Jedzenie marnują wszystkie pokolenia. Wyjątek stanowią osoby powyżej 80.–85. roku życia, które w pamięci mają jeszcze czasy wojenne. Tylko dla nich wyrzucanie żywności jest nie do przyjęcia.
Doktor Martin Dahl, politolog i ekonomista z Uczelni Łazarskiego, zauważa jednak jeszcze jedną linię podziału. – Im wyższy dochód miesięczny przypadający na jednego członka rodziny, tym wyższa skłonność do marnotrawienia żywności. Osoby o wyższym statusie społecznym i wyższych dochodach częściej wyrzucają żywność niż osoby mniej zamożne – uważa dr Dahl. – Standardy i normy stosowane przez sklepy i supermarkety wynikają z konkretnego popytu zgłaszanego przez konsumentów. Są stosowane, ponieważ ludzie chcą kupować ładne i idealne owoce, nawet jeśli są niższej jakości. Supermarkety dostosowują się jedynie do oczekiwań klientów – podkreśla dr Dahl. – Dopóki my jako klienci nie zmienimy naszych preferencji i nawyków, dopóty sklepy będą nam proponowały wyselekcjonowane produkty, a pozostałe będą wyrzucane.
52 kilogramy rocznie
Czy z wyrzucaniem jedzenia przy takiej jego dostępności i mnogości można w ogóle zwyciężyć? Wystarczy wskazać chociażby na Danię, która zredukowała marnotrawienie żywności aż o 25 proc. w ciągu pięciu lat. A wszystko to za sprawą jednej kobiety Seliny Juul. Selina, która w wieku 13 lat przeprowadziła się do Danii z Rosji, była zszokowana ilością marnowanej w duńskich supermarketach żywności wciąż nadającej się do spożycia.
– Pochodzę z kraju, gdzie w czasach komunizmu nigdy nie wiedzieliśmy, czy starczy nam jedzenia. Dla mnie to niewyobrażalne, że jedzenie można tak po prostu wyrzucać – mówiła BBC. Stworzona przez nią organizacja Stop Spild af Mind diametralnie zmieniła mentalność Duńczyków. Selina zaczęła od Remy 1000, największego dyskontu w Danii, w której obniżono ceny, żeby zmniejszyć marnotrawienie żywności. Max Skov Hanser, sprzedawca z Remy 1000, przyznał, że wyrzucanych było od 80 do 100 bananów każdego dnia. Od kiedy supermarket zaczął przyklejać na bananach naklejkę: „Weź mnie, jestem darmowy”, marnowanie bananów udało się zredukować aż o 90 proc. Rok temu w Kopenhadze otwarto także kilka sklepów Wefood, pierwszych dyskontów sprzedających przeterminowane produkty podarowane przez supermarkety i dostawców. Wszystko o 30–50 proc. tańsze niż normalnie. Zysk ze sprzedaży wefoodowych produktów przekazywany jest do organizacji charytatywnych. Już wiadomo, że Wefood pomaga zmniejszyć marnowanie 700 tys. ton utylizowanej w Danii żywności.
Żywność, jak podkreślają bowiem Stuart, Juul i wielu innych, to nie tylko surowiec, ale przede wszystkim woda i energia zużyte podczas procesu produkcji.
Dorota Napiórkowska, koordynatorka ds. darowizn żywności z sieci handlowych z Federacji Polskich Banków Żywności, zaznacza, że każdy Polak wyrzuca rocznie około 52 kg żywności. Zazwyczaj dlatego, że przegapia termin przydatności do spożycia, zbyt dużo kupuje. – Wytworzenie każdego bochenka chleba, torebki cukru czy kartonu mleka oznacza konkretne ilości kilowatogodzin energii zużytych w procesie produkcyjnym. Kilogram wyrzuconej wołowiny oznacza z kolei zmarnowanie 5–10 ton wody użytej do jej wyprodukowania – dodaje Napiórkowska.
Tymczasem, jak zauważają ekonomiści, marnowanie żywności paradoksalnie wpływa na wzrost cen produktów, ponieważ generuje zwiększoną konsumpcję. – Wyższe koszty żywności sprawiają, że ludzi nie stać na zakup pełnowartościowych produktów spożywczych i zastępują je tańszymi odpowiednikami, a to prowadzi do ubóstwa jakościowego spożywanych posiłków. Marnowanie żywności ma także dużo gorsze konsekwencje dla środowiska. Dla przykładu w Wielkiej Brytanii wyrzuca się więcej żywności niż opakowań, a ponad 25 proc. wyrzucanej żywności jest wciąż nierozpoczęte i w opakowaniu – mówi Napiórkowska. – Energochłonna produkcja żywności, a tym bardziej jej marnowanie przyśpiesza zmiany klimatyczne. Około 20 proc. produkcji gazów cieplarnianych wiąże się z produkcją, przetwarzaniem, transportem i przechowywaniem żywności. A metan pochodzący z gnijącej żywności jest nawet 20-krotnie groźniejszym gazem cieplarnianym niż dwutlenek węgla.
Wina i kara
Statystyki jednogłośnie za marnowanie żywności obarczają duże sklepy, które wyrzucają aż dwie trzecie z 9 mln ton jedzenia utylizowanego rocznie w Polsce. Profesor dr hab. Anna Dąbrowska z Zakładu Badań Zachowań Konsumentów Szkoły Głównej Handlowej podkreśla, że skala marnotrawstwa jest ogromna. A najbardziej zauważalna na przykładzie supermarketów czy dyskontów, które niszczą setki kilogramów żywności dziennie. – Jak się okazuje, najmniej żywności organizacjom charytatywnym przekazują sieci handlowe. A często to, co przekazują, ma bardzo krótki okres ważności – mówi prof. Dąbrowska.
Dlatego zdaniem prof. Dąbrowskiej projekt ustawy o przeciwdziałaniu marnowania żywności, o którym dyskutowano podczas posiedzenia trzech komisji: rodziny, środowiska oraz ustawodawczej, zasługuje na uwagę. – Projekt ten zakłada, że za każdy kilogram zmarnowanej żywności sklepy o powierzchni powyżej 250 mkw. zapłacą 10 gr. Tylko czy to sklepy zapłacą, czy w efekcie konsument? Może warto pomyśleć o działaniach edukacyjnych wśród handlowców, uświadamiających problem marnowania żywności i współpracy z instytucjami charytatywnymi – zastanawia się ekspertka, jako przykład podając ustanowiony w 1979 r. przez Organizację ds. Wyżywienia i Rolnictwa (FAO) Światowy Dzień Żywności. – Jest on obchodzony corocznie na całym świecie, także w Polsce, ale moim zdaniem jest zbyt słabo nagłaśniany. Świadomość Polaków na temat biedy, głodu, niedożywienia, skali marnowania żywności powinna być budowana od przedszkola do późnej starości. Powinno wpajać się odpowiednie zachowania konsumenckie, lecz także wrażliwość, otwartość na innych, umiejętność dzielenia się, np. poprzez organizacje charytatywne. Mało żywności przekazują nie tylko duże sklepy, ale również sami Polacy. W 2015 r. przekazaliśmy bankom żywności zaledwie 65 tys. ton jedzenia – dodaje prof. Dąbrowska.
Jednak zdania co do największych szkodników są różne. Zdaniem dr. Martina Dahla z Uczelni Łazarskiego wbrew powszechnie panującej opinii o marnotrawieniu żywności przez duże sklepy ich udział w wyrzucanej żywności nie przekracza... 5 proc.
– Żywność w 40 proc. wyrzucana jest na różnych etapach cyklu produkcyjnego oraz w około 15 proc. przez podmioty prowadzące działalność gastronomiczną. Ze stratami bądź marnowaniem żywności mamy więc do czynienia w całym łańcuchu dostaw. Począwszy od gospodarstwa rolnego, na etapie przetwarzania i produkcji, a także w sklepach, restauracjach, stołówkach czy gospodarstwach domowych – wyjaśnia dr Dahl, dodając, że zastosowanie odpowiednich rozwiązań prawnych mogłoby ten odsetek zmniejszyć. – Na przykład sklepy mogłyby być zobligowane do sprzedaży jednodniowego pieczywa z odpowiednim rabatem lub przekazywania produktów z bliskim terminem przydatności do spożycia organizacjom charytatywnym. Być może warto także zastanowić się nad regulacjami dotyczącymi umieszczania na opakowaniach terminów przydatności do spożycia. Większość ludzi się nimi sugeruje, a po ich upływie wyrzuca produkty, mimo że nadal nadają się one do spożycia. We Francji już dawno temu wprowadzono prawo obligujące właścicieli sklepów o powierzchni powyżej 400 mkw. do podpisywania umów z organizacjami pomocowymi na przekazywanie produktów, które mogłyby się zmarnować. Za marnowanie żywności wprowadzono zaś karę w wysokości nawet do 75 tys. euro lub pozbawienia wolności do lat dwóch. Włosi z kolei stosują ulgi podatkowe w stosunku do przedsiębiorców, którzy przekazują po 24 godzinach pieczywo organizacjom charytatywnym – mówi dr Dahl.
Zasada czterech P
Ocenia się, że w samej Unii Europejskiej marnuje się około 89 mln ton żywności wartej 143 mld euro, a średnio każdy Europejczyk co roku marnuje 150–173 kg jedzenia, co oznacza, że do kosza wyrzuca 20–30 proc. kupionego jedzenia. Kraje radzą sobie z problemem marnowania żywności na różne sposoby. Bruksela przygotowała np. program „Good Food”. Mieszkańcy mogą uczestniczyć w warsztatach sztuki kulinarnej, na których uczą się, jak maksymalnie wykorzystywać produkty spożywcze w kuchni przy jednoczesnym minimalizowaniu powstawania odpadów. Poza tym miejscowe supermarkety mają być objęte przymusem nawiązania współpracy z przynajmniej jedną organizacją zajmującą się zagospodarowaniem niewykorzystanej żywności (np. bankiem żywności).
– W wielu krajach zwraca się uwagę na etnocentryzm konsumencki, czyli wykorzystywanie dostępnych lokalnie i sezonowo produktów. Na uwagę zasługuje zasada 4P: Planujemy, Przetwarzamy, Podzielmy się i Posegregujmy, którą lansuje Carrefour Polska. Ja staram się zaszczepić w studentach Szkoły Głównej Handlowej zwyczaj robienia listy zakupów (tradycyjnej lub w komórce), sprawdzania, co jest w lodówce i szafkach, zanim wpiszemy produkt na listę, wykorzystywania tego, co zostaje i co może stanowić bazę dla dań, które są niepowtarzalne, bowiem powstają według naszej fantazji kulinarnej – wyjaśnia prof. Dąbrowska.
Doktor Tomaszewska-Bolałek dodaje, że w przypadku dużych sklepów trudno z dnia na dzień zmniejszyć skalę marnowania żywności. – Zawsze można zamawiać mniej towaru, ale często jest to źle odbierane przez konsumentów. Chodzi przecież o to, by w sklepie było wszystko i w dużych ilościach. Jednym ze sposobów walki z marnowaniem jedzenia są też zapisy na produkty, ale wymaga to zarówno zaangażowania ze strony sklepu, jak i klientów – mówi dr Tomaszewska-Bolałek.
Prawdopodobnie skala marnowania żywności byłaby mniejsza, gdyby sklepy przekazywały ją bankom żywności przed upływem daty przydatności do spożycia. Dlatego też w najnowszym projekcie zaproponowano dla takich celów wydłużenie daty minimalnej trwałości („najlepiej spożyć do...”). Miał go ustalać resort zdrowia. Jest szansa, że dzięki temu więcej jedzenia trafi do potrzebujących. Wprawdzie już od ponad trzech lat, za sprawą historii słynnego piekarza Waldemara Gronowskiego, który zbankrutował, przekazując chleb biednym, producenci są zwolnieni w tej sytuacji z VAT, to chętnych nadal nie ma wielu. Zamiast dać, mimo wszystko wolimy sprzedać. Chociażby za połowę, ale jednak sprzedać. I nikomu nic do tego, że trzy czwarte z tych przecenionych produktów zgnije i wyląduje w koszu.
Polska jest na piątym miejscu krajów, które marnują najwięcej. Do utylizacji idzie u nas ponad 9 mln ton żywności rocznie. Już podczas pakowania, np. warzyw do mrożonek, odrzucanych jest kilkaset ton. Z powodu lekkiej skazy na fasolce lub niesymetrycznych brzegów.