Od ponad pół roku nad założeniami systemu rozszerzonej odpowiedzialności producenta (ROP) pracował ministerialny zespół składający się z przedstawicieli przedsiębiorców, samorządowców i organizacji społecznych. Choć nieoficjalnie od dawna było wiadomo, że podczas obrad ścierają się ze sobą dwa skrajnie różne stanowiska, to członkowie tego zespołu konsekwentnie odmawiali jakichkolwiek komentarzy, powołując się na ministerialne zobowiązanie do zachowania tajemnicy.

Miało to uchronić proces formowania się ROP przed medialną burzą, która towarzyszyła mozolnym i pełnym wpadek pracom nad systemem kaucyjnym. Pierwsze założenia mieliśmy poznać podczas dzisiejszego posiedzenia sejmowej podkomisji stałej ds. monitorowania gospodarki odpadami. Jej przewodnicząca Gabriela Lenartowicz (PO) ujawniła jednak przekazany jej przez resort dokument już w poniedziałek. Uruchomiło to lawinę pretensji ze strony przedsiębiorców.

Rozszerzona odpowiedzialność producenta to nowy podatek?

Ministerstwo Klimatu i Środowiska (MKiŚ) wbrew licznym obietnicom wzięcia pod uwagę stanowisk wszystkich interesariuszy, gruntownie zmieniło swoje podejście co do założeń ROP. O ile we wrześniu ub.r. zaproponowało rozwiązania zgodne ze sprawdzonymi wzorcami, skutecznie realizowanymi w innych krajach UE, a jednocześnie uwzględniającymi polską specyfikę gospodarki komunalnej, to po kilku miesiącach zdecydowało się na sprzeczny z zasadami gospodarki obiegu zamkniętego (GOZ) i antyrynkowy wariant parapodatkowy, istniejący wyłącznie w Chorwacji i na Węgrzech” – czytamy w apelu przesłanym do premiera Donalda Tuska przez 32 organizacje sektora rolno-spożywczego.

„Naszym zdaniem obecna koncepcja gospodarki odpadami opakowaniowymi (...) podwyższy ceny produktów żywnościowych w sklepach, zmuszając polskich konsumentów do zwiększenia i tak już wysokich wydatków na żywność na podstawowe artykuły” – ostrzegają przedsiębiorcy.

Do wprowadzenia ROP obligują nas przepisy unijnego prawa. Zgodnie z nimi to na producentach, a nie, jak dotąd, na samorządzie, a więc w praktyce na mieszkańcach gmin ma spoczywać ciężar finansowania recyklingu odpadów. Głównym celem ROP jest przejście ku modelowi GOZ, w którym zużyte opakowania wracają do ich wytwórców, a pochodzący z nich surowiec jest ponownie wykorzystywany. Za odzysk opakowań zapłacą ich wytwórcy. Za sortowanie odpadów – tak jak dotąd – mają odpowiadać samorząd i związane z nim spółki odpadowe. To nie wzbudza niczyich protestów.

W czyich rękach kontrola?

Rozbieżność zdań zaczyna się, gdy mowa o nadzorze nad procesem sortowania. Gminy chcą, by kontrolę nad ich pracą sprawował Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej (NFOŚiGW), natomiast przedsiębiorcy proponują, by to utworzeni przez nich operatorzy pełnili rolę nadzorców gmin.

W pierwszym wariancie – do którego przychylił się resort klimatu – rola producentów ogranicza się do płacenia, zaś samorządy decydują o sposobie sortowania i gospodarowania odpadami. Drugi wariant – odrzucony przez resort – zakładał, że producenci, w zamian za ponoszone przez siebie koszty zbiórek, mieliby realny wpływ na działania podejmowane przez gminy, a w razie niewywiązywania się przez nie z obowiązku efektywnego odzysku mogliby bezpośrednio egzekwować tę odpowiedzialność.

– Na co były te wszystkie spotkania i negocjacje w MKiŚ? Wychodzi przecież na to, że producenci nie będą mogli w żaden sposób wpływać na efektywność selektywnej zbiórki ani poziomy recyklingu, czyli na zasadach rynkowych wpływać na samorządy, by te zarządzały odpadami bardziej efektywnie pod względami finansowym i środowiskowym. Zaś strategia NFOŚ jako operatora ROP w takim systemie będzie się zapewne opierała na łataniu jego dziur w drodze podnoszenia nam opłat – według zasady «im gorzej, tym drożej» – ocenia Andrzej Gantner, dyrektor generalny Polskiej Federacji Producentów Żywności (PFPŻ).

Przyjęty przez resort klimatu model ROP podoba się za to samorządom i osobom zarządzającym instalacjami przetwarzania odpadów komunalnych. Chodzi przede wszystkim o utrzymanie jako fundamentu gminnego systemu.

– Propozycja producentów była dla nas jak topór. Uniknęliśmy ścięcia. Miało to wyglądać tak, że organizacje odzysku podpisywałyby umowy z gminami i dyktowały, jak samorządy mają organizować postępowania przetargowe na zbiórkę opakowań. Finalnie te same organizacje oceniałyby poziom selektywnej zbiórki i decydowałyby o przekazaniu opłaty bądź nie – tłumaczy Olga Goitowska, dyrektor wydziału gospodarki komunalnej Urzędu Miejskiego w Gdańsku, reprezentująca Unię Metropolii Polskich.

Wbrew unijnemu prawu?

Samorządowcy podkreślają, że to od producentów będzie zależeć, jak wysokie opłaty poniosą. Jeśli ograniczą liczbę opakowań i wprowadzą ekoprojektowanie (przystosowywanie opakowań do ich ponownego użycia), koszty będą odpowiednio niższe. Przekonują również, że głównym celem ROP nie jest współfinansowanie gminnego systemu przez producentów, ale ograniczenie ilości śmieci z opakowań i podniesienie ich jakości – tak, aby łatwiej było je zagospodarowywać.

– W tym modelu nie będzie miejsca dla organizacji odzysku opakowań, czyli podmiotów kontrolowanych przez samych producentów, ponieważ rolę operatora, czyli poborcy środków finansowych, będzie odgrywał podmiot publiczny. W związku z tym wpływ wprowadzających na dalsze losy ich opakowań będzie bardzo znikomy. To zaś wywołuje poważne obawy po stronie przedstawicieli przedsiębiorców, ponieważ może być sprzeczne nie tylko z dyrektywą odpadową, lecz także z rozporządzeniem PPWR – kontruje Piotr Mazurek, ekspert ds. gospodarki obiegu zamkniętego z Konfederacji Lewiatan.

Założeń ROP broni Maciej Kiełbus, partner zarządzający w kancelarii Ziemski & Partners oraz współpracownik Związku Miast Polskich.

– Model będzie stabilny i weryfikowalny dzięki temu, że operatorem będzie NFOŚiGW. Wchodzimy więc w reżim finansów publicznych, co daje możliwość kontroli przepływów finansowych. Będziemy mieli do czynienia ze środkami znaczonymi, które będzie można przeznaczyć wyłącznie na ustawowo określone cele. Inne ich wydatkowanie będzie stanowiło naruszenie dyscypliny finansów publicznych przez włodarzy gmin – mówi.

Pieniądze z opłat będą trafiać nie tylko do gmin, lecz także do instalacji przetwarzania i recyklingu odpadów o negatywnej wartości rynkowej – w zależności od masy śmieci, którymi będą się zajmować. – To zasadne i w pełni zgodne z artykułem 8a dyrektywy odpadowej. Będzie to system motywujący i poprawiający działanie obecnego – niesprawiedliwego i niedoinwestowanego – który już od ponad dwóch lat powinien być objęty ROP – uważa Piotr Szewczyk, prezes zarządu Rady RIPOK Związek Pracodawców.

Kopiowanie Węgier

Zdaniem Andrzeja Gantnera model ROP zaproponowany przez MKiŚ najbardziej przypomina scentralizowany system węgierski, który daje mierne rezultaty (patrz: infografika). Nasz rozmówca wskazuje, że dyrektywa odpadowa zakłada transparentność kosztów i zasadę „wprowadzający płaci tylko za swoje odpady, a nie za całą gospodarkę komunalną”. Resort proponuje zaś uśrednienie kosztów. Gantnera martwi brak wpływu producentów na zasady ekomodulacji (uzależnienie opłaty od wpływu opakowania na środowisko). Dyrektor PFPŻ wskazuje, że rodzaj materiałów wykorzystywanych do pakowania żywności wynika z obowiązku zapewnienia bezpieczeństwa konsumentowi, a zatem nie można go zmienić.

Przedstawiciele lokalnych władz odrzucają argument, że rząd kopiuje system węgierski. – Tam rola samorządu i sektora prywatnego została zmarginalizowana. W modelu ROP resort proponuje ich wzmocnienie – ocenia Olga Goitowska. Dodaje też, że – wbrew stanowisku przedsiębiorców – ROP nie wpłynie na inflację, ponieważ koszty ekoprojektowania szacuje się na kilka groszy na opakowaniu.

– Finalnie zapłacimy my wszyscy jako konsumenci, a stwierdzenie, że dzięki takiemu systemowi ROP spadną koszty nam, jako mieszkańcom, będzie w ostatecznym rozrachunku fałszywe. Jedno jest natomiast pewne – największymi wygranymi takiego systemu będą firmy odpadowe – prognozuje Andrzej Gantner. ©℗

ikona lupy />
Centralizacja nie przynosi oczekiwanych rezultatów / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe