W sprawie wytoczonej przez jednego z członków konsorcjum muszą uczestniczyć wszyscy pozostali, a ryzyko rażącej straty uzasadniającej zmianę umowy na podstawie klauzuli rebus sic stantibus powinno dotyczyć konsorcjum jako całości – uznał Sąd Najwyższy.
Chodziło o umowę, jaką w 2014 r. zawarło konsorcjum czterech firm ze Skarbem Państwa. Kontrakt ten dotyczył budowy i obsługi systemu dozoru elektronicznego. Problem polegał na tym, że umowa przewidywała działanie systemu zgodnie z obowiązującą w chwili jej zawarcia ustawą o wykonywaniu kary pozbawienia wolności poza zakładem karnym w systemie dozoru elektronicznego. W 2015 r. ustawa ta została jednak uchylona, a zasady dozoru elektronicznego zostały wprowadzone do kodeksu karnego wykonawczego. Skutkiem był również znaczący spadek liczby skazanych objętych dozorem elektronicznym, co czyniło realizację umowy na pierwotnie ustalonych zasadach nieopłacalną. W tej sytuacji dwie spółki z konsorcjum, po fiasku negocjacji z resortem sprawiedliwości, zdecydowały się wnieść do sądu powództwo o ustalenie nowych warunków kontraktowych.
Sąd I instancji uznał, że obydwie spółki nie mają legitymacji procesowej do wniesienia powództwa, gdyż pozew powinno wnieść całe konsorcjum. Pozostali jego członkowie nie byli początkowo zainteresowani sprawą. Jednak, skoro powództwo zostało złożone, na podstawie art. 195 kodeksu postępowania cywilnego, zostali wezwani do udziału w postępowaniu. Ich oświadczenia trafiły do sądu po upływie 14-dniowego terminu wskazanego w art. 195 par. 2 k.p.c. Dlatego sąd uznał, że pozostałe dwie firmy nie są stronami procesu.
Rozstrzygnięcie apelacyjne było podobne do wyroku I instancji. Wprawdzie pozostałe dwie firmy także złożyły swoje apelacje, ale te zostały z kolei odrzucone przez sąd II instancji, jako złożone przez podmioty niebędące stronami w sprawie. Ostatecznie została natomiast uwzględniona skarga kasacyjna dwóch firm, które wniosły pierwotne powództwo. SN uznał jednocześnie, że cały proces trzeba powtórzyć od nowa, i uchylił obydwa orzeczenia, tak apelacyjne, jak i I instancji.
Przyczyną były błędy proceduralne, jakie popełniły sądy niższych instancji. Przede wszystkim wezwanie pozostałych firm do uczestnictwa w sprawie powoduje, że powinny one w takim wypadku brać nadal udział w procesie po stronie pozwanej, a nie zupełnie wypaść z postępowania. 14-dniowy termin z art. 195 par. 2 k.p.c. jest bowiem dany wezwanemu do uczestnictwa po to, aby zdecydował, czy chce być powodem w sprawie. Jeżeli nie zdąży się zadeklarować w tym terminie, pozostaje w procesie jako pozwany (w opisywanej sprawie – po tej samej stronie co Skarb Państwa).
– Ani jeden, ani drugi uczestnik nie są wskazani w rozstrzygnięciu sądu tak I, jak i II instancji. Sprawa wobec nich nie została więc w ogóle rozpoznana – powiedziała sędzia przewodnicząca Monika Koba.
W kwestii przyczyn zmiany umowy SN uznał za zasadne zastosowanie klauzuli rebus sic stantibus z art. 3571 kodeksu cywilnego. Pod pewnymi jednak warunkami. O ile nowelizację przepisów można uznać za nadzwyczajną zmianę stosunków, to kolejnym warunkiem zastosowania klauzuli jest m.in. zagrożenie rażącą stratą dla jednej ze stron w razie wykonania umowy. Tę stratę, w przypadku gdy po jednej ze stron jest kilka podmiotów, należy jednak rozpatrywać globalnie, wobec wszystkich uczestników kontraktu.
– Rażąca strata musi być odnoszona do całego konsorcjum będącego stroną umowy, a nie tylko do poszczególnych jego członków. Może się zdarzyć, że jednemu taka strata nie grozi, ale pozostałym – już tak. Niemniej każdy z członków takiego konsorcjum musi uczestniczyć w procesie – argumentowała sędzia Koba.
SN odniósł się także do kwestii zakończenia umowy w trakcie procesu. Uznał, że należy sprawę rozstrzygnąć, gdyż nie doszło do wygaśnięcia zarówno umowy, jak i roszczeń stron.
– Strona już wcześniej sygnalizowała, że nie zgadza się z postanowieniami umowy, w związku ze zmianami, jakie zaszły w jej otoczeniu, a potem wytoczyła powództwo. W takiej sytuacji nie można zaakceptować poglądu, że po upływie terminu realizacji umowy dochodzi do jej wygaśnięcia i nie można już niczego rozstrzygać. To byłoby ograniczenie prawa do sądu – podkreśliła sędzia Koba, zamykając rozprawę.©℗
orzecznictwo