Rekordziści sporządzają niemal 20 tys. świadectw energetycznych rocznie. Nowe prawo zamiast z tym walczyć, usankcjonuje tę patologię.

Prawie 10 świadectw charakterystyki energetycznej na godzinę wystawiała w ub. r. jedna tylko osoba (licząc całkowity, roczny wymiar pracy). Eksperci nie mają wątpliwości, że takie dokumenty nie mogą być rzetelne. Miało to zmienić nowe rozporządzenie. Ale nie zmieni.

Bez świadectwa charakterystyki energetycznej nie wynajmiemy ani nie sprzedamy budynku lub jego części. Jest ono też obowiązkowym załącznikiem do zgłoszenia o zakończeniu budowy. Ten dokument, w założeniu, powinien dawać nabywcy czy najemcy wiedzę o tym, jakich rachunków za energię elektryczną i ogrzewanie może się spodziewać. Nie znajdziemy tam kwot, lecz wskaźniki, które dla amatorów mogą nie być czytelne, ale tak naprawdę nie ma to znaczenia, bo według ekspertów świadectwa są dziś niewiele warte. Ma to zmienić długo oczekiwany projekt rozporządzenia w sprawie metodologii wyznaczania charakterystyki energetycznej budynku lub części budynku oraz świadectw charakterystyki energetycznej, który w ubiegłym tygodniu został opublikowany na stronach Rządowego Centrum Legislacji. Wprowadza on nową metodologię, nowe wzory świadectw i reguluje ich sporządzanie. Z lektury uzasadnienia do projektu wynika, że nakłada on na wykonujących świadectwa obowiązek wykorzystania dokumentacji technicznej oraz przeprowadzenia kontroli na miejscu lub, w wyjątkowych sytuacjach, kontroli zdalnej z wykorzystaniem środków porozumiewania się na odległość umożliwiających inspekcję wizualną.

„Konieczność odbycia kontroli na miejscu jest podyktowana występującymi nadużyciami w zakresie automatyzacji w wykonywaniu świadectw. (…) Do MRiT wpływają informacje o wspomnianych nadużyciach, które polegają głównie na automatycznym sporządzaniu świadectw (najczęściej za pośrednictwem stron internetowych), bez wywiadu z właścicielem, bez kontroli na miejscu oraz bez analizy dokumentacji technicznej obiektu” – czytamy w uzasadnieniu do projektu.

Jednak zgodnie z par. 3 projektu charakterystykę energetyczną wyznacza się na podstawie „dostępnej dokumentacji technicznej po przeprowadzeniu kontroli na miejscu lub kontroli zdalnej z wykorzystaniem środków porozumiewania się na odległość umożliwiających inspekcję wizualną wraz z podaniem wszystkich niezbędnych danych wsadowych”. Mówiąc wprost – nadal będzie można sporządzić świadectwo, nie ruszając się z biura.

Eksperci krytyczni

– Nowa metodologia pozwoli na uzyskanie wiarygodnej informacji, jaki standard energetyczny i jaką klasę energetyczną ma budynek. Natomiast obojętnie jaką metodą by to świadectwo przygotowywać, podstawą jego wiarygodności jest rzetelne wykonanie i weryfikacja. Z tym – praktycznie od początku wdrożenia obowiązku wykonywania świadectw – mamy największe kłopoty. Z marną jakością większości świadectw i cichym przyzwoleniem na taką sytuację. Możliwość wykonywania tych świadectw zdalnie, formalnie usankcjonowana, tylko tę sytuację pogorszy. Zdalnie, z zastosowaniem wizualnej inspekcji budynku czy mieszkania nie da się tego dobrze zrobić – mówi Dariusz Koc, dyrektor zarządzający Krajowej Agencji Poszanowania Energii.

Nie jest w swej opinii odosobniony.

– Wielokrotnie wypowiadałem się, co sądzę na temat zdalnego wykonywania świadectwa charakterystyki energetycznej budynku bez wizji lokalnej. Uważam, że nie powinno to być dozwolone z jednego podstawowego powodu. Nie da się zebrać zdalnie potrzebnych do jego sporządzenia danych, jeśli chcemy uzyskać rzetelne świadectwo. Uważam nawet, że świadectwo powinno zawierać oświadczenia osoby, która je wykonała, że odbyła wizję lokalną – dodaje Jerzy Kwiatkowski, kierownik działu analiz energetycznych i certyfikacji Narodowej Agencji Poszanowania Energii.

Tego samego zdania jest Andrzej Falkowski, kierujący zespołem prawno-regulaminowym Podlaskiej Okręgowej Izby Inżynierów Budownictwa. Według niego usankcjonowanie możliwości zdalnego wykonywania świadectw charakterystyki energetycznej nie jest krokiem w dobrą stronę.

– Wszyscy zdajemy sobie sprawę z tego, jaki jest problem z ich wiarygodnością. Moim zdaniem nie tylko należałoby wprowadzić obowiązek wizji lokalnej budynku czy lokalu dla wykonujących te dokumenty, lecz także poprawić system ich weryfikacji. Gdyby sporządzający świadectwo miał świadomość, że jest duże prawdopodobieństwo jego sprawdzenia, przykładałby większą staranność do jego wykonania. Mógłby też bronić się tym przed presją inwestora, żeby wykonać świadectwo, które będzie zgodne z dołączoną do projektu charakterystyką energetyczną budynku. Część inwestorów oszczędza na etapie budowy, a potem oczekuje, żeby świadectwo pokazywało, że budynek jest energo oszczędny – mówi Andrzej Falkowski.

Gorzej niż obecnie

Prawidłowo działający system powinien zachęcać inwestorów, by sięgali po energo oszczędne rozwiązania. Dzięki temu nabywca czy najemca dostawałby wartościowy dokument, na podstawie którego mógłby ocenić, jak kosztowne będzie dla niego użytkowanie nieruchomości.

– Zwracaliśmy się kilka miesięcy temu do MRiT z pytaniem, ile świadectw rocznie jest weryfikowanych oraz ile osób straciło uprawnienia w 2023 r. Do dziś czekamy na odpowiedź. Rekordziści zarejestrowali w centralnym rejestrze po niemal 20 tys. świadectw. Według naszej analizy stanu na lipiec 2023 r. 10 osób odpowiadało za 25 proc. świadectw w rejestrze, a 60 za połowę wszystkich tam zamieszczonych. Dla porównania uprawnienia takie ma prawie 40 tys. osób. To jest oburzające, że ministerstwo zamiast wspierać rzetelnie podchodzących do swojej pracy, proponuje rozwiązanie jeszcze gorsze od obecnego – komentuje Maciej Surówka, prezes Stowarzyszenia Certyfikatorów i Audytorów Energetycznych.

W przesłanej DGP odpowiedzi na pytanie, dlaczego projekt sankcjonuje zdalne wykonywanie świadectw, ministerstwo wyjaśnia, że wymóg oparcia się na dokumentacji technicznej i wykonania kontroli na miejscu lub zdalnej powinien zapobiec nierzetelnemu wykonywaniu świadectw. Resort wskazuje, że kontrola zdalna musi przebiegać w taki sposób, aby „była możliwość porozumiewania się z osobą zlecającą sporządzenie świadectwa, a także wykorzystania inspekcji wizualnej (sporządzający będzie miał dostęp do obrazu)”. MRiT dodaje, że projektowany przepis jest zgodny z art. 19 dyrektywy EPBD (UE) 2024/1275, który określa, że państwa członkowskie mają zapewnić, aby świadectwa były wydawane przez niezależnych ekspertów na podstawie kontroli na miejscu, którą można w odpowiednich sytuacjach przeprowadzić również zdalnie. ©℗

ikona lupy />
Budynki – największe pożeracze energii w UE / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe