Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów może bowiem uznać, że to forma uczestnictwa w niedozwolonym porozumieniu rynkowym. Z kolei organy postępowania karnego mogą podejrzewać nawet działania przestępcze. Taka sytuacja zdarzyła się ostatnio we Francji. A nie da się jej wykluczyć również w Polsce.
Francuski organ antymonopolowy w decyzji z 21 maja 2024 r. (w sprawie nr 24-D-06) ocenił problem kartelu na rynku prefabrykatów betonowych. Uczestnicy porozumienia – konkurenci – uzgadniali m.in. ceny produktów. Dochodzenie organu zakończyło się nałożeniem na 11 przedsiębiorców kar w łącznej wysokości ponad 76 mln euro za zmowę naruszającą prawo antymonopolowe. Nie byłoby w tym niczego szczególnie zaskakującego, gdyby nie to, że organ o mały włos nie ukarał również kancelarii prawnej, która miała uczyć tych przedsiębiorców przestrzegania prawa ochrony konkurencji. Prawników ocaliły brak dowodów na to, że wiedzieli o istnieniu kartelu, oraz upływ terminu przedawnienia odpowiedzialności antymonopolowej.
Wątpliwe wskazówki
Uwagę urzędników prowadzących dochodzenie antymonopolowe zwróciło to, czego kancelaria prawna uczyła przedsiębiorców, którzy – jak się później okazało – byli uczestnikami kartelu. Podczas szkoleń prawnicy mieli m.in. podpowiadać im, by przy nazywaniu plików komputerowych unikali nazw, które mogłyby zwrócić uwagę urzędników antymonopolowych w trakcie kontroli lub przeszukań. Sugerowali np. unikanie nazw folderów typu „kartel”. Zalecali także archiwizowanie dokumentów poza komputerami i ostrożność w sporządzaniu notatek. Według świadków przesłuchanych przez organy prawnicy mieli też rekomendować niszczenie dowodów, które mogłyby ujawnić istnienie niedozwolonych porozumień. Cała ta „wiedza” miała być przekazywana w ramach utrwalania systemów compliance.
Kancelaria była o włos od przypisania jej współudziału w niedozwolonym porozumieniu, którego uczestnikami byli jej klienci. Ostatecznie urzędnicy uznali, że nie ma dowodów na to, że prawnicy wiedzieli, iż szkoleni przez nich przedsiębiorcy łamią prawo antymonopolowe. Dodatkowym ratunkiem dla prawników okazał się upływ czasu. Organ antymonopolowy stwierdził bowiem, że doszło do przedawnienia ich odpowiedzialności.
Polscy przedsiębiorcy i polskie kancelarie organizujące szkolenia z compliance też muszą się mieć na baczności, choć na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że polskie prawo antymonopolowe dotyczy wyłącznie relacji między konkurentami. Co więcej, Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów czujnie i skrupulatnie śledzi europejskie tendencje w ochronie konkurencji i konsumentów. Dziś podpowiadamy więc, na co szczególnie trzeba uważać.
Co w prawie piszczy
Do naruszenia konkurencji może dojść na wiele sposobów. Przedsiębiorcy mogą np. nadużywać pozycji dominującej lub zawierać porozumienia niedozwolone. Co więcej, dotyczy to nie tylko konkurentów. Prawo anty monopolowe mogą bowiem naruszać także określone formy współpracy przedsiębiorców, którzy działają na różnych szczeblach obrotu gospodarczego (np. uzgodnienie przez producenta i dystrybutora, że ten ostatni będzie odsprzedawał towar po sztywnej, stałej cenie). Wszystkie formy naruszenia przepisów, o których mówi polska ustawa z 16 lutego 2007 r. o ochronie konkurencji i konsumentów (t.j. Dz.U. z 2024 r. poz. 594), tylko pozornie dotyczą bezpośrednich sprawców naruszenia. Ci umawiają się, że podzielą rynek (np. przypisując sobie klientów z danych terenów) czy uzgodnią warunki ofert składanych w przetargu. Przepisy milczą zaś na temat odpowiedzialności innych podmiotów, które ułatwiałyby swoim działaniem naruszenie przepisów dotyczących konkurencji przez tych bezpośrednich sprawców. Ale to nie oznacza, że nie można im przypisać takiej odpowiedzialności. Praktyka stosowania unijnego prawa ochrony konkurencji zna bowiem przypadki pociągania do odpowiedzialności prawnej także tzw. pomocników kartelów. Zarówno Komisja Europejska (która stosuje prawo antymonopolowe na poziomie Unii), jak i Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej (który kontroluje Komisję) wymagają, by taka odpowiedzialność pomocnika była uzależniona od wystąpienia określonych przesłanek. Pomocnik musi więc m.in. mieć zamiar pomagania uczestnikom zmowy, przyczyniać się do zakłócenia przez nich konkurencji i o tym wiedzieć. Przepisy unijne nie też wskazują wprost, że pomocnictwo do zawarcia porozumienia niedozwolonego jest zakazane. Ten zakaz jednak wynika z praktyki orzeczniczej organów stosujących te przepisy.
Bez podtekstów
Sprawny system compliance to same plusy dla przedsiębiorcy, który go wdrożył. Odpowiednie zarządzanie ryzykiem prawnym pomaga wykrywać nieprawidłowości w organizacji, ustrzec się przed naruszeniem prawa, a finalnie – oszczędzać na kosztach kar i postępowań sądowych, administracyjnych, a nawet karnych. Elementami takiego systemu są m.in. szkolenia pracowników i kadry zarządzającej. Służą one przyswojeniu i utrwaleniu przez nich wiedzy o aktualnych wymogach prawnych i regulacyjnych. Przedsiębiorcy często proponują prezesowi UOKiK wdrożenie sprawnego systemu antymonopolowego compliance (lub jego elementów), żeby uzyskać decyzję zobowiązującą (która z kolei chroni ich przed karą finansową lub nawet doprowadza do umorzenia postępowania). W poprzedniej kadencji Sejmu w trakcie prac nad nową ustawą o odpowiedzialności podmiotów zbiorowych rozważano uwzględnienie systemu compliance jako przesłanki do wyłączenia odpowiedzialności takiego podmiotu zbiorowego. Diabeł jednak, jak zawsze, tkwi w szczegółach. I w prawie. Compliance bowiem to system (i podejście), który służy zapewnieniu, że stosująca go organizacja będzie działać zgodnie z prawem. Na taki system składają się m.in. mechanizmy wdrażania i utrwalania wiedzy prawnej, narzędzia do wykrywania ryzyk i zarządzania nimi czy środki reagowania na naruszenia prawa (w tym środki ochrony sygnalistów – osób zgłaszających naruszenia). System compliance nie może jednak pomagać w łamaniu prawa czy tuszowaniu naruszeń. Takie podejście wypacza ideę sprawnego zarządzania zgodnością. Pokusa, by potraktować compliance jak element osłony przed odpowiedzialnością prawną, może być duża. Uległość w tej kwestii to jednak prosta droga do ściągnięcia na siebie (i organizację) ogromnych kłopotów. ©℗
Francuski organ ochrony konkurencji badał odpowiedzialność kancelarii prawnej właśnie z punktu widzenia jej pomocnictwa w działaniach niedozwolonych. Brak jednoznacznych przepisów w polskiej ustawie nie wyklucza tego, że również i polski prezes UOKiK zacznie się przyglądać roli kancelarii czy firm consultingowych w naruszaniu prawa konkurencji przez ich klientów. Co więcej, z jego dotychczasowego orzecznictwa wynika, że w rozpatrywanej sprawie zwrócił on uwagę na rolę kancelarii prawniczej, która przyczyniła się do łamania prawa. W decyzji UOKiK z 8 grudnia 2009 r. (nr DOK-7/09) wskazano, że uczestnicy porozumienia wymieniali informacje gospodarcze m.in. za pośrednictwem niezależnej kancelarii prawnej. I choć kancelaria ta nie została oskarżona o naruszenie prawa konkurencji, nie można wykluczyć, że nasi urzędnicy antymonopolowi zaczną i u nas stosować podejście wypracowane przez KE i TSUE. UOKiK jest bowiem w stałym kontakcie ze swoimi odpowiednikami w pozostałych krajach UE, choćby w ramach Europejskiej Sieci Konkurencji. Tak więc „nieostrożne” szkolenie z prawa antymonopolowego może być ryzykowne zarówno dla samych szkolących, jak i dla szkolonych. Urzędnicy mogą uznać, że kancelaria prawnicza tak naprawdę koordynuje ukrywanie zmowy przez jej uczestników, zwłaszcza jeśli szkolenie polegałoby na podpowiadaniu przedsiębiorcom, jak ukrywać lub usuwać dowody naruszenia prawa.
Jest jeszcze prokuratura
Warto wskazać, że ustawa z 6 czerwca 1997 r. – Kodeks karny (t.j. Dz.U. z 2024 r. poz. 17; dalej: k.k.) w art. 258 k.k. zakazuje udziału w „zorganizowanej grupie, która ma na celu popełnienie przestępstwa”. Grozi za to kara przewidująca osiem lat pozbawienia wolności. Ale, co ważne, k.k. wprost przewiduje także odpowiedzialność osoby, która pomaga bezpośredniemu sprawcy w popełnieniu przestępstwa. Pomocnikowi również grozi nawet do ośmiu lat pozbawienia wolności.
Do popełnienia wszystkich ww. przestępstw konieczne jest jednak umyślne działanie sprawcy. W dużym uproszczeniu znaczy to, że musi on wiedzieć, co robi, i godzić się z tym (lub tego chcieć). Przy czym Sąd Najwyższy przyjmuje, że ta umyślność musi zostać udowodniona przez organy ścigania tak jak wszystkie pozostałe elementy czynu, który zostanie zakwalifikowany jako przestępstwo. Z praktyki wynika, że organy postępowania karnego często traktują każde, najdrobniejsze zdarzenie jak przestępstwo i przerzucają na przedsiębiorców obowiązek udowodnienia, że do niego nie doszło. W efekcie tylko oskarżeni i ich obrońcy wiedzą, jak trudno jest się obronić przed zarzutami, twierdząc, że nie chciało się popełnić czynu zabronionego. Szkolenie może więc ściągnąć zarówno na jego uczestników, jak i na prowadzących podejrzenie. Nawet niewinni przedsiębiorcy mogą się w ten sposób narazić na nieprzyjemności związane co najmniej z koniecznością przekazywania dokumentów i informacji organom postępowania karnego. Co gorsza, polskie prawo karne może działać w tym zakresie niezależnie od prawa antymonopolowego. Przedsiębiorca, który uczestniczy w szkoleniu, podczas którego prowadzący pokazują, jak ukrywać dowody naruszenia, może więc być narażony podwójnie. Niezależnie od zagrożeń, które czyhają na samych szkolących.
Ryzyko bliższe, niż myślimy
Sprawa, którą zajął się francuski organ antymonopolowy, może być dla nas mniej egzotyczna, niż się wydaje. Chociaż polskie przepisy o ochronie konkurencji wprost nie przewidują odpowiedzialności pomocników porozumień niedozwolonych, to nie można wykluczyć zmiany dotychczasowej polityki UOKiK. Nie można też zapominać, że na straży przestrzegania prawa poza prezesem UOKiK stoją prokuratura i policja. Źle dobrana treść szkoleń może ściągnąć na nie uwagę wszystkich tych organów. Lepiej więc chuchać na zimne i ostrożnie wybierać to, czego uczymy lub czego nas uczą. ©℗