Idea certyfikacji firm startujących w przetargach jest w pełni słuszna – mówią eksperci. Szybko jednak dodają, że w praktyce trudno będzie ją wprowadzić w życie.

Trwają konsultacje projektu nowej ustawy o certyfikacji wykonawców zamówień publicznych, którą przygotował resort rozwoju. W założeniu ma ona uprościć firmom start w przetargach – zamiast w każdym przetargu na nowo przedstawiać wiele dokumentów, będą one mogły wielokrotnie posługiwać się raz wystawionym certyfikatem. A w zasadzie dwoma certyfikatami, gdyż jeden ma gwarantować brak podstaw do wykluczenia (np. niezaleganie ze składkami ZUS i podatkami, niekaralność członków zarządu za określone przestępstwa), a drugi potwierdzi zdolność do należytego wykonania zamówienia (np. wykształcenie lub kwalifikacje zawodowe kadry, doświadczenie w realizacji określonych inwestycji, potencjał techniczny wykonawcy czy normy zarządzania jakością).

O ile pierwszy rodzaj nie budzi większych wątpliwości, o tyle w przypadku drugiego eksperci boją się, że trudno będzie zbudować system, który rzeczywiście weryfikowałby potencjał przedsiębiorców w zakresie realizacji konkretnych zamówień.

– Potwierdzenie w certyfikacie zdolności wykonawcy do występowania w obrocie gospodarczym czy uprawnień do prowadzenia określonej działalności nie powinno nastręczać trudności, a certyfikacja odnosząca się do określonych poziomów dotyczących sytuacji ekonomicznej lub finansowej wykonawcy również wydaje się możliwa. Jednak w przypadku warunków dotyczących wiedzy i doświadczenia wydaje się to karkołomnym zadaniem. Jest tak przede wszystkim z uwagi na problemy ze standaryzacją warunków udziału w postępowaniu w tym zakresie. Stworzenie poziomów zdolności w zakresie wymaganego doświadczenia, wykształcenia lub kwalifikacji zawodowych itp. dla zamówień o różnym przedmiocie, nawet z tej samej branży, wydaje się niezwykle trudne, zaś w przypadku zamówień o charakterze złożonym czy innowacyjnym – wręcz niemożliwe – zauważa Aldona Kowalczyk, radca prawny, prezes Stowarzyszenia Prawa Zamówień Publicznych i partner w kancelarii Dentons.

Poziomy zdolności

Certyfikaty dotyczące zdolności wykonawcy mają potwierdzać osiągnięcie określonych poziomów, które zostaną wskazane w przepisach wykonawczych do ustawy.

– Mają to być wzorcowe warunki udziału w postępowaniu, które będą stosowane przez zamawiających w typowych postępowaniach. Ten zabieg uporządkuje znaczną część rynku zamówień publicznych, ułatwiając funkcjonowanie zamawiającym i wykonawcom. Moim zdaniem jest to ważniejsze od samych certyfikatów, których znaczenie niekiedy się przecenia. Jakość tych standardów wpłynie nie tylko na system certyfikacji, ale przede wszystkim na kształtowanie podmiotowych warunków zamówienia – wyjaśnia dr Maciej Lubiszewski, kierownik studiów podyplomowych w zakresie prawa zamówień publicznych na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie.

Problem w tym, że wspomniane poziomy zdolności siłą rzeczy raczej będą dość ogólne. Tymczasem zamawiający przygotowują warunki udziału w każdym postępowaniu odrębnie, dostosowując je do specyfiki danego zamówienia.

– Jeśli te standardowe warunki miałyby odpowiadać konkretnym zamówieniom, to musiałyby być dość szczegółowe. To zaś oznaczałoby konieczność stworzenia dziesiątków, jeśli nie setek takich poziomów zdolności. Niestety powątpiewam, by było to możliwe. Spodziewam się raczej określenia kilku standardów na dużym poziomie ogólności – mówi dr hab. Włodzimierz Dzierżanowski, wykładowca Uczelni Łazarskiego i radca prawny Grupy Doradczej Sienna.

Na tę chwilę trudno cokolwiek powiedzieć, bo poziomy zdolności zostaną określone w rozporządzeniu, a jego projekt nie został dołączony do projektu ustawy.

– Wymagają tego wprost zasady techniki prawodawczej. Obawiam się sytuacji, w której rozporządzenia zostaną przygotowane w ostatniej chwili, zaskakując zamawiających i wykonawców rozwiązaniami opracowanymi naprędce, bez wymaganej rozwagi – komentuje dr Maciej Lubiszewski.

Obowiązkowo czy fakultatywnie?

Pojawia się pytanie o to, kiedy zamawiający będzie mógł samodzielnie formułować warunki zamówienia, a kiedy będzie zobowiązany do posłużenia się omawianymi poziomami zdolności.

– Projekt nie daje tu jednoznacznej odpowiedzi. Znajduję w nim dwa przepisy, które w zasadzie się wykluczają – zaznacza dr hab. Włodzimierz Dzierżanowski.

Z jednej strony projekt przewiduje dodanie do art. 112 ustawy – Prawo zamówień publicznych (t.j. Dz.U. z 2023 r. poz. 1605 ze zm.) nowego ust. 3, zgodnie z którym zamawiający, określając warunki udziału w postępowaniu, stosuje poziomy zdolności, chyba że dla danego przedmiotu zamówienia nie zostały one określone. Z drugiej zaś zmiany w art. 72 p.z.p. nakazują wskazywać w protokole postępowania powody odstąpienia od zastosowania poziomów zdolności, gdy zostały one określone dla danego przedmiotu zamówienia.

Projekt nie wskazuje konkretnie, kto będzie wystawiał certyfikaty. Mogą to być jednoosobowe spółki Skarbu Państwa, jednostki sektora finansów publicznych lub państwowe jednostki organizacyjne nieposiadające osobowości prawnej. W praktyce można się spodziewać, że będą to największe polskie instytucje zamawiające, np. PKP Polskie Linie Kolejowe. Będą one musiały uzyskać akredytację Polskiego Centrum Akredytacji, a w przypadku podmiotów wystawiających certyfikat potwierdzający brak podstaw do wykluczenia dodatkowo będzie konieczne zawarcie porozumienia z ministrem właściwym ds. gospodarki.

Takie rozróżnienie dziwi dr Macieja Lubiszewskiego.

– Wiarygodność tych podmiotów ma zapewniać akredytacja. Jeżeli z jakichś przyczyn wymagania stawiane przed takimi podmiotami są wyższe niż przed podmiotami certyfikującymi zdolności wykonawców, to można to uwzględnić w programie akredytacji, który jest uzgadniany z ministrem – zauważa. ©℗

ikona lupy />
Rynek liczony w setkach miliardów / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe