Znak towarowy jest pozbawiony charakteru odróżniającego, jeżeli właściwy krąg odbiorców może go postrzegać jedynie jako zwykły slogan promocyjny – przypomniał Sąd UE w kontekście kontrowersji wokół rejestracji graficznego znaku towarowego z elementem słownym „My Mochi”.

W 2021 r. amerykańska spółka The Mochi Ice Cream Company uzyskała w Międzynarodowej Organizacji Własności Intelektualnej (WIPO) międzynarodową rejestrację graficznego znaku towarowego z elementem słownym „My Mochi”, ze wskazaniem na Unię Europejską. Odnosił się do klasy 30, obejmującej lody i mrożone słodycze.

Rejestracji w UE odmówił ekspert Urzędu UE ds. Własności Intelektualnej (EUIPO). Powołał się na przepisy rozporządzenia 2017/1001 w sprawie znaku towarowego UE, w myśl których nie są rejestrowane oznaczenia pozbawione jakiegokolwiek odróżniającego charakteru – bez względu na to, że podstawy odmowy rejestracji istnieją tylko w części Unii. Stanowisko to podtrzymała izba odwoławcza EUIPO, według której element słowny „My Mochi” odnosi się do ciastek mochi i jest zwykłym sloganem promocyjnym. Amerykanie złożyli więc skargę do Sądu UE o stwierdzenie nieważności jej decyzji.

W jednym z argumentów zmierzali do wykazania, że ich towary nie są ciastkami mochi, a zatem taki znak ma pewne oryginalność i dwuznaczność. Sąd nie podzielił tego stanowiska. Jak stwierdził, jest mało prawdopodobne, aby konsumenci odbierali slogan „My Mochi” różnorako. Nie jest to gra słów, a jego zrozumienie nie wymaga wysiłku interpretacyjnego, odbiorcy odczytają więc taki znak po prostu jako zachętę do wybrania produktu zawierającego lub mogącego zawierać ciasteczka mochi. Ponieważ towary zakwalifikowane jako lody obejmują również lody z ciastkami mochi, taki znak nie ma żadnej zdolności odróżniającej.

Spółka starała się też przekonać, że izba odwoławcza zbagatelizowała elementy graficzne jej znaku. Napis, jak wywodziła, jest stylizowany i nawiązuje do jej wcześniejszego oznaczenia MY/MO. W ocenie sądu użycie specjalnej czcionki ma jednak znikomy wpływ na całościowe wrażenie wywoływane przez znak, zaś takie elementy jak rozmieszczenie napisu w dwóch wierszach i podział litery „y” na dwie części są raczej banalne. Spółka nie wykazała ponadto, by wcześniejszy znak MY/MO był znany konsumentom, nawiązania do niego nie można więc brać pod uwagę.

Bez znaczenia okazał się też argument o wcześniejszej rejestracji znaku w Australii i Stanach Zjednoczonych, a także o akceptacji podobnych znaków przez EUIPO. Sąd przypomniał, że ani sądownictwo UE, ani organ nie są związane decyzjami wydanymi w państwach trzecich, zaś każda sprawa jest rozpoznawana indywidualnie. ©℗

orzecznictwo