Kwestia opłaty reprograficznej – tj. opłaty mającej rekompensować straty ekonomiczne towarzyszące prywatnemu użytkowi – powraca regularnie w toczonych publicznie debatach o prawie autorskim. Główni aktorzy tej debaty pozostają niezmienni – po jednej stronie sporu mamy organizacje zbiorowego zarządzania, które pobierają tę opłatę i po potraceniu swego wynagrodzenia dokonują jej podziału pomiędzy uprawnionych, po drugiej natomiast producentów i importerów sprzętu elektronicznego.

Zmiana sposobu korzystania

Warto przypomnieć, że regulacja opłaty reprograficznej zawarta w polskiej ustawie jest wzorowana na modelu wypracowanym w latach 50. XX w. w prawie niemieckim. Taki sposób rekompensaty strat ekonomicznych związanych z faktem zwielokrotniania w ramach osobistego użytku funkcjonował prawidłowo do lat 90. poprzedniego stulecia. Jednak rewolucja cyfrowa, rozwój internetu i zwiększenie możliwości w zakresie przesyłania danych, a w konsekwencji rozwój platform cyfrowych sprawiły, że również sposób eksploatacji utworów zmienił się radykalnie, a zwielokrotnianie w ramach użytku prywatnego straciło i nadal traci na znaczeniu.

O ile zatem strony debaty o opłacie pozostają niezmienne, radykalnie zmienia się kontekst i otaczająca nas rzeczywistość, w której debata ta się toczy. W dużej mierze wiąże się to z rozwojem technologicznym, który z jednej strony powoduje, że pojawia się wiele nowych urządzeń, z drugiej jednak sprawia, że zmienia się sposób korzystania z dóbr chronionych w prawie autorskich. Tradycyjne świat fizycznych nośników zastępuje streaming, a kopiowanie w ramach prywatnego użytku schodzi na plan dalszy, a w wielu obszarach praktycznie zanika. Nie przegrywamy już dzisiaj kaset magnetofonowych czy wideo, nie przegrywamy płyt CD, a w pracy naukowej coraz rzadziej kopiujemy, bo przecież czasopisma i wiele książek są dostępne w elektronicznych zbiorach informacji.

Opłata reprograficzna, o której mowa w art. 20 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych (t.j. Dz.U. z 2022 r. poz. 2509 ze zm.; dalej: u.p.a.p.p.), tymczasem – o czym często zdajemy się zapominać – nie stanowi wynagrodzenia za kopiowanie w ogóle, nie stanowi również wynagrodzenia za potencjalną możliwość kopiowania, ale ma stanowić rekompensatę strat ekonomicznych wynikających z wykorzystania urządzeń i nośników do zwielokrotniania w ramach użytku osobistego.

Ustawowa delegacja

Polski ustawodawca – regulując opłaty reprograficzne – zakładał, że na rynku pojawiać się będą nowe urządzenia i nośniki umożliwiające zwielokrotnianie w ramach użytku osobistego. Słusznie założono, że w ustawie nie ma sensu zamieszczać zamkniętego katalogu urządzeń i nośników, bo wraz z pojawieniem się nowych trzeba byłoby każdorazowo nowelizować ustawę. Racjonalnym rozwiązaniem było delegowanie kompetencji do określenia katalogu takich urządzeń oraz stawek opłat w rozporządzeniu. W ten sposób można bowiem bardziej elastycznie reagować na rozwój technologiczny i pojawianie się nowych urządzeń na rynku.

Już mniej więcej dekadę temu było widać, że smartfony czy tablety, choć mają przecież pamięć o określonej pojemności, to nie służą do prywatnego kopiowania

W art. 20 u.p.a.p.p. znajdujemy zatem upoważnienie do wydania rozporządzenia określającego kategorie urządzeń i nośników, od których będzie pobierana opłata. We wskazanym przepisie określono podmiot upoważniony do wydania stosownego rozporządzenia – w tym wypadku jest to minister właściwy do spraw kultury i ochrony dziedzictwa narodowego. Wskazano także na zakres spraw, które mają być uregulowane rozporządzeniem – tj. określono kategorie urządzeń i nośników służących do zwielokrotniania w ramach użytku osobistego, od których mają być pobierane opłaty, a także wysokości samych opłat. Wreszcie znajdziemy w tym przepisie również wytyczne co do treści tego rozporządzenia. W szczególności zatem minister powinien uwzględnić fakt zdolności urządzenia do kopiowania utworu (jak należy przyjąć – kopiowania w ramach użytku prywatnego), a także przeznaczenie danego urządzenia czy nośników do innych niż osobisty użytek celów.

Upoważnienie do określenia istotnych aspektów funkcjonowania opłaty reprograficznej w rozporządzeniu jest sensowne z wielu powodów. Oprócz wspomnianej elastyczności i możliwości reagowania na zmiany technologiczne, określenie w akcie wykonawczym kategorii urządzeń i nośników oraz wysokości opłat pobieranych od producentów i importerów w związku z wprowadzaniem takich urządzeń na rynek daje konieczną przewidywalność warunków rynkowych dla prowadzenia działalności gospodarczej dla procentów czy importerów. Trudno sobie bowiem wyobrazić sytuację, by o tym, kiedy opłata jest należna każdorazowo, decydował sąd, a w istocie biegły, bo to przecież jego opinia byłaby tu decydująca. Rozstrzygnięcia w poszczególnych sprawach dotyczących poszczególnych przedsiębiorców mogłyby się różnić między sobą, co skutkowałoby różnymi warunkami konkurencji na rynku dla poszczególnych graczy.

Sąd wychodzi przed szereg

Mając na uwadze brzmienie art. 20 u.p.a.p.p., szczególnie dziwić musi wyrok Sąd Okręgowego w Warszawie wydany 31 maja 2023 r. (sygn. XXV 1487/12), którego uzasadnienie opisano w DGP. Sąd orzekł tu o obowiązku uiszczania opłat również od urządzeń niewymienionych w rozporządzeniu wydanym na podstawie art. 20 ust. 5 u.p.a.p.p. To orzeczenie wywraca cały system opłaty reprograficznej i jest niezgodne z art. 20 u.p.a.p.p. Sąd zdaje się interpretować ust. 1 art. 20 w oderwaniu w szczególności od ust. 5. Ten pierwszy musi być uwzględniany przy określaniu kategorii urządzeń, od których będą należne opłaty, i wytycznych, jakie ustawodawca kieruje w stosunku do podmiotu upoważnionego do wydania rozporządzenia. Ust. 1a, oprócz przykładowego wskazania urządzeń kopiujących, wskazuje również, że wielkość opłat nie może przekroczyć 3 proc. ich wartości, tym samym formułując górny pułap tych opłat. W konsekwencji wydający rozporządzenie uwzględnia możliwość kopiowania dla użytku prywatnego oraz inne przeznaczenie danego urządzenia i określa stawkę opłaty. Jeśli zatem urządzenie ma możliwość kopiowania, ale nie jest wykorzystywane do użytku prywatnego, bo inne jego funkcje są doniosłe dla użytkownika – opłaty od takich urządzeń nie powinny być pobierane.

Sąd – próbując uzasadnić dopuszczalność pobierania opłat od urządzeń takich jak smartfony – które jeszcze nie znalazły się w wykazach stanowiących załączniki do rozporządzenia, wskazuje m.in. na konieczność obejmowania ich obowiązkową opłatą w związku z szybkim postępem technicznym. Tyle że temu właśnie służą upoważnienie ustawowe zawarte w ustawie i będąca tego konsekwencją owa elastyczność. To podmiot upoważniony do wydania rozporządzenia powinien reagować na zmieniające się warunki. Przy czym upoważniony do wydawania rozporządzenia wykonawczego minister powinien uwzględniać również to, co dzieje się na rynku, oraz dominujące dzisiaj modele korzystania z treści chronionych prawem autorskim.

I tu wracamy do starych sporów o smartfony czy tablety. Już mniej więcej dekadę temu było widać, że te urządzenia, choć mają przecież pamięć o określonej pojemności, to nie służą do prywatnego kopiowania, tylko są przede wszystkim urządzeniem umożliwiającym zapoznawanie się z treściami poprzez streaming. Dzisiaj powinno to być widoczne jeszcze bardziej. Uzasadnienie do niewłączania tych i innych urządzeń do wykazów urządzeń i nośników, od których opłaty są należne, jest zatem obecnie jeszcze silniejsze, niż było kilka lat temu. Tym bardziej również są widoczne negatywne konsekwencje omawianego orzeczenia SO w Warszawie. ©℗