Trudno wywodzić, że organizacja narusza renomę czy też reputację przedsiębiorcy, gdyż używając oznaczenia Omicron, WHO nie robi tego w jakimkolwiek powiązaniu z rosyjską firmą - mówi w rozmowie z DGP Daniel Hasik, radca prawny specjalizujący się w zakresie ochrony i dochodzenia praw własności intelektualnej, partner w kancelarii Hasik Rheims & Partners.

ikona lupy />
Materiały prasowe
DANIEL HASIK
radca prawny specjalizujący się w zakresie ochrony i dochodzenia praw własności intelektualnej, partner w kancelarii Hasik Rheims & Partners
Właściciel rosyjskiej sieci przychodni okulistycznych o nazwie Omicron pozwał tamtejszy oddział Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) do sądu arbitrażowego. Żąda, aby organizacja nie korzystała z nazwy Omicron do oznaczania nowego wariantu COVID-19, bo wyrządza to szkodę reputacji jego firmy. Jaka jest szansa na powodzenie tego pozwu?
Bardzo niewielka. Formalnie rzecz biorąc, może być poważny kłopot z samym przyjęciem pozwu. Z zapisów konwencji o przywilejach i immunitetach organizacji wyspecjalizowanych, przyjętej w 1947 r. przez Zgromadzenie Ogólne Narodów Zjednoczonych, wynika, że WHO posiada pełen immunitet jurysdykcyjny. Oznacza to, że nie można jej skutecznie pozwać przed sądami w państwie, które podpisało tę konwencję - a Rosja to zrobiła. Już tylko z tego powodu, jakikolwiek pozew powinien zostać odrzucony. Nie znalazłem przepisów, które wyłączałyby zastosowanie tych postanowień prawa międzynarodowego. Organizacje wyspecjalizowane mogą co prawda zrzec się immunitetu, ale nie widzę powodu, dla którego WHO miałoby to robić.
To dlatego wcześniej nie mieliśmy pozwów wniesionych przykładowo przez amerykańskie linie lotnicze Delta Air Lines czy belgijską firmę AB InBev, właściciela meksykańskiego browaru produkującego piwo Corona?
Jeżeli te firmy prowadziły rozmowy na temat możliwości pozwania WHO, to zapewne prawnicy szybko wybili im z głowy taki pomysł. Ważny jest bowiem również fakt, że organizacja nie używa oznaczenia Omicron, Delta czy nazwy „koronawirus” w charakterze znaku towarowego ani nie oznacza nim żadnych towarów lub usług. Nie można więc mówić w żaden sposób o naruszeniu przez WHO praw do znaku towarowego.
Ponadto trudno wywodzić, że organizacja narusza renomę czy też reputację przedsiębiorcy, gdyż używając oznaczenia Omicron, WHO nie robi tego w jakimkolwiek powiązaniu z rosyjską firmą. Istotne może być również to, że wybór oznaczenia dla kolejnego wariantu koronawirusa w postaci jednej z liter greckiego alfabetu należy uznać za zupełnie przypadkowy i brak jest podstaw do tego, aby WHO chciało celowo podkopywać interesy firmy ze Wschodu. Z powyższych powodów podobny pozew nie miałby szans również na gruncie prawa polskiego.
Czyli przedsiębiorca liczy po prostu na rozgłos i podpina się pod nazwę w podobny sposób, jak spekulanci wykorzystali obecność kryptowaluty omicron do szybkiego zarobku?
Najprawdopodobniej tak. Pytałem o tę sprawę prawników z rosyjskiej kancelarii zajmującej się prawem własności intelektualnej. Uważają, że jest ona - mówiąc kolokwialnie - dęta. Byli wręcz zdziwieni, że taki lokalny pozew tak szeroko odbił się echem na świecie. Ich zdaniem nie ma on żadnych szans na powodzenie.
Rozmawiał Jakub Styczyński