Przedsiębiorcy często w ostatnim czasie otrzymują wezwania do uiszczenia zaległych kwot z tytułu naruszenia praw autorskich. Zdarza się, że chodzi o ilustracje zamieszczone na stronach utworzonych wiele lat temu. Część z tych monitów to próby wyłudzenia pieniędzy. Jednak nie zawsze. Dlatego za każdym razem należy to zweryfikować. Jak to zrobić? Jak negocjować kwotę odszkodowania?

„Zapytanie w celu potwierdzenia posiadania ważnej licencji na wykorzystanie obrazu (...)” – e-maila rozpoczynającego się od tych słów otrzymał jeden z naszych czytelników. W piśmie od firmy reprezentującej właściciela praw autorskich czytamy, że w przypadku braku wykazania licencji do zdjęcia zamieszczonego na stronie internetowej – wzywa się adresata do wykupienia materiału oraz zapłaty odszkodowania w wysokości 3 tys. zł.
Rozmowy z kancelariami pokazują, że z podobnymi e-mailami – dotyczącymi rzeczywistego lub rzekomego naruszenia praw autorskich do materiałów audio i wideo albo braku licencji do oprogramowania komputerowego – zgłasza się do nich coraz więcej przedsiębiorców. Często roszczenia dotyczą materiałów zamieszczonych na stronach kilka, a nawet kilkanaście lat temu.
Analiza sytuacji
Na pewno nie należy pozostawiać takich wezwań bez rozpoznania. – To błąd, bo jeśli roszczenie ma podstawy, to wyspecjalizowane kancelarie i agencje zajmujące się wyszukiwaniem takich naruszeń nie zawahają się przed pozwaniem przedsiębiorcy, a wtedy koszty mogą być znacznie wyższe – przestrzega Andrzej Boboli, radca prawny w Olesiński i Wspólnicy.
Nie oznacza to jednak, że od razu trzeba w panice usuwać materiały rzekomo naruszające prawa autorskie i płacić wskazaną w e-mailu kwotę. Część takich pism to zwykłe oszustwa, mające na celu wyłudzenie pieniędzy od przedsiębiorców (tzw. copyright trolling). – Zdarza się też, że zgłoszenia o naruszeniu przesyłają podmioty w ogóle niewspółpracujące z właścicielami praw autorskich do wskazanych materiałów. Inne pisma celowo wprowadzają w błąd: wyglądając jak pisma przedsądowe, a są de facto ofertą na wykupienie licencji do zdjęć – wskazuje mec. Boboli.
Weryfikacja nadawcy
Jeśli zatem przedsiębiorca otrzyma informację o naruszeniu praw autorskich, to w pierwszej kolejności powinien zweryfikować, czy rzeczywiście te prawa narusza lub w przeszłości naruszył. – Należy sprawdzić, czy wskazane materiały widnieją na stronie internetowej firmy. A jeśli zarzut dotyczy braku licencji na programy komputerowe używane w przedsiębiorstwie, poszukać dowodów zakupu tychże licencji – wskazuje radca prawny Adam Kraszewski, partner w kancelarii GESSEL.
Gdy licencji nie uda się znaleźć, należy przyjrzeć się podmiotowi, który wysłał zgłoszenie. Warto poszukać jego nazwy w internecie i zweryfikować, czy rzeczywiście współpracuje z właścicielami praw autorskich, których interesy naruszył przedsiębiorca.
– Dobrą praktyką jest żądanie przedstawienia pełnomocnictw do reprezentowania właścicieli praw autorskich. Sygnałem ostrzegawczym powinien być fakt, gdy podmiot ten odmawia bądź ociąga się z przedstawieniem pełnomocnictwa – mówi Andrzej Boboli.
W wiadomościach e-mail trafiających do firm często znajduje się także termin, w którym powinno odpowiedzieć się na wezwanie do zapłaty. Wielu przedsiębiorców sądzi, że wskazany termin obowiązuje dopiero od momentu, w którym otrzymają pismo tradycyjną pocztą. Prawnicy przestrzegają jednak, że już wiadomość e-mail co do zasady wywołuje środki prawne. Nie warto więc czekać na papierowy list.
Negocjacje i próba ugody
Gdy wiarygodność podmiotu zgłaszającego naruszenie nie budzi wątpliwości, warto spróbować negocjować kwotę odszkodowania za bezprawne korzystanie z treści. – W takich sytuacjach kluczowe jest, by spór nie eskalował. Im bardziej formalne podejście, tym mniejsza szansa na wyjaśnienie sprawy lub korzystną ugodę – uważa Andrzej Boboli.
Prawnik wskazuje, że przedsiębiorcy mają do wyboru różne drogi postępowania – w zależności od klimatu rozmów ugodowych. Mogą żądać od podmiotu przedstawienia sposobu wyliczenia zaproponowanego odszkodowania. To pozwoli zweryfikować, czy stawki nie są wielokrotnie zawyżone względem obowiązujących na rynku. W tym celu warto przyjrzeć się kwotom za zdjęcia w innych serwisach (np. Polskiej Agencji Prasowej, agencji East News czy portalu Shutterstock).
Zdaniem prawnika lepszym rozwiązaniem jest jednak samodzielne zaproponowanie alternatywy. Przykładowo można wskazać standardowe stawki za korzystanie ze zdjęcia, uwzględniając przy tym liczbę odbiorców (zasięgi) strony internetowej przedsiębiorcy, na której znalazł się sporny materiał. – Można też zaproponować przejście do długofalowej współpracy, tj. nie płacić odszkodowania, lecz umówić się na kwotę w zamian za dalsze wykorzystywanie zdjęć – radzi mec. Boboli.
– Negocjacje to trudna sztuka i nie zawsze uda się dojść do porozumienia. Niewykluczone jednak, że w wyniku rozmów uda się sprowadzić wysokość odszkodowania do poziomów nawet kilka razy niższych niż te żądane w pierwszych wezwaniach – potwierdza Adam Kraszewski.
Prawnik dodaje, że jeżeli okaże się, iż naruszenia praw autorskich dokonał podwykonawca, np. agencja reklamowa, która przygotowała reklamę bądź stronę internetową dla przedsiębiorcy, wówczas może on mieć do podwykonawcy roszczenie odszkodowawcze na zasadach przewidzianych w kodeksie cywilnym, chociażby z tytułu niewłaściwego wykonania danych czynności przez podwykonawcę (art. 471 kodeksu cywilnego).
Kosztowny proces
Co jednak, gdy przedsiębiorca nie ma zamiaru płacić odszkodowania lub gdy negocjacje się nie udadzą? Wówczas można spodziewać się, że podmiot reprezentujący właściciela praw autorskich pozwie firmę do sądu. – To może być najgorsza możliwa droga, bo tego typu podmioty specjalizują się w takich sprawach i doskonale radzą sobie podczas rozpraw sądowych. Co więcej, dla przedsiębiorcy koszty procesowe albo zasądzone przez sąd odszkodowanie mogą okazać się wyższe niż pierwotnie proponowana kwota za naruszenie praw autorskich – uważa Adam Kraszewski.
Tym bardziej że proces wcale nie musi przebiegać przed polskim sądem. Co do zasady pozew wytacza się przed sąd właściwy dla miejsca zamieszkania lub siedziby pozwanego. – Istnieje jednak wiele przepisów szczególnych dotyczących praw autorskich, które mogą sprawić, że sprawa trafi na wokandę np. sądu w Szwajcarii lub Stanach Zjednoczonych – przyznaje Andrzej Boboli. Ponadto jeśli roszczenie dotyczy wykorzystania wizerunku osoby bez jej zgody, to wówczas zastosowanie może mieć art. 351 kodeksu cywilnego. Stanowi on, że powództwo o ochronę dóbr osobistych naruszonych przy wykorzystaniu środków masowego przekazu można wytoczyć przed sąd właściwy dla miejsca zamieszkania albo siedziby powoda. Ogólnie rzecz biorąc, koszty prowadzenia zagranicznego procesu mogą okazać się jeszcze wyższe, a sprawa dużo bardziej skomplikowana, niż w Polsce.
Zarzut przedawnienia
Przedsiębiorca, którego posądzono o naruszenie praw autorskich, może chcieć próbować uwolnić się od odpowiedzialności, wskazując na przedawnienie sprawy, np. w związku z tym, że kwestionowane zdjęcie zostało zamieszczone na stronie internetowej wiele lat temu. Zgodnie z art. 4421 roszczenie o naprawienie szkody wyrządzonej czynem niedozwolonym ulega przedawnieniu z upływem trzech lat od dnia, w którym poszkodowany dowiedział się albo przy zachowaniu należytej staranności mógł się dowiedzieć o szkodzie i o osobie zobowiązanej do jej naprawienia. Termin ten nie może być dłuższy niż dziesięć lat od dnia, w którym nastąpiło zdarzenie wywołujące szkodę. – Kłopot w tym, iż w takim przypadku najczęściej sądy uznają, że okres przedawnienia nie płynie, póki zdjęcie wciąż znajduje się na danej stronie internetowej. Zarzut przedawnienia może więc okazać się nieskuteczny – mówi Andrzej Boboli.