Przed nami realizacja wielkich inwestycji infrastrukturalnych: CPK, modernizacja i budowa nowych linii kolejowych, dróg. Od przedsiębiorców, którzy biorą w tym udział, wymaga się terminowości. Nawet bez tego chcielibyśmy jak najszybciej realizować inwestycje, bo czas to pieniądz. Im dłużej trwa realizacja inwestycji, tym większe ryzyko dla nas. Dlatego uproszczenie i standaryzacja procedur administracyjnych znalazły się wśród pięciu najważniejszych postulatów branży budowlanej, które przedstawiliśmy premierowi Donaldowi Tuskowi i ministrowi infrastruktury w ramach podpisanej przez pięć organizacji branżowych „Piątki dla polskiego budownictwa”. Nam nie chodzi o to, żeby w regulacjach skracać terminy na wydanie decyzji, bo urzędnicy obchodzą ustawowe terminy sztucznie wydłużając postępowania.
Najczęściej żądając kolejnych dokumentów czy opinii, w sytuacji, gdy z przepisów nie wynika obowiązek ich dołączenia. W ten sposób próbują uniknąć konsekwencji nieterminowego wydania decyzji. Lekarstwem na to byłoby zwiększenie zatrudnienia w urzędach. Na to powinny iść pieniądze samorządów, a nie na pokrycie grzywien czy roszczeń. To plus standaryzacja w interpretacji przepisów uprościłoby i przyspieszyło inwestycje. Dziś inwestor, który realizuje budowy w kilku województwach, styka się z różnymi oczekiwaniami organów.
Do tego każda, nawet drobna zmiana w projekcie, często oznacza konieczność ponownego przechodzenia całej procedury, a to z kolei oznacza obowiązek uzgodnień z wieloma gestorami sieci, z których każdy prowadzi postępowanie we własnym tempie, w tym bez ustawowych terminów. Efekt to wielomiesięczne opóźnienia, konieczność aktualizowania dokumentacji, a czasem nawet jej tworzenia od zera. Dlatego skracanie terminów na wydanie decyzji nie jest kluczem do poprawy sytuacji, bo przyspiesza realizację inwestycji tylko na papierze.
Z nimi jest największy problem. Dziś inwestorzy czekają już na nie dwa lata, a nawet dłużej. My nie oczekujemy tu zmiany prawa. Oczekujemy zmiany nastawienia urzędników na proinwestycyjne, ponieważ obstrukcja urzędnicza jest źródłem najpoważniejszych problemów branży budowlanej.
Z tym wiążą się dwa problemy. Pierwszy to progi waloryzacji. Najtrudniej jest w kolei, bo tam jest możliwość waloryzacji maksymalnie o 10 proc. Drugi problem to podział ryzyka między inwestorem a wykonawcą 50/50. Dlaczego wykonawca ma ponosić połowę nieprzewidzianych kosztów, jeśli nie przyczynił się do materializacji ryzyka? To nie jest mechanizm, który zabezpiecza przed nieprzewidywalnym wzrostem kosztów i pozwala racjonalnie kalkulować oferty. Waloryzacja powinna być realna, a nie sztucznie ograniczona przez przepisy.
Obie te usługi są bardzo niedoinwestowane, a niezwykle istotne dla jakości i bezpieczeństwa inwestycji. Dlatego nie powinno się ich lekceważyć. Zespoły projektowe i nadzorcze przy dużych inwestycjach są liczne i trzeba odejść od dyktatu ceny, jeśli chcemy realizacji wysokiej jakości projektów. Za pracę intelektualną też trzeba zapłacić, zwłaszcza że to się po prostu opłaca. Im mniej wyda się na projektanta czy nadzorujących prace inżynierów, tym droższa będzie budowa. Skoro już jesteśmy przy temacie pieniędzy, to muszę wspomnieć, że jedną z największych bolączek sektora budowlanego jest brak stabilnego finansowania. O ile z drogami problem rozwiązał Krajowy Fundusz Drogowy, to w infrastrukturze kolejowej dopiero w tym roku mamy powody do zadowolenia – o ile zostaną zrealizowane zapowiedzi reformy Funduszu Kolejowego. Zreformowany Fundusz Kolejowy powinien sprawić, że jeśli chodzi o kolejowe inwestycje, to przestaniemy być zakładnikiem finansowania z UE. Podstawowy zarzut, jaki mamy do obecnego systemu finansowania, to brak ciągłości i terminy wydatkowania pieniędzy, które sprawiają, że zamiast efektywnie je inwestować, robi się to efektownie. Jest ciągła walka z czasem i wydawanie pieniędzy nie na to, co jest najbardziej potrzebne, ale na to, co daje szansę zmieszczenia się w terminach, które na wydatkowanie daje UE. Nie powinno tak być i mamy nadzieję, że Fundusz Kolejowy to zmieni, zapewniając stałe finansowanie inwestycji.
Kolej to kręgosłup bezpiecznego i nowoczesnego państwa, ale dziś jej finansowanie działa w rytmie „raz górka, raz dołek”. Albo mamy spiętrzenie zamówień i wynikające z popytu wzrosty cen materiałów, albo długie okresy posuchy i wyniszczającą wojnę cenową o nieliczne zamówienia. To zabija stabilność firm i podnosi koszty, przez co kolej traci konkurencyjność. Problemem nie są pieniądze, tylko sposób ich wydawania. W drogownictwie działa skuteczny model – Krajowy Fundusz Drogowy. Podobny system potrzebny jest kolei, by mogła planować inwestycje i rozwijać się bez przestojów. To ważne nie tylko dla gospodarki, ale i dla ludzi. Dziś aż 40 proc. Polaków ma problem z dojazdem do pracy czy szkoły. Sprawna sieć kolejowa to też kwestia bezpieczeństwa kraju. Kolej potrzebuje stabilnych i prostych zasad finansowania, by znów stać się siłą napędową Polski.
Zabiegamy o to, jak i o rozwiązanie wcześniej wspomnianych problemów. Czekamy na odpowiedź ze strony ministra infrastruktury.