Sygnały ostrzegawcze, które zignorował sztab demokratów, szybko przerodziły się w wyborcze pułapki.
Szklany budynek centrum konferencyjnego Javitsa na Manhattanie nie przypadkiem wybrany został przez sztab Hillary Clinton na miejsce wieczoru wyborczego. Motyw szklanego sufitu, który kandydatka demokratów miała w imieniu wszystkich amerykańskich kobiet przebić, wygrywając prezydenturę, przywoływany był na jej wiecach wyborczych wielokrotnie. Mówili o tym także we wtorkowy wieczór niemal wszyscy przemawiający ze sceny goście, łącznie z burmistrzem Nowego Jorku Billem de Blasio, gubernatorem stanu Nowy Jork Andrew Cuomo i ponownie wybranym na senatora Chuckiem Schumerem. Ani oni, ani kilka tysięcy ludzi zgromadzonych przed Javits Center nie miało żadnych wątpliwości, że ten szklany sufit zostanie przebity, bo przecież wszystkie sondaże dawały przewagę Clinton, bo analitycy wyborów wyliczali, że ma ona ok. 90-procentowe szanse na zwycięstwo, bo w bastionie demokratów, jakim jest miasto Nowy Jork, nawet nie wypada myśleć inaczej. Byli tak pewni zwycięstwa, że entuzjastycznie reagując na wszystkie częściowe wyniki dające prowadzenie Clinton i wygwizdując i bucząc, gdy pokazywały przewagę Donalda Trumpa, nie zwracali uwagi na sygnały ostrzegawcze. A te pojawiły się dość szybko – nawet w stanach tradycyjnie głosujących na demokratów przewaga Clinton nie była tak duża, jak można było się spodziewać, a niewiele było hrabstw, nie mówiąc już o całych stanach, które w porównaniu z 2012 r. zmieniały kolor z czerwonego na niebieski. Koło godziny 22 stawało się już jasne, że wąska ścieżka Donalda Trumpa do Białego Domu się poszerza i ma on pełne szanse na zwycięstwo, a to Clinton niespodziewanie znalazła się w trudnej sytuacji. Wraz z kolejnymi stanami, w których ogłaszano wyniki, pewność zgromadzonych, że oto są świadkami historycznej chwili, gasła. Koło północy było już jasne, że szklany budynek centrum Javitsa zamiast być symbolem przełamywania barier stanie się raczej symbolem nadmiernej pewności siebie sztabu Clinton, jednej z głównych przyczyn jej porażki. Oto siedem przyczyn porażki Clinton.
1 Ujawnienie przez szefa FBI Jamesa Comeya na kilka dni przed głosowaniem kolejnej partii odnalezionych e-maili Clinton, w których jak się później okazało, nie było nic niezgodnego z prawem, nie miało wielkiego wpływu na jej przegraną. Najwięcej, bo 40 proc. wyborców – tych, którzy faktycznie głosowali, a nie deklarujących chęć głosowania w przedwyborczych sondażach – przyznało, że głównym motywem stojącym za ich decyzją była potrzeba zmiany. Clinton, obecna w różnych rolach w amerykańskiej polityce od ponad 30 lat, takiej zmiany nie mogła zapewnić. Trump, który nigdy nie pełnił żadnych funkcji politycznych, lepiej wyczuł te nastroje, choć równie dobrze kandydatem zmiany mógł być lewicowy senator Bernie Sanders – rywal Clinton w prawyborach demokratów. Poza tym zdecydowana większość głosujących decyzję podjęła już dawno – we wrześniu lub wcześniej. Tych, którzy zrobili to w ostatnich kilku dniach, było tylko 7 proc.
2 Kampania Donalda Trumpa, mimo wielu jego kontrowersyjnych wypowiedzi, a także zmiany ludzi ją prowadzących, była lepsza. Nie tylko był on bardziej aktywny, brał udział w większej liczbie wieców i spotkań, ale miała też spójny i bardziej trafiający do wyborców przekaz. Główny slogan Trumpa „Make America great again” był wszędzie, a przede wszystkim dawał poczucie, że jest w tym jakiś program (to, czy faktycznie jest, to już inna sprawa). Clinton miała dwa równoległe slogany – „I’m with her” oraz „Stronger together”, które nic właściwie nie mówiły o jej programie. Na dodatek ludzie prowadzący kampanię Trumpa potrafili dotrzeć do większego grona wyborców, chodząc od drzwi do drzwi i zachęcając do głosowania. Szczególnie na terenach podmiejskich i wiejskich przyniosło to efekt.
3 Donald Trump jako kandydat spoza politycznego establishmentu miał znacznie większą zdolność przyciągania nowego elektoratu, czyli osób, które zazwyczaj lub wręcz nigdy wcześniej nie głosowały w wyborach. Tym też należy tłumaczyć te fatalne pomyłki ośrodków badań opinii społecznej. Problem z sondażami w Ameryce jest taki, że mało ludzi zgadza się na branie udziału w badaniach. W sondażach, które były przeprowadzane przed tegorocznymi wyborami, nie było zatem ludzi zwykle niegłosujących. Jak się okazało, była to spora grupa, która w dużej mierze przesądziła o zwycięstwie Trumpa.
4 Hillary Clinton nie potrafiła zmobilizować do uczestnictwa w wyborach grup, które przed ośmioma i czterema laty głosowały na Baracka Obamę. Poparcie dla Clinton wśród Afroamerykanów było podobne do tego, które miał Obama, a wśród Latynosów było nawet większe. Problem w tym, że znacznie spadł odsetek wyborców z tych grup, którzy ostatecznie poszli zagłosować. Główna grupa wyborców Trumpa, czyli biali z klasy pracującej, pod tym względem wypadła znacznie lepiej.
5 Trump miał konkretną, sprecyzowaną drogę do Białego Domu. Oprócz utrzymania tradycyjnie republikańskich stanów i powalczenia o stany wahające się, czyli tzw. swing states, od początku kampanii uznał, że kluczem do zwycięstwa są znajdujące się w kryzysie i zamieszkane w zdecydowanej większości przez białych wyborców stany środkowego Zachodu, takie jak Ohio, Michigan, Illinois, Iowa, Minnesota, Wisconsin. Ponieważ większość z nich od lat głosowała na demokratów, szanse powodzenia tego planu nie były wielkie. Tymczasem okazało się, że w większości z nich wygrał, a nawet tam, gdzie przegrał, znacznie zmniejszył różnicę w porównaniu z wynikiem Mitta Romneya sprzed czterech lat. Sztab Clinton uważał, że jest ona na tyle lepszym kandydatem, że wraz z działającymi na korzyść demokratów zmianami demograficznymi wystarczy to, aby utrzymała stany zdobyte przed czterema latami przez Baracka Obamę. Efekt jest taki, że nie było ani jednego stanu, który przeszedł w tym roku na stronę demokratów.
6 Amerykańskie społeczeństwo jako całość wcale nie jest takie postępowe, jak sugerują liberalne media, i uważa, że istnieją w kraju ważniejsze problemy niż transpłciowe toalety. Duża jego część jest zaniepokojona zmianami obyczajowymi w kraju (np. zalegalizowane przez Sąd Najwyższy małżeństwa homoseksualne, legalizacja marihuany w kolejnych stanach, ograniczanie miejsca religii w życiu publicznym), a także zmieniającą się strukturą demograficzną, lecz nie było dotychczas kandydata, który odważyłby się na tak mocne łamanie zasad politycznej poprawności. Trump stał się odpowiedzią na te obawy. To właśnie ta grupa elektoratu okazała się kluczowa dla jego zwycięstwa.
7 Wprawdzie przy tak silnych osobowościach, jakimi są zarówno Clinton, jak i Trump, kandydaci na wiceprezydentów mieli drugorzędne znaczenie, ale startujący wraz z Clinton Tim Kaine okazał się znacznie mniej trafionym wyborem niż Tim Kaine. Od kandydata na wiceprezydenta oczekuje się, by przynajmniej w jego stanie pomógł on odnieść zdecydowane zwycięstwo. Tymczasem w Wirginii, którą Kaine reprezentuje w Senacie, sprawa wygranej długo się wahała. Clinton ostatecznie tam wygrała, ale zaledwie niespełna 5 pkt proc. Dla porównania w Indianie, której gubernatorem jest Pence, Trump wygrał różnicą prawie 20 pkt. Na dodatek bardzo konserwatywny Pence mógł przekonać do Trumpa wyborców, którzy niezbyt ufali mu w kwestiach światopoglądowych, natomiast zdolność Kaine’a do poszerzania elektoratu była niewielka.

Kup w kiosku lub w wersji cyfrowej