Republikański kandydat na prezydenta USA Donald Trump został w czwartek kilkakrotnie wybuczany, gdy podczas charytatywnej kolacji, zorganizowanej przez katolicką fundację w Nowym Jorku, atakował swą rywalkę w wyborach, Demokratkę Hillary Clinton.

Trump i Clinton uczestniczyli w czwartek wieczorem w charytatywnej kolacji organizowanej co roku przez Alfred E. Smith Memorial Foundation. Kolacja, na którą przybywa nowojorska śmietanka, tradycyjnie przebiega w lekkiej, żartobliwej atmosferze, a mówcy prześcigają się w żartach i autoironicznych komentarzach. Dla kandydatów do Białego Domu jest to zwykle odskocznia od poważnej kampanii, jednak tym razem, sądząc po reakcjach uczestników, atmosfera była chwilami bardzo ciężka.

Pretendenci do Białego Domu, którzy dzień wcześniej w debacie telewizyjnej stoczyli zajadły pojedynek przed 70-milionową widownią, zostali posadzeni na wyciągnięcie ręki od siebie. Rozdzielał ich jedynie siedzący między nimi kardynał Timothy Dolan. Mimo to nawet się ze sobą nie przywitali i przez cały wieczór nie zamienili ze sobą ani jednego słowa, wręcz unikając kontaktu wzrokowego. "Przeziębiłem się, bo od godziny siedzę w najbardziej lodowatym miejscu na Ziemi" - żartował kardynał Dolan, wpisując się w konwencję spotkania.

Trump przemawiał jako pierwszy i początkowo zbierał oklaski, zwłaszcza gdy żartował ze swej "skromności", rozmiaru dłoni oraz żony Melanii. "Gdy Michelle Obama przemawia, wszyscy ją uwielbiają. Gdy Melania wygłasza dokładnie tę samą mowę, ludzie ją krytykują. Nie rozumiem tego" - powiedział. Nawiązał w ten sposób do wystąpienia Melanii Trump na konwencji Partii Republikańskiej, które okazało się plagiatem przemowy wygłoszonej w 2008 roku przez Michelle Obamę.

Kilka początkowych żartów z Clinton też rozbawiło słuchaczy, np. gdy stwierdził, że kolacja "to dla Hillary pierwsze spotkanie, na którym przemawia do szefów korporacji i nie dostanie za to pieniędzy". Kolejne jego żarty wywoływały jednak coraz większą konsternację i coraz mniej braw. Trump został nawet kilkakrotnie wybuczany, co - zdaniem różnych komentatorów - kandydatowi na prezydenta USA zdarzyło się po raz pierwszy w historii tych spotkań.

Dezaprobatę słuchaczy Trump wywołał mówiąc m.in., że "Hillary jest tak skorumpowana, że wyrzucili ją z komisji Watergate" oraz że "siedzi tutaj jako osoba publiczna, udając, że nie nienawidzi katolików" (aluzja do informacji z wykradzionych maili szefa kampanii Clinton, które sugerowały, że Demokratka co innego mówi publicznie, a co inne prywatnie).

Clinton zdecydowanie więcej żartowała z samej siebie, ale i ona wykorzystała przemówienie, by zaatakować swego przeciwnika. Stwierdziła, że Trump ma problemy z czytaniem z telepromptera, bo "tłumaczy z rosyjskiego". Uznała też, że jeśli Trump zostanie prezydentem USA, Barack Obama nie będzie mógł przyjść do Białego Domu na spotkanie byłych prezydentów, "bo jak ominie zakaz dla muzułmanów?".

Żartowała również, że Statua Wolności "dla większości Amerykanów to symbol nadziei dla imigrantów", ale "Donald widzi w niej +czwórkę+ lub może +piątkę+, o ile statua zmieni fryzurę i zrezygnuje z trzymania pochodni i tablicy" - powiedziała była sekretarz stanu, czyniąc aluzję do stosowanej przez Trumpa liczbowej klasyfikacji kobiet i ujawnionych w ostatnim czasie seksistowskich komentarzy.

Na koniec kolacji Trump i Clinton podali sobie ręce, komentatorzy nie mieli jednak wątpliwości, że swym zachowaniem podczas wieczoru dali dowód, że nie tylko się nie lubią, ale i nie szanują.