Minister obrony Filipin Delfin Lorenzana poinformował w piątek, że powiadomił siły zbrojne USA, iż wstrzymane zostaje planowanie wspólnych filipińsko-amerykańskich patroli i ćwiczeń morskich na Morzu Południowochińskim.

Agencja Associated Press pisze, że jest to pierwsza konkretna decyzja Manili ograniczająca współpracę wojskową z USA po miesiącach coraz ostrzejszych wypowiedzi nowego prezydenta Filipin Rodrigo Duterte.

USA i Filipiny współdziałały dotąd w ramach strategii mającej na celu powstrzymywanie wzrostu wpływów Chin w regionie Morza Południowochińskiego.

Chiny roszczą sobie prawa do kluczowych rejonów i wysp na Morzu Południowochińskim, co doprowadziło do sporu z Filipinami, a także z Wietnamem, Malezją, Tajwanem i Brunei. Przez akwen ten prowadzą ważne szlaki żeglugowe; ocenia się, że wartość transportowanych nimi towarów sięga 5 bilionów dolarów rocznie. W ostatnich latach Chiny rozpoczęły intensywne prace przy sztucznym powiększaniu powierzchni wysp wchodzących w skład spornego archipelagu Spratly na Morzu Południowochińskim.

Lorenzana zapowiedział też, że 107 wojskowych USA obsługujących zwiadowcze drony na południu Filipin, gdzie działają muzułmańscy rebelianci, zostanie poproszonych o opuszczenie tej części kraju, gdy w niedalekiej przyszłości strona filipińska uzyska zdolność do samodzielnego zbierania takich informacji wywiadowczych.

Minister dodał, że Duterte chce wstrzymania wspólnych filipińsko-amerykańskich ćwiczeń wojskowych, których dotąd przeprowadzano 28 rocznie. Prezydent powiedział, że chce, by trwające właśnie takie ćwiczenia były ostatnimi w jego rozpoczętej w czerwcu sześcioletniej kadencji.

Lorenzana oświadczył również, że filipińskie siły zbrojne nie są uzależnione od wsparcia finansowego ze strony USA. Dotychczas Filipiny otrzymywały od Stanów Zjednoczonych pomoc wojskową w wysokości 30 milionów dolarów rocznie. Minister obrony powiedział, że o niezbędne środki wojsko zwróci się do filipińskiego parlamentu.

Lorenzana zgodził się z wypowiedzią szefa filipińskiej dyplomacji Perfecto Yasaya, który w czwartek zarzucił Stanom Zjednoczonym, że "zawiodły na Filipinach". Powiedział, że filipińskie wojsko od dawna dostaje od USA tylko zużyty sprzęt i żadnego nowego. "Amerykanom nie udało się rozbudować naszego potencjału tak, abyśmy mogli sprostać temu, co dzieje się w naszym regionie" - powiedział.

Na początku października Duterte zapowiedział rewizję porozumienia z 2014 roku o współpracy obronnej między Filipinami a USA. Na mocy tego porozumienia wojska USA mają dostęp do filipińskich baz wojskowych. Oświadczył, że Stany Zjednoczone powinny wspierać Filipiny w rozwiązywaniu problemu narkomanii, a zamiast tego krytykują go za znaczną liczbę ofiar operacji przeciwko handlarzom narkotyków i narkomanom, podobnie jak i Unia Europejska.

Jak wynika z udostępnionych na początku września źródeł policyjnych, od chwili objęcia przez Duterte prezydentury, czyli od 30 czerwca br., filipińska policja zabiła ponad 1000 osób w operacjach wymierzonych w handlarzy narkotyków, a 1894 osoby zostały zamordowane w "niewyjaśnionych okolicznościach".

Duterte jest ostro krytykowany przez społeczność międzynarodową za brutalne metody walki z przestępczością narkotykową. Gdy pozasądowe egzekucje na Filipinach wzbudziły krytykę ONZ, prezydent zagroził wyjściem kraju z tej organizacji.

Na początku września prezydent Filipin wywołał dyplomatyczny skandal, nazywając Baracka Obamę "sk...synem" w reakcji na skrytykowanie przez prezydenta USA sposobu, w jaki filipińskie władze prowadzą walkę z kartelami narkotykowymi.(PAP)