Gdy na Wyspach minie szok, Londyn rzuci wyzwanie UE. I nie będzie miał innego wyjścia, jak powrót do strategii wykrwawiania kolejnych superpaństw chcących zdominować Europę. Upokorzyć, ukarać i pozostawić na obrzeżu europejskiego superpaństwa. Tak w skrócie można odczytać zamysły wobec Wielkiej Brytanii, jakie mają wpływowi zwolennicy dalszej szybkiej unijnej integracji. Szef Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker tuż po ogłoszeniu wyników referendum zaczął domagać się od brytyjskiego rządu, by ten od razu rozpoczął negocjacje o wyjściu z Unii.
Należy pamiętać, że jeśli Londyn nie wystąpi z wnioskiem, to według obowiązujących traktatów może nie wychodzić tak długo, jak żywnie mu się to będzie podobać. Co daje czas na zażegnanie kryzysu wywołanego Brexitem.
Na razie nie widać, by ktokolwiek miał ochotę skorzystać z tego czasu. Za to ministrowie spraw zagranicznych Niemiec oraz Francji zaskoczyli wszystkich radykalnymi propozycjami. „Nasze państwa dzielą wspólne przeznaczenie i wspólny zestaw wartości, które dają podstawę do jeszcze bliższej unii między naszymi obywatelami. Będziemy więc dążyć do politycznej unii w Europie i zaprosimy kolejnych Europejczyków do udziału w tym przedsięwzięciu” – ogłosili Frank-Walter Steinmeier i Jean-Marc Ayrault. Brexit jest wydarzeniem ułatwiającym wcielanie tego planu w życie – oczywiście po wcześniejszym wypchnięciu Zjednoczonego Królestwa poza UE. A jeśli przy okazji pognębi się Brytyjczyków i, być może, doprowadzi do rozpadu ich państwa, to każdy europejski rząd dwa razy się zastanowi, nim zada swoim obywatelem w referendum pytanie, czy chcą opuszczenia Unii.
Jednak eurokraci nie biorą pod uwagę jednego – gdy na Wyspach minie szok, Londyn rzuci wyzwanie Wspólnocie. I nie będzie miał innego wyjścia, jak tylko powrót do sprawdzającej się przez 300 lat strategii osaczania i wykrwawiania kolejnych superpaństw chcących zdominować Europę.
I czego by nie mówić o Anglikach – za każdym razem okazywali się skuteczni.
Importowany mąż stanu
Ludwik XIV nie tylko twierdził, że „państwo to ja”, lecz zasadą tą obejmował również inne kraje. Pod jego rządami Francja znalazła się o krok od zdominowania całej Europy, gdy na jej drodze stanął stadhouder Niderlandów Wilhelm Henryk Orański. Syn angielskiej księżniczki Marii Stuart wychował się we Francji, dzięki czemu miał świadomość, jak wielkie są ambicje Króla Słońce.
Sam został wybrany na urząd namiestnika przez Holendrów w 1675 r., gdy ich kraj znalazł się na krawędzi upadku, tocząc jednocześnie wojnę z Francją oraz Anglią. W kolejnych latach Wilhelm III udowodnił, że jest genialnym strategiem. Zawarł pokój z Jakubem II Stuartem i wyraził chęć poślubienia jego córki Marii. Wykorzystując fakt, iż wyszło na jaw, że król Anglii nawrócił się na katolicyzm, co mocno rozwścieczyło jego anglikańskich poddanych. Jakub wydał więc córkę za protestanta, by udowodnić, jak bardzo jest tolerancyjny. Ale Anglicy okazali się mniej ugodowi od katolickiego króla. Na co dzień wrogie partie wigów i torysów zawarły ugodę i wspólnie zaproponowały Wilhelmowi Orańskiemu obalenie teścia i osadzenie na tronie żony stadhoudera. Ten ofertę przyjął, lecz zażądał korony również dla siebie. I tym sposobem został w 1689 r. królem Anglii jako mąż Marii II Stuart.
Wkrótce jego koncepcje ukształtowały angielską politykę na następne stulecie. Wilhelm III uznał, że Anglia nie ma żadnego interesu w prowadzeniu ekspansji za kanałem La Manche. Natomiast ma dla niej fundamentalne znaczenie, by nigdy nie powstało tam mocarstwo zdolne zdominować cały kontynent. „Przetrwanie stosunkowo niewielkiej wyspy u wybrzeży Europy zostałoby narażone na niebezpieczeństwo, gdyby wszystkie zasoby kontynentu skoncentrowane zostały w ręku jednego władcy” – analizuje problem w monumentalnym dziele „Dyplomacja” Henry Kissinger. „W takim bowiem wypadku Anglia (taka, jaka była przed zjednoczeniem ze Szkocją w 1707 r.), posiadająca znacznie skromniejsze zasoby i mniejszą liczbę ludności, znalazłaby się prędzej czy później na łasce kontynentalnego imperium” – uzupełnia.
Londyn musiał zatem budować kolejne koalicje, zdolne powstrzymać ekspansję Francji. Przy czym nie wynikało to z odczuwanej wrogości. Na pytanie adiutanta o niuanse dyplomacji Wilhelm III Orański odparł, iż stulecie wcześniej, gdy Europie groziła dominacja Habsburgów, „byłby Francuzem, tak jak teraz jest Hiszpanem”. Bo Londyn z Madrytem grali wówczas przeciwko Paryżowi.
Przez kolejne lata Wilhelm III wykazał się skutecznością w organizowaniu antyfrancuskich koalicji, wciągając do nich m.in. Szwecję, Sabaudię, Holandię, Saksonię oraz monarchię Habsburgów. Toczone z przerwami przez 25 lat wojny stopniowo wykrwawiały Francję. Doszło do tego, że w 1709 r., dwie dekady wcześniej, najbogatszy kraj świata spustoszyła klęska głodu, a Król Słońce oddał na przetopienie nawet swoje złote zastawy stołowe, by móc opłacić wojska. Niewiele to pomogło i Ludwik XIV w końcu zrezygnował z podporządkowania sobie Niderlandów oraz Hiszpanii.
Tego triumfu Wilhelm III Orański nie dożył. Bo koń, którego dosiadał, skręcił nogę w kretowisku. Poturbowany upadkiem monarcha zmarł w marcu 1702 r. Wówczas jego strategia polityczna spotkała się z powszechną krytyką. Powrócił pogląd, że Anglia powinna wybrać izolacjonizm. Wylewano przy tym minione żale wobec Holendrów. „Sześć milionów subsydiów i dług niemal 50 mln funtów! Ich wysokości panowie sojusznicy nas zrujnowali. Skoro nasze wojska zdobywają jakieś miasto we Flandrii, to Holendrzy je zagarniają, a my z radości puszczamy fajerwerki!” – pisał wpływowy publicysta Jonathan Swift.
Ale gdy wojna była wygrana, Londyn w 1711 r. zgodził się na tajne rozmowy z Paryżem, byle tylko za sprawą klęski Francji Habsburgowie zbytnio nie urośli w siłę. Dwa lata później podpisano separatystyczny pokój i nagle cesarz Karol VI Habsburg został na polu walki zupełnie sam. Nie mając realnych szans na zwycięstwo z Francją. Ostatecznie więc jedynymi wygranymi okazali się Anglicy.
To dowodziło, jak procentuje gra na równowagę. W międzyczasie doszło do unii Anglii ze Szkocją, lecz stworzona przez te państwa Wielka Brytania nadal nie mogła się równać potencjałem z Francją. Tymczasem w Paryżu rezydowali stronnicy Jakuba II Stuarta i jego potomków. Mogący liczyć na pomoc władców Francji przy każdej próbie zorganizowania przewrotu w Anglii. Świadomość stałego zagrożenia sprawiła, iż 20 lat po śmierci Wilhelma III na łamach wpływowego pisma „The Craftsman” przyznano, że dążenie do równowagi sił w Europie powinno się stać „pierwotną, długotrwałą zasadą brytyjskiej polityki”.
Brytyjskie porządki
W XVIII w. torysi oraz wigowie pozbyli się wątpliwości co do tego, że Wielka Brytania musi utrzymywać równowagę sił na kontynencie. Różnice między głównymi partiami w Izbie Gmin polegały na tym, że torysi chcieli uczestniczyć w polityce europejskiej, zaś wigowie opowiadali się za interwencjami jedynie w momencie, kiedy równowaga sił była zagrożona.
Krytykujący tę ostatnią postawę minister spraw zagranicznych John Carteret, podczas przemówienia wygłoszonego w styczniu 1744 r. przed Izbą Lordów, zarzucił wigom przejmowanie się „tylko naszym handlem i przyjemnościami” zamiast „dostrzegania niebezpieczeństw w obcych krajach, spoczywanie w spokoju, póki nie zbudzi nas alarm u naszych wybrzeży”. Pragnął w ten sposób przekonać opozycję do poparcia planu nieustannego wspierania Habsburgów, co miało zmusić Francję do wydatków na rozbudowę sił zbrojnych. „Bowiem gdyby francuski monarcha zobaczył, że nie ma już rywala na kontynencie, poczułby się bezpieczny w posiadaniu swoich zdobyczy, mógłby wtedy zmniejszyć garnizony, opuścić fortece i zwolnić żołnierzy; jednak ten skarb państwa, który dziś zapełnia ziemię żołnierzami, wkrótce zostałby zaprzęgnięty do realizacji planów bardziej niebezpiecznych dla naszego kraju” – ostrzegał lord Carteret.
Uporczywe przeciwdziałanie planom Francji sprawiło, że mocarstwo to, stale będąc o krok od zdominowania Europy, nigdy nie osiągnęło celu. Co ciekawe, taktyka stopniowego „wykrwawiania” na dłuższą metę zafundowała Wielkiej Brytanii śmiertelne zagrożenie. Następcy Króla Słońce byli tak nieudolni, że nie potrafili przeciwdziałać degeneracji ustroju politycznego i długoletniej zapaści ekonomicznej kraju. W końcu w 1789 r. wybuchła rewolucja i okazało się, że republika posiada ogromne rezerwy ekonomiczne, ludnościowe i intelektualne, jakich nawet Londyn się po niej nie spodziewał. Nowa Francja ruszyła na podbój Europy z niespotykaną wcześniej energią, zwłaszcza gdy władzę w Paryżu przejął Napoleon.
Doszło do tego, że chcąc znaleźć środki na prowadzenie wojny, premier William Pitt Młodszy musiał wprowadzać coraz to nowe akcyzy oraz podatki, a nawet opracować w 1799 r. zupełnie nowatorski podatek dowodowy KOR - DOCHODOWY. Ku rozpaczy co bogatszych poddanych króla Jerzego III. Jednak drenowanie kieszeni obywateli nie poszło na marne.
„Armie z powszechnego poboru i ideologiczna gorliwość pchnęły francuskie wojska przez Europę w imię powszechnych zasad wolności, równości i braterstwa. Pod wodzą Napoleona były o włos od ustanowienia europejskiej wspólnoty skupionej wokół Francji” – opisuje Henry Kissinger.
Wprawdzie plany Bonapartego przeprowadzenia inwazji na Wyspy Brytyjskie zostały udaremnione dzięki zwycięstwu admirała Nelsona w bitwie morskiej pod Trafalgarem, lecz niedługo później rozpoczęła się wojna Francji z Prusami. Berlin otrzymywał sowite dotacje z Londynu w zamian za wystąpienie zbrojne przeciw Bonapartemu. Konflikt przyniósł błyskawiczny triumf cesarza, który niedługo po zwycięskich bitwach pod Jeną i Auerstedt wydał w Berlinie dekret o blokadzie kontynentalnej. Zabraniał on państwom europejskim utrzymywania jakichkolwiek kontaktów handlowych z Wielką Brytanią.
Wprawdzie szybko rozkwitł przemyt, lecz ekonomiczne embargo dużo mocniej uderzyło w mieszkańców Wysp niż bitwy toczone w Europie. Wprowadzone do obiegu przez Williama Pitta Młodszego papierowe banknoty dotknęła inflacja. Chcąc ratować stabilność funta, Bank Anglii musiał sięgnąć po ostatnią rezerwę w postaci złotych hiszpańskich dublonów. Zrabowali je służący angielskim władcom korsarze na morzach południowych. Przed puszczeniem w obieg mennica Banku Anglii przebiła na monetach wizerunki hiszpańskich monarchów twarzą króla Jerzego III. „Żeby mogły kursować hiszpańskie dublony, Bank wybił głowę durnia na karku osła” – napisał autor anonimowego paszkwilu, który podchwycili londyńczycy.
Zdesperowany rząd wkrótce poszedł jeszcze dalej i po otwarciu nowej mennicy ogłosił, że każdy, kto przyniesie tam co najmniej 15 funtów złota (chodziło o wagę kruszcu), otrzyma po miesiącu za darmo wytworzone z niego monety. Ale i tak złoty pieniądz znikał z obiegu, a ceny produktów rosły. Podobnie jak bieda wśród Brytyjczyków. Londyn nie miał innego wyjścia, niż tylko walczyć do upadłego przeciw Napoleonowi. Choć główny twórca kolejnych antyfrancuskich koalicji premier William Pitt Młodszy zmarł w feralnym 1806 r. z powodu załamania nerwowego i nadużywania wina porto. „Do 1807 r. armie francuskie ustanowiły już satelickie królestwa wzdłuż Renu, we Włoszech i w Hiszpanii, zredukowały Prusy do mocarstwa o drugorzędnym znaczeniu i poważnie osłabiły Austrię. Tylko Rosja stała między Napoleonem a dominacją Francji w Europie – wylicza Kissinger. – Jej absolutyzmu nie złagodził obyczaj ani też broniąca swoich praw, niezależna arystokracja, jak było to w wypadku monarchów panujących z bożej łaski w Europie Zachodniej. W Rosji wszystko zależało od kaprysu cara”.
Sojusz państwa, gdzie rząd był wybierany przez parlament, z takim partnerem zdawał się nie do utrzymania na dłuższą metę. Ale jeszcze przed śmiercią William Pitt Młodszy postanowił podjąć ryzyko. Carowi Aleksandrowi I zaoferował stworzenie stałego sojuszu nie tylko z Wielką Brytanią, lecz również z Prusami i Austrią, wymierzonego przeciwko Francji. Nie tylko ograniczającego jej ekspansję, ale także dbającego o zachowanie istniejącego porządku w Europie. Tak narodził się zarys systemu nazwanego potem Świętym Przymierzem. Monarchiom ze Starego Kontynentu gwarantował on powstrzymanie rewolucyjnych zmian i osłabianie idei republikańskich. Acz tak naprawdę służył Wielkiej Brytanii, ponieważ gwarantował równowagę sił. A co za tym idzie, redukował możliwość zdominowania Europy przez jeden ośrodek władzy.
Brytyjskie stulecie
„Układ wiedeński był zgodny z planem Pitta do tego stopnia, że przedstawiając go parlamentowi, Castlereagh (przewodniczący Izby Gmin – aut.) dołączył kopię pierwotnego planu brytyjskiego, żeby wykazać, jak dalece został on wzięty pod uwagę” – podsumowuje Henry Kissinger ustalenia kongresu wiedeńskiego z 1815 r. W ich wyniku narodziło się Święte Przymierze tworzone przez Rosję, Austrię i Prusy z Wielką Brytanią jako strategicznym partnerem. W tej układance nie było miejsca dla małych krajów z Europy Środkowej, ponieważ zdaniem Londynu, jak twierdzi Kissinger, ich istnienie „wiecznie kusiło Francję do wtargnięcia i uczynienia zeń placu gier dla swojej armii”.
Nowy porządek w Europie miał krępować Francję. Ale okazywał się niezwykle elastyczny za sprawą postawy Londynu. Już w 1821 r., gdy car Aleksander I poparł powstanie ludności Grecji przeciw tureckiemu okupantowi, brytyjscy przywódcy uznali, że w istocie Rosja planuje rozbiór Imperium Osmańskiego. Co mogło przynieść Petersburgowi nie tylko panowanie nad cieśninami łączącymi Morze Czarne ze Śródziemnym, lecz nawet możliwość anektowania Egiptu. Sojusznik, dzięki któremu pokonano Napoleona, natychmiast stał się zatem przeciwnikiem.
Przez następne dekady dyplomaci Jego Królewskiej Mości cierpliwie konstruowali koalicje mające zablokować ekspansję Imperium Romanowów w Azji Mniejszej i na Bałkanach. Do współpracy wciągając nie tylko Austrię, ale także Francję. A kiedy po latach działań podjazdowych car Mikołaj I zagrał va banque i wojska rosyjskie pod koniec czerwca 1853 r. wkroczyły do zależnej od Turcji Mołdawii, premier Aberdeen, z pewnym ociąganiem, nakazał interwencję zbrojną. Wciągając do działań przeciw Rosji cesarza Napoleona III. Po 40 latach pokoju między mocarstwami wszczęto pierwszą większą wojnę w imię zachowania równowagi sił.
Z powodu oskarżeń o nieudolność Aberdeen wkrótce musiał podać się do dymisji, zaś jego energiczny następca Henry Palmerston osaczył Imperium Romanowów równie skutecznie jak niegdyś Pitt Młodszy Francję. „Kiedy ludzie pytają się mnie o to, co jest nazywane polityką, jedyną odpowiedzią jest to, że mamy zamiar robić to, co wydaje się nam najlepsze, w każdej sytuacji w miarę jej rozwoju, kierując się interesami naszego kraju” – oświadczył Palmerston zaraz po podpisaniu zwycięskiego pokoju. Zacofana Rosja nie przetrzymała krwawej wojny połączonej z blokadą portów przez brytyjską flotę.
W postanowieniach pokojowych nowy car Aleksander II (Mikołaj zmarł podczas wojny) musiał zaakceptować m.in. zakaz utrzymywania przez Imperium Romanowów floty wojennej na Morzu Czarnym. Trudno o bardziej widoczny dowód skuteczności brytyjskiej polityki, prowadzonej wedle ukutej w tym samym czasie przez Palmerstona zasady, że Wielka Brytania nie ma de facto przyjaciół czy wrogów, lecz jedynie interesy. „Nasze interesy są wieczne, a naszym obowiązkiem jest realizować te interesy” – oświadczył przed Izbą Gmin premier.
W tamtym czasie nikomu przez myśl by nie przeszło, że Zjednoczone Królestwo i Rosja mogą jeszcze kiedykolwiek zostać sojusznikami. Ale w 1870 r. premier William Gladstone przespał kluczowy moment dziejów. Pod wodzą kanclerza Bismarcka Prusy wygrały wojnę z Francją i zjednoczyły pod swoim patronatem Niemcy. W Londynie nie zrozumiano na czas znaczenia tego faktu. Przez całą dekadę brytyjski rząd bardziej niepokoiły wywrotowe poczynania Napoleona III. Francuski cesarz okazał się cennym sojusznikiem podczas wojny krymskiej, lecz po jej zakończeniu uparcie dążył do ostatecznego obalenia ustaleń kongresu wiedeńskiego. Wszystko w imię odzyskania przez Francję pozycji największego z mocarstw Starego Kontynentu. „Pomysły rodziły się w jego głowie jak króliki w klatce” – podsumowywał poczynania cesarza Henry Palmerston. Napoleon III wspierał rewolucjonistów we Włoszech, wywrotowców w Europie Środkowej i konflikty między Prusami a Austrią. W Londynie uznawano go w końcu za nieobliczalnego mąciciela. Dlatego postanowiono znów izolować Francję.
To bardzo uważnie obserwował Otto von Bismarck. Pruski kanclerz sztuki realpolitik niewątpliwie uczył się od Anglików. Jednak swych mistrzów przerósł sprytem i dalekowzrocznością. Chciał wojny z Francją, lecz gdyby sam ją wszczął, nie miał wątpliwości, że Zjednoczone Królestwo wesprze stronę słabszą. Dlatego czekał na okazję, żeby sprowokować Napoleona. Wybujałe ego cesarza czyniło ten cel nie tak trudnym do osiągnięcia. Kanclerz musiał jedynie nieco przerobić depeszę, jaką tajny radca Abecken przysłał mu z Ems. Opisano w niej, na życzenie Wilhelma I, przebieg rozmów z ambasadorem Francji o sukcesji hiszpańskiej. Wprawdzie król Prus odrzucił żądanie Napoleona, by na tronie w Madrycie nie zasiadł nikt z dynastii Hohenzollernów, lecz sam dokument utrzymany był w pojednawczym tonie. Kilka drobnych poprawek i dodanie zdania, że „JKM na to odmówił przyjęcia jeszcze raz ambasadora francuskiego i przez adiutanta urzędowo go zawiadomić polecił, że JKM nie ma nic więcej do zakomunikowania ambasadorowi”, wystarczyły do tego, by Paryż wypowiedział wojnę, gdy depeszę opublikowała prasa.
Klęska Francji nastąpiła tak błyskawicznie, że premier Gladstone nie zdążył zareagować i osaczyć Prus.
Nie izoluj, abyś nie był izolowany
„Po zjednoczeniu Niemiec stały się one najpotężniejszym państwem na kontynencie, rosnącym ponadto w siłę, z każdą mijającą dekadą, co zrewolucjonizowało dyplomację europejską – opisuje Kissinger. – Od pojawienia się nowoczesnego systemu państwowego za Richelieu mocarstwa na obrzeżach Europy – Wielka Brytania, Francja i Rosja – wywierały nacisk na centrum. Teraz po raz pierwszy centrum Europy było wystarczająco potężne, by nacisnąć na peryferie”.
Ze zjawiskiem tym Wielka Brytania musiała zmagać się przez kolejne stulecie. Przeczuwając ten fakt, Gladstone nazwał Bismarcka „wcieleniem zła”. Próba osaczenia Niemiec okazała się wyjątkowo trudna. Przeciwnik długo utrzymywał dobre relacje z Rosją i zacieśniał więzy z Austro-Węgrami. Żelazny kanclerz starał się też wzmacniać system równowagi sił, popierając np. Londyn w powstrzymaniu ekspansji Imperium Romanowów na Bałkanach. Dopiero gdy Bismarcka zabrakło, osaczanie Niemiec stało się łatwiejsze, a przez to wojna bardziej nieuchronna. W XX stuleciu Wielka Brytania dwukrotnie budowała wielkie koalicje przeciwko Rzeszy, doprowadzając w końcu do jej ostatecznego upadku. Premier Churchill nie wahał się zawrzeć sojuszu nawet ze Stalinem, skoro służyło to interesowi Zjednoczonego Królestwa.
Brytyjska gra na równowagę sił osłabła dopiero po przystąpieniu tego kraju do Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej. Choć nawet wówczas miano baczenie, by Paryż lub Berlin nie zaczęły znaczyć zbyt wiele.
Więc jeśli nastąpi wyjście Wielkiej Brytanii z Unii, a następnie rozpad Zjednoczonego Królestwa, wówczas strategicznym celem Anglii stanie się zapobieżenie przekształceniu Europy w państwo z jednym ośrodkiem decyzyjnym. Wprawdzie możliwości już nie te, co niegdyś, lecz należy pamiętać, że Londyn wykrwawił w przeszłości niejedno mocarstwo.