Z punktu widzenia rodaków żyjących na Wyspach lub chcących tam wyjechać każdy z możliwych wyników referendum przysporzy im kłopotów
Wyjście Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej ograniczyłoby możliwość wyjazdu za kanał La Manche. Ale pozostanie Zjednoczonego Królestwa we Wspólnocie oznacza również, że – zgodnie z zapowiedzią brytyjskiego premiera Davida Camerona – zmienią się zasady przyznawania zasiłków obywatelom krajów UE mieszkającym na terenie Wielkiej Brytanii.
Najważniejsze zmiany dotyczą uszczelnienia systemu zabezpieczeń socjalnych, które udało się wynegocjować premierowi Davidowi Cameronowi na szczycie w połowie lutego br. Stanowią one element szerszego pakietu, który miał potwierdzić, że członkostwo wielkiej Brytanii w Unii Europejskiej odbywa się na wyjątkowych zasadach. To właśnie razem z tym pakietem udało się Cameronowi uzyskać zapewnienie, że Wielkiej Brytanii nie zależy na „coraz bliższej Unii”, co ma zostać zapisane w traktatach unijnych. Tak samo jak to, że nie będzie musiała wprowadzać euro oraz że nie będzie z tego powodu dyskryminowana. Londyn otrzymał również gwarancję, że nie będzie musiał się dorzucać do bailoutów. Cameron zdołał także wynegocjować specjalny system czerwonej kartki, gdzie 55 proc. parlamentów narodowych może odrzucić niechciane unijne prawo.
Jednym z podstawowych postulatów konserwatywnego polityka w trakcie negocjacji nad pakietem było pozbawienie możliwości pobierania zasiłku na dziecko (tzw. child benefit) osoby mieszkające poza Wielką Brytanią. Ostatecznie brytyjskie władze zasiłek będą wypłacać, ale przeliczony z uwzględnieniem kosztów życia w kraju pobytu pociechy, na którą pobierany jest dodatek.
Jak na razie szczegółowe przepisy wykonawcze nie są znane (mają być ogłoszone dopiero po referendum), ale z punktu widzenia polskich rodziców będzie to stanowiło uszczuplenie otrzymywanej przez nich kwoty. Przepisy po wejściu w życie będą obowiązywać tylko świeżo przybyłych na Wyspy migrantów, jednak brytyjski rząd zamierza rozszerzyć je na wszystkich pracujących w 2020 r.
Dużo poważniejszą zmianą jest jednak znaczne ograniczenie dostępu do zasiłków, czyli legendarny „hamulec bezpieczeństwa”. Premier Cameron początkowo chciał mieć możliwość wstrzymania wypłat jakichkolwiek zasiłków dla wszystkich migrantów – a także możliwość decydowania, kiedy to nastąpi. W zamian za to hamulec będzie mógł być zaciągnięty dopiero po poinformowaniu innych państw członkowskich o wyższej konieczności.
Kiedy hamulec zostanie zaciągnięty, świeżo przybyli obcokrajowcy nie będą mogli od razu ubiegać się o dodatki i zasiłki, ale będą nabywali prawo do nich stopniowo, a kryterium byłby czas pobytu w Wielkiej Brytanii. Podobnie jak w przypadku ograniczeń child benefit, tak samo tutaj konkretne przepisy, a więc przede wszystkim tempo nabywania uprawnień do zasiłków, a także kolejność odblokowywania kolejnych świadczeń mają być przedstawione dopiero po ogłoszeniu wyniku referendum – jeśli zwyciężą zwolennicy pozostania Zjednoczonego Królestwa w Unii Europejskiej.
Zresztą sytuacja z dostępem do zabezpieczeń socjalnych i tak jest diametralnie różna niż w 2004 r., kiedy pierwsi Polacy skorzystali ze swobody przepływu osób oraz tego, że Londyn nie wprowadził ograniczeń w dostępie do swojego rynku pracy. Pod wpływem debaty migracyjnej zmieniono zasady przyznawania m.in. zasiłku dla bezrobotnych (jobseeker’s allowance). Od dwóch lat świeżo przybyli na teren Wielkiej Brytanii nie mogą się o niego ubiegać przez trzy miesiące od przyjazdu.
W tym samym czasie wprowadzono również ograniczenie w dostępie do dodatku mieszkaniowego. Wysokość zależy od wielu czynników, w tym wysokości płaconego czynszu (ale bez kosztów ogrzewania), liczby wolnych pokoi w mieszkaniu, poziomu dochodów (wliczając w to inne zasiłki), a także liczby osób w gospodarstwie domowym i stopnia niepełnosprawności. Od dwóch lat nie mogą go otrzymywać poszukujący pracy migranci; nie będzie on im także przysługiwał w momencie, kiedy będą pobierać zasiłek dla bezrobotnych (w zamyśle ma on wystarczyć na pokrycie kosztów zakwaterowania).
Zresztą zaciskanie pasa w kwestii zasiłków dotyczy nie tylko migrantów. Od czasu jak kanclerzem skarbu jest George Osbourne, oszczędzanie na sprawach socjalnych należy do rządowych priorytetów (trzeba jednak oddać konserwatystom, że ofiarą cięć padają wszystkie obszary wydatków państwa). Podobno były minister odpowiedzialny za zabezpieczenia socjalne Ian Duncan Smith odszedł właśnie z tego powodu, że nie udało mu się wynegocjować z ministrem finansów poluzowania w regułach przyznawania niektórych zasiłków. Były minister nawet uronił kilka łez, udzielając na ten temat wywiadu i opowiadając o dziewczynie, która już na starcie kariery zawodowej znalazła się na marginesie.
Od ochrony systemów socjalnych państw członkowskich nie ma już chyba odwrotu. W niedawnym wyroku Trybunał Sprawiedliwości UE uznał, że prawo do swobodnego przemieszczania się w ramach UE nie oznacza prawa do swobodnego dostępu do zasiłków socjalnych.
Jednak nawet brytyjscy eksperci przyznają, że ograniczenia w dostępie do zasiłku – nawet jeśli są słuszne – nie spowodują zmniejszenia atrakcyjności Zjednoczonego Królestwa w oczach potencjalnych migrantów. Dzieje się tak dlatego, że migranci w ogóle rzadko żyją z zasiłków, ponieważ znacząca część z nich szuka na Wyspach legalnego i intratnego zatrudnienia, czyli także jak najwyższej pensji.

Pobierz raport Forsal.pl: Brexit vs Twoja firma. Stracisz czy zyskasz >>>