Wiceprezydentowi USA, jeśli zdecyduje się na start w wyborach, bardzo trudno będzie zdobyć poparcie kobiet i Afroamerykanów. Nie pomoże mu w tym jego konkurentka Hillary Clinton
Joe Biden, który zdaniem wielu demokratów może być alternatywą dla uwikłanej w skandal e-mailowy Hillary Clinton, też ma słabe punkty. Obecny wiceprezydent, prowadząc przed laty przesłuchanie kandydata na sędziego Sądu Najwyższego, pozwolił na bardzo nieprzyjemne traktowanie oskarżającej go o molestowanie seksualne czarnoskórej podwładnej, co sztab Clinton teraz z pewnością będzie przypominał. A przez to Bidenowi niezwykle trudno będzie zdobyć poparcie dwóch kluczowych grup wyborców – kobiet i Afroamerykanów.
Spekulacje na temat startu Bidena zaczęły się nasilać wraz z narastaniem kontrowersji wokół wysyłania przez Clinton – w czasach gdy była sekretarzem stanu – służbowych e-maili z prywatnego, słabiej zabezpieczonego konta i jej mętnymi tłumaczeniami. Zdecydowana faworytka do prezydenckiej nominacji Partii Demokratycznej zaczęła tracić poparcie, a większość Amerykanów uważa ją za nieszczerą i niewiarygodną.
Ale na razie wśród demokratów nie ma rozsądnego konkurenta dla byłej pierwszej damy. Wprawdzie w sondażach goni ją lewicowy senator Bernie Sanders, ale z racji radykalnych poglądów nie jest to osoba, która mogłaby zapewnić demokratom zwycięstwo w wyborach. Dlatego wielu prominentnych działaczy partii namawia do startu Bidena. Ze względu na rodzinną tragedię – w maju zmarł jego syn – wiceprezydent cały czas nie może się zdecydować, czy jest gotowy do rozpoczęcia kampanii. Ale im dłużej będzie z tym zwlekać, tym trudniej mu będzie nadrobić straty – sondażowe i finansowe – do Clinton. Tyle że jeśli się włączy do walki, to jego przeszłość będzie ponownie prześwietlana na wszystkie strony.
Sprawa, która potencjalnie może mu bardzo zaszkodzić, miała miejsce w 1991 r. Biden jako przewodniczący senackiej komisji sprawiedliwości prowadził wówczas przesłuchanie kandydata na sędziego Sądu Najwyższego, czarnoskórego Clarence’a Thomasa. Przeciwnicy kandydatury Thomasa wezwali przed komisję Anitę Hill, jego byłą podwładną, która oskarżała go o molestowanie seksualne. Przesłuchanie Hill, która zresztą też była profesorem prawa, przebiegało w napastliwy sposób. Biden pozwolił, by komisja złożona z 12 białych mężczyzn zadawała Hill bardzo intymne pytania i sugerowała, że się niemoralnie prowadzi. Na dodatek nie zgodził się na powołanie na świadków trzech innych kobiet, które miały potwierdzić oskarżenia, co przyczyniło się do przeforsowania kandydatury Thomasa, który zresztą w Sądzie Najwyższym zasiada do dziś. Biden niejednokrotnie wyrażał ubolewanie z powodu takiego przebiegu przesłuchania, ale nigdy wprost nie przeprosił Hill. Przekonuje za to, że dzięki sprawie Thomasa i Hill sprawa molestowania seksualnego w pracy przebiła się do powszechne świadomości (w USA oceniane jest to jako równie nieprzekonujące, co wyjaśnienia Clinton w sprawie e-maili). A mimo że później sporo zrobił na rzecz walki z przemocą wobec kobiet – m.in. był inicjatorem fundamentalnej ustawy w tej sprawie Violence Against Women Act (VAWA) – nie udało mu się zatrzeć tamtego wrażenia, a w oczach wielu kobiet oraz Afroamerykanów Anita Hill do dziś jest symbolem upokorzenia doznawanego przez nich ze strony białych mężczyzn.
Bez poparcia wśród kobiet i czarnoskórych wyborców niezwykle trudno zdobyć nominację prezydencką. Już teraz w obu tych kluczowych grupach wyborców Clinton ma znaczną przewagę nad Bidenem, podobnie zresztą jak w równie ważnej grupie – wśród Latynosów. Wiceprezydent z kolei lepiej wypada wśród wyborców deklarujących się jako niezależni oraz wśród pracowników fizycznych.
Dziś Biden nie jest atakowany, bo na razie nie jest kandydatem, a także z racji niedawnej śmieci syna, czego autentycznie mu wszyscy współczuli. Jednak jeśli dołączy to prezydenckiego wyścigu, jego okres ochronny się skończy. Sztab Clinton zapewnia, że nie będzie w kampanii wyciągał sprawy Anity Hill. Ale gdy tylko sprawy będą przybierać niekorzystny obrót dla byłej sekretarz stanu, to z pewnością ta obietnica zostanie szybko porzucona. A biorąc pod uwagę, że przez ostatnie kilka miesięcy jej sytuacja się tylko pogarsza, to bardzo realny scenariusz.