Milion 300 tysięcy złotych - takie odszkodowanie ma dostać białostoczanka za ziemie zabrane po wojnie przez państwo. Tak orzekł dziś sąd.

Rodzina kobiety miała ponad 100 hektarów gruntów rolnych i lasów we wsi Horczaki Dolne koło Sokółki. Państwo przejęło te nieruchomości w ramach reformy rolnej. Okazało się jednak, że zrobiło to bezprawnie, bo teren był za mały - podzielony był na 3 mniejsze działki. Teraz spadkobierczyni wywalczyła odszkodowanie od Skarbu Państwa.
Był to już drugi proces w tej sprawie. Poprzedni zakończył się takim samym wyrokiem, ale Sąd Apelacyjny kazał go powtórzyć i ustalić, czy nieruchomości nie da się odzyskać. Ustalono, że wszystkie nieruchomości, poza lasami i drogami, są w rękach osób trzecich i ich odzykanie nie jest możliwe.

Z wyroku cieszył się reprezentujący spadkobierczynię mecenas Michał Łapiński. Powiedział jednak, że walka o takie odszkodowania nie jest łatwa. Spadkobiercy są często rozproszeni, w starszym wieku i nie mają pieniędzy na koszty sądowe. Adwokat dodał, że szkoda, iż ustawodawca nie zdecydował się na generalną regulację problemu, czyli na ustawę reprywatyzacyjną. Mogłaby ona polegać na zwrocie mienia w naturze lub na częściowych odszkodowaniach, ale traktowałaby wszystkich poszkodowanych równo i zdejmowała z nich ciężar kosztów sądowych. Zdaniem mecenasa Łapińskiego, ustawodawca chowa w tej sprawie głowę w piasek licząc na to, że z biegiem czasu spadkobierców będzie ubywać, majątki będą się rozpraszać i sprawa straci na znaczeniu.