Agitować będzie więcej stowarzyszeń, fundacji i partii politycznych niż w czasie, kiedy decydowaliśmy o wejściu do UE
Do wczoraj wszystkie zainteresowane podmioty miały czas na powiadomienie Państwowej Komisji Wyborczej o zamiarze uczestniczenia w kampanii referendalnej w programach radiowych i telewizyjnych nadawców publicznych. Prezydent Bronisław Komorowski tuż po wynikach pierwszej tury wyborów prezydenckich zdecydował, że 6 września 2015 r. będzie ogólnokrajowe referendum. Uprawnieni odpowiedzą na trzy pytania: czy są za jednomandatowymi okręgami wyborczymi do Sejmu? Czy są za utrzymaniem dotychczasowego sposobu finansowania partii politycznych? Czy są za rozstrzyganiem wątpliwości prawnych na rzecz podatnika?
Mimo że decyzja prezydenta odnośnie do referendum była bardziej rozgrywką o głosy wyborców Pawła Kukiza przed druga turą niż przemyślaną decyzją, to zainteresowanie udziałem w kampanii jest bardzo duże – znacznie większe niż w 2003 r., gdy Polacy decydowali, czy nasz kraj ma wstąpić do Unii. Z najnowszych danych wynika, że do wrześniowej kampanii referendalnej zarejestrowano 115 podmiotów, a jeszcze wczoraj napływały kolejne zgłoszenia. W efekcie jest ich o niemal 30 więcej niż 12 lat temu.
– Powody tak dużego zainteresowania są co najmniej dwa. Pierwszy to zbliżające się wybory do Sejmu i Senatu i chęć dodatkowego zaprezentowania się partii politycznych. Drugi to chęć udziału w dyskusji o jednomandatowych okręgach wyborczych do Sejmu różnego rodzaju organizacji – uważa prof. Marek Chmaj, konstytucjonalista z Wyższej Szkoły Psychologii Społecznej.
Wśród podmiotów uprawnionych do udziału w kampanii referendalnej są m.in. PO, PiS, PSL i Twój Ruch, a także fundacje i stowarzyszenia. – Zgłosiliśmy się, bo chcemy poinformować Polaków, o czym będą decydować. Dodatkowo zamierzamy też wskazać, że pytania powinny dotyczyć również obowiązkowej nauki sześciolatków i obniżenia wieku emerytalnego – mówi Józefa Hrynkiewicz, wiceprezes PiS. – Nie ma też co ukrywać, że przy tej okazji chcemy zaprezentować swój pogląd na proponowane zmiany i zyskać dodatkowy czas antenowy w mediach przed wyborami parlamentarnymi. Bo na co dzień rzadko pojawiamy się w publicznej telewizji i radiu – dodaje.
PKW jednak przestrzega partie przed wykorzystywaniem czasu przeznaczonego na kampanię referendalną na agitację dotyczącą październikowych wyborów. – Będziemy bacznie się przyglądać spotom partii, aby nie wykorzystywały referendalnego czasu antenowego w celach prezentacji swojego programu w odniesieniu do wyborów parlamentarnych – zapowiada Maria Kołtunowska z Biura Prasowego PKW.
Nie brakuje polityków, którzy uważają, że nie da się tego rozdzielić. – To będzie trudne do weryfikacji i jak zawsze będzie miało uznaniowy charakter. Mamy skłonności do regulowania spraw, które są subiektywne. Wystarczy, że w mediach będą występować prezesi partii, którzy nawet nie przedstawią swojego programu na jesienne wybory, ale umiejętnie skrytykują referendum – wylicza Julia Pitera, poseł do Parlamentu Europejskiego.
Wśród zgłoszonych podmiotów nie ma Bronisława Komorowskiego. – Prezydent nie będzie więc miał prawa skorzystania z bezpłatnego czasu antenowego. Nie ma tu znaczenia, że jest pomysłodawcą – wyjaśnia Maria Kołtunowska. Pracownicy Kancelarii Prezydenta nie mają pojęcia, w jakiej formie Komorowski weźmie udział w kampanii. – Na pewno pan prezydent będzie zabierał głos w tej sprawie. Ale o tym, w jakiej formie będzie się to odbywało, trudno mi cokolwiek powiedzieć – mówi Olgierd Dziekoński, minister w Kancelarii Prezydenta. I podkreśla, że powołanie zapowiadanego przez prezydenta instytutu może nastąpić dopiero po zakończeniu kadencji, najwcześniej 6 sierpnia (czyli po terminie rejestracji uprawnionych podmiotów). Prezydencki minister nie był w stanie wskazać, czy ustępująca głowa państwa będzie zabierać głos z ramienia Platformy Obywatelskiej, która zgłosiła swój udział w kampanii referendalnej.
– To trochę dziwna sytuacja, że były prezydent nie będzie mógł skorzystać z udziału w bezpłatnym czasie antenowym, tym bardziej że on zdecydował o głosowaniu – twierdzi Julia Pitera. – Pozostanie mu jednak zwołanie np. konferencji prasowej, która z pewnością pozwoli dotrzeć do obywateli – dodaje.