Wczesnym rankiem siedzę na niewielkim pomoście przy stawiku w Stręgielku na Mazurach. Świeci słońce, w wodzie krzątają się rybki, latają ważki, nad wodą pochylają się wierzby, w ich gałęziach śpiewa wiatr, gdzieś w oddali przejeżdża samochód. Zaczynam wczytywać się w „Teorię sprawiedliwości” Amartyi Sena, laureata ekonomicznego Nobla z 1998 r. Praca Indusa nie jest zbyt oczywistym wyborem na wakacje, ale mam sporo czasu do wieczora – a wtedy nadrobię zaległości i obejrzę kilka klasycznych filmów z Clintem Eastwoodem.
Na chwilę się odrywam od książki i zaglądam do gazety. „Grecka gospodarka jest bliska załamania, brakuje żywności i leków” – głosi nagłówek „Guardiana”. WiFi to dobra rzecz, ale przez internet gwałtownie wracam do rzeczywistości.
Czy to prawda? Czy w najbogatszym bloku gospodarczym świata, w którym celem wszelkich działań i ustaw jest solidarność i zacieśnienie relacji między ludźmi, może dojść do takiej sytuacji? Może w Afryce, może w biedniejszej części Dalekiego Wschodu, ale w UE?
To prawda, że rząd Grecji manipulował statystykami i pożyczał więcej, niż powinien. Kraj miał rozdmuchaną biurokrację i ogromny przerost zatrudnienia w państwowych spółkach, a większość instytucji działała źle. Państwo dołączyło do niezbyt udanego sojuszu walutowego, czego nie powinno było robić. Wejście do strefy euro pozbawiło Grecję kilku kluczowych mechanizmów ekonomicznych, w tym własnej polityki monetarnej i możliwości dewaluacji waluty pozwalającej dostosować się do sytuacji, w której kraj znalazł się obecnie: ogromnych długów, których nie może spłacić, i systemu emerytalnego, na który jej nie stać. Za swoje pomyłki Grecja zapłaciła wzrostem bezrobocia i spadkiem PKB o 25 proc. w ciągu ostatnich pięciu lat.
Ale czy sprawiedliwości nie stało się już zadość? W końcu Grecja, jak podkreślił przewodniczący Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker, jest częścią europejskiej rodziny. Owszem, może robiła coś źle, ale czy warto skazywać członka rodziny na wygnanie z powodu popełnionych błędów? Wszyscy mamy kłopotliwych krewnych, którzy za dużo piją lub są uzależnieni od hazardu, ale w dobrych rodzinach nie robi się z nich wyrzutków. A ci, którzy nazywają siebie chrześcijanami, powinni sobie przypomnieć przypowieść o synu marnotrawnym.
W jednym z mniej znanych, ale chwalonych przez krytyków filmów „Droga do Nashville” Clint Eastwood gra wujka Reda, wędrownego muzyka alkoholika. Akcja rozgrywa się w czasach Wielkiej Depresji lat 30. Bohater Eastwooda prowadził dość rozpasane życie (trochę jak Grecja), a teraz umiera na gruźlicę. Jego siostra, mieszkająca na farmie na dotkniętych suszą i burzami pyłowymi Wielkich Równinach (do niej można by porównać Europę z jej planem oszczędnościowym), mimo własnych problemów pozwala swojemu 14-letniemu synowi towarzyszyć wujowi i opiekować się nim, kiedy ten jeździ z koncertami od jednego miasteczka do drugiego. Miłość do brata jest ponad to, że jest on jednym wielkim nieudacznikiem.
Njaja
Amartya Sen wskazuje dwa podejścia do sprawiedliwości. Jedno nazywa transcendentalnym instytucjonalizmem, które polega na tworzeniu idealnych instytucji i sprawiedliwych zasad, które mają dać pożądany wynik. Porównuje je do klasycznego indyjskiego pojęcia niti, które oznacza zasady oraz właściwe postępowanie. To imperatyw kategoryczny filozofii Kanta, nakazujący, mówiąc prosto, robić słusznie niezależnie od konsekwencji. Na tym polega zachowanie wierzycieli Grecji, którzy mówią, że jeśli Ateny nie zrobią tego, co oni uważają za słuszne – nie wprowadzą oszczędności, nie przeprowadzą prywatyzacji i nie ograniczą świadczeń socjalnych – to nie dostaną kolejnych transz kredytu. To w ich mniemaniu sprawiedliwe, bo długi należy spłacać, a twarda linia wobec Grecji jest ostrzeżeniem dla innych potencjalnych nikczemników, którzy mogą odebrać ustępstwa wobec Greków jako oznakę słabości.
Drugą koncepcję Sen nazywa porównywaniem nastawionym na realizację sprawiedliwości społecznej. Takie podejście polega na ocenie konsekwencji różnych decyzji dla społeczeństwa i uznaje, że sprawiedliwość nie może być obojętna wobec tego, jak żyją ludzie. Sen porównuje ją do indyjskiego pojęcia njaja, które oznacza skutki jakiegoś działania dla życia ludzi. Taka koncepcja sprawiedliwości jest obecna także w pracach Adama Smitha, np. w „Teorii uczuć moralnych”.
Krytycy instytucji kredytowych twierdzą, że MFW, EBC i UE kompletnie nie biorą pod uwagę rzeczywistych problemów, z którymi styka się na co dzień większość obywateli Grecji. Nieważne, czy są odpowiedzialni za kryzys, czy nie, i tak mają zapłacić. Warto przy okazji przypomnieć, że prywatni kredytodawcy, którzy pożyczali Grecji pieniądze, zdołali przenieść odpowiedzialność za swoje ryzykowne decyzje na społeczeństwo. Zabawne (zabawne w sensie „dziwne”, nie w sensie „boki zrywać”), że zawsze długi i straty są nacjonalizowane, a zyski prywatyzowane.

Wymierzający sprawiedliwość nie mogą być obojętni wobec tego, jak żyją ludzie. Taka koncepcja sprawiedliwości jest obecna m.in. w pracach Adama Smitha, np. w „Teorii uczuć moralnych”

Dwa różne podejścia do sprawiedliwości mają znaczenie nie tylko w przypadku greckiego kryzysu. Polski Sąd Najwyższy także podejmuje decyzje, nie biorąc pod uwagę ich skutków. Niedawno orzekł, że wierzyciele i windykatorzy muszą dostać pieniądze niezależnie od sytuacji. Zasada słuszna, ponieważ gospodarka nie może funkcjonować, jeśli pożyczający pieniądze nie może ich odzyskać. Ale jednocześnie decyzja nie uwzględnia następstw stosowania zasady, co oznacza, że ludzie mieszkający w mieszkaniu spółdzielczym mogą je z dnia na dzień stracić, nawet jeśli nie są niczemu winni i o niczym nie wiedzą. W decyzjach podejmowanych przez polskie instytucje podobnych absurdów jest pełno.
Z kolei w Wielkiej Brytanii common law, prawo precedensowe, choć specyficzne, znalazło wyjście. Decyzje podjęte na jego podstawie mogą być podważone przez reguły słuszności (equity), które biorą pod uwagę konsekwencje decyzji. Tego podejścia brakuje w przypadku Grecji (warto go rozwijać również w Polsce).
Matsjanjaja
Sen opowiada także o indyjskim pojęciu matsjanjaja, które opisuje system sprawiedliwości w stawie, gdzie każda wielka ryba może pożreć każdą mniejszą rybkę. Rodzaj polityki narzucany przez instytucje finansowe Grecji to właśnie matsjanjaja, w którym każdy mały człowiek czy właściciel mieszkania jest bezwzględnie pożerany. Wielu ekonomistów uważa ją za absurdalną (przypomina mi ona puszczanie krwi, które przez wieki było w Europie powszechną praktyką medyczną i prawdopodobnie zabiło więcej ludzi, niż uleczyło). Ze względu na sprawiedliwość i sens ekonomiczny najwyższy czas porzucić tę ewidentnie nieskuteczną politykę.
Kończę ten esej, siedząc przy stole obok stawu, o którym wspomniałem na początku. Sosny pławią się w promieniach zachodzącego słońca, brzozy lśnią złotem, a małe żabki głośno kumkają. Słucham muzyki Estończyka Arvo Party. Pierwsze zgrzytliwe nuty przypominają mi o konflikcie rozgrywanym daleko stąd. Pod koniec drugiej części długie i smutne solo na skrzypcach przywodzi na myśl smutek greckiej sytuacji. Kiedy to się skończy i kiedy Europa przypomni sobie, że jesteśmy jedną rodziną? Ale dość tych sentymentów. Czas wrócić do domu i obejrzeć trochę sprawiedliwości w wydaniu Clinta Eastwooda.