Co najmniej 36 osób miało zginąć w nalotach syryjskiego wojska na przedmieściach Damaszku. Aktywiści twierdzą, że żołnierze prezydenta Asada przeprowadzili ataki z użyciem tzw. rakiet słoniowych, zakazanych przez międzynarodowe konwencje. Stany Zjednoczone informowały w ostatnich dniach, że siły rządowe w Syrii znów używają broni chemicznej, choć dwa lata temu zobowiązały się oddać cały swój arsenał.

Według aktywistów, wśród 36 ofiar nalotów w dzielnicy Damaszku Duma są m.in. dzieci. Wojsko miało użyć zakazanych rakiet słoniowych. Ich nazwa pochodzi od przerażającego ryku w czasie ich odpalania. Silniki rakietowe są przytwierdzane do znacznie większych bomb, co powoduje większe niż zazwyczaj zniszczenia.

Dzielnica Duma opanowana jest przez rebeliantów, walczących o obalenie syryjskiego prezydenta. Od trzech lat jest systematycznie atakowana przez wojska Baszara al-Asada.
Tymczasem amerykański sekretarz stanu John Kerry oświadczył, że syryjskie władze znów używają broni chemicznej przeciwko cywilom. Kerry miał o tym rozmawiać przez telefon z rosyjskim ministrem spraw zagranicznych Siergiejem Ławrowem. Dwa lata temu rząd w Damaszku zobowiązał się oddać cały swój arsenał chemiczny, ale od kilku miesięcy obserwatorzy i aktywiści alarmują, że taka broń wciąż jest używana.


Wojna domowa w Syrii trwa już ponad 4 lata i kosztowała życie co najmniej 230 tysięcy osób. 12 milionów osób musiało uciekać z domów. Konflikt przybrał na sile, gdy w Syrii pojawili się islamscy fanatycy z Państwa Islamskiego, którzy obecnie kontrolują połowę obszaru kraju.