Liczba zaginionych rodaków bije rekordy. Nowa przyczyna to problemy finansowe: uciekają za granicę, by tam zacząć życie od nowa. Tymczasem policyjne jednostki ze sobą nie współpracują. Nie ma też bazy danych DNA.
Od 7 marca policja na Opolszczyźnie szuka 15-letniej Wiktorii Cichockiej. 2 marca zaginął młody mężczyzna z Warszawy, 12 marca – 52-letni mieszkaniec Ośrodka Pomocy Społecznej w Jarosławiu. Wciąż nie została odnaleziona 35-latka, będąca w dziewiątym miesiącu ciąży.
Jak wynika z najnowszych danych policji, zaginięć jest coraz więcej. W ubiegłym roku aż 20 845. To najwyższa liczba od 20 lat. Dla porównania w 2013 r. zgłoszono 19 617 zaginionych, w 2008 r. – 15 881, a w 1997 r. – 12 361.
Jako powody tych wzrostów eksperci wskazują dynamiczne zmiany społeczne. – Otwarcie granic i emigracja zarobkowa. Od kilku lat 20–25 proc. zaginięć, jakimi się zajmujemy, to właśnie sprawy ludzi, którzy wyjechali za granicę – mówi DGP Aleksander Zabłocki z Fundacji Itaka.
Z powodów ekonomicznych o wiele częściej niż przed kilkunastu laty giną młodzi i wykształceni ludzie. Nie mogąc znaleźć odpowiedniej pracy, by sprostać oczekiwaniom rodziny, znikają bez słowa i wyjeżdżają za granicę.
Równie niepokojącym zjawiskiem jest to, że po latach spadków znowu notuje się zaginięcia najmłodszych. Dzieci do siedmiu lat zniknęło w 2014 r. 525 (w 2013 r. – 481), nastolatków do 13. roku życia – 964 (rok wcześniej – 951), tych w wieku 14–17 lat – 6615 (w zeszłym roku – 6121). Łącznie zgłoszono 8104 zaginięcia, a dekadę wcześniej było ich niemal dwa razy mniej – trochę ponad 4,7 tys.
Według ekspertów przyczyna jest dość klarowna: dzieci są najczęściej porywane przez jedno z rodziców.
– Małżeństwa się rozwodzą. Jeden opiekun bez zgody drugiego zabiera dziecko i znika. Często przenosi się za granicę. Takie porwania to narastający trend – przekonuje Aleksander Zabłocki.
Po latach spadków znowu ginie więcej najmłodszych. Są porywani
Pod koniec lutego przed Sądem Apelacyjnym w Warszawie zapadł bardzo ważny wyrok. Sąd nakazał ponowne rozpatrzenie pozwu Edyty Sz. przeciw komendantowi głównemu policji, czyli Skarbowi Państwa, która żądała 100 tys. zł zadośćuczynienia za straty moralne, zakłócenie równowagi psychicznej i wywołanie silnego niepokoju spowodowane zaniechaniem policji. Służba ta poszukiwała jej męża. Marek Sz. z domu wyszedł bez dokumentów 23 listopada 2011 r. i nie wrócił. Edyta wkrótce zawiadomiła policję. Ta była nieskuteczna przez kilka miesięcy. Dopiero po pół roku połączyła fakty. Tego samego wieczoru, gdy zaginął Sz., pod kołami pociągu zginął niezidentyfikowany mężczyzna, który został pochowany jako NN.
Między jednostkami policji nie było żadnego przepływu danych, a funkcjonariusze nie umieścili w Krajowym Systemie Informacyjnym Policji wzmianki o poszukiwanym, mimo iż taki obowiązek na nich spoczywa. Kiedy szczątki ekshumowano, kobieta rozpoznała swojego od kilku miesięcy poszukiwanego męża.
Wprawdzie sąd pierwszej instancji odrzucił skargę, ale w apelacji nakazano jej ponowne rozpatrzenie. To jedna z pierwszych takich spraw w Polsce. Ale patrząc na rosnącą skalę zaginięć, jej wynik może mieć ogromne znaczenie. Bo choć, jak zapewnia nas policja, skuteczność w odnajdywaniu zaginionych jest bardzo wysoka, to wcale nie oznacza, że system działa bezbłędnie.
– Trzeba przyznać, że policja jest dużo bardziej aktywna w poszukiwaniach niż jeszcze kilka lat temu. Ma dziś o wiele lepsze procedury, możliwości techniczne i co ważne – stała się bardziej wrażliwa na ten problem – tłumaczy nam Aleksander Zabłocki z Fundacji Itaka.
Dodaje, że dodatkowo techniki śledcze poszły do przodu, są lepsze metody monitoringu i przepływu informacji. – Los 85–90 proc. zgłoszonych zaginionych udaje się ustalić w ciągu pierwszego roku. Nie zawsze niestety odnajduje się ich żywych – tłumaczy Zabłocki.
Ale są i zagadki. Jak w słynnej sprawie zaginionej już cztery i pół roku temu Iwony Wieczorek z Trójmiasta. Łącznie na koniec 2014 r. w rejestrze policji wciąż figurowało 3745 osób nieodnalezionych. – Poważnym wyzwaniem stało się otwarcie granic i dużo łatwiejsza możliwość podróżowania – mówi DGP młodszy aspirant Dawid Marciniak z Komendy Głównej Policji. – W poszukiwaniach pomaga nam SIS, czyli System Informacyjny Schengen, dzięki któremu informacja o każdym zaginionym dociera do policji i służby granicznej we wszystkich państwach tej strefy – zapewnia Marciniak.
Trochę bardziej krytyczna jest Małgorzata Masztafiak z organizacji Missing Zaginieni działającej w Wielkiej Brytanii i pomagającej w odnajdywaniu Polaków, którzy przepadli na Wyspach. Według niej działania służb nie zawsze są wystarczające. – Granice lądowe tak naprawdę nie są kontrolowane i to istotny problem z punktu widzenia szukania zaginionych – tłumaczy i dodaje, że takie osoby często nie wiedzą, gdzie w ogóle mogą zwrócić się o pomoc.
Według prof. Ewy Gruzy z Uniwersytetu Warszawskiego tylko poszukiwania zaginionych związane z katastrofami, np. budowlanymi lub komunikacyjnymi, są u nas dopracowane, mają przejrzyste i efektywne procedury. W sytuacji typowych zaginięć, a to przecież zdecydowana większość przypadków, mechanizmy postępowania wciąż nie składają się w efektywny katalog działań.
To, że system poszukiwania zaginionych nie działa idealnie, pokazują też kontrole rozpoznawcze przeprowadzone w ostatnich latach przez NIK. Wykazały one różnego rodzaju nieprawidłowości, np. przypadki kwalifikowania osób zaginionych do nieprawidłowych kategorii, co opóźniało poszukiwania. Wciąż też nie ma, choć jej powstanie było zapowiadane już kilkakrotnie, bazy danych DNA osób zaginionych. Zamiast tego śledczy polegają głównie na wyglądzie osób. A ten potrafi ulec radykalnej zmianie.
W poszukiwaniu dzieci
Od listopada 2013 roku Polska jest członkiem międzynarodowego systemu Child Alert, który ma wspierać poszukiwania w przypadku zaginięcia dziecka. System ten już w momencie zgłoszenia uruchamia zorganizowaną i natychmiastową akcję poszukiwawczą. Ma angażować wszelkie dostępne kanały informacyjne, a wiadomość o zniknięciu jest rozpowszechniana natychmiastowo. Wizerunek dziecka jest publikowany m.in. za pośrednictwem stacji telewizyjnych, radiowych, internetu (w Polsce przyłączyły się do niego m.in. TVN, TVN 24, RMF FM i TVP), a tablice informacyjne znajdują się w miejscach publicznych, m.in. na dworcach i lotniskach.
Child Alert działa w 11 krajach Unii Europejskiej.
Za jego obsługę w Polsce odpowiada Centrum Poszukiwań Osób Zaginionych Komendy Głównej Policji. Ma ono także odpowiadać za nadzór oraz obsługę specjalnego numeru alarmowego Child Alert – 995.
Specjalny numer 116 000, który także służy do zawiadamiania o zaginionych dzieciach i nastolatkach, ma Fundacja Itaka. Prowadzi ona też specjalną pomoc od prawnej po psychologiczną na wypadek porwań rodzicielskich, gdy dziecko jest wywożone przez jedno z rodziców bez zgody drugiego. Co ważne, porwanie rodzicielskie nie stanowi w Polsce przestępstwa, a jest jedynie formą zaginięcia. Niestety skala problemu jest coraz poważniejsza. Itaka w ub.r. udzieliła ponad 350 porad w takich sprawach, gdy jeszcze przed czterema laty do fundacji trafiało kilkanaście podobnych przypadków. Nie ma dokładnej statystyki dotyczącej tego problemu, ale jak oceniają eksperci, w ogromnej większości zaginięcia dzieci do 7. roku życia to właśnie takie przypadki.