Porwany i torturowany działacz Automajdanu, Dmytro Bułatow, oskarża o uprowadzenie prorosyjskiego polityka. Jego zdaniem stoi za tym były szef Administracji Leodnia Kuczmy Wiktor Medwedczuk.

Dmytro Bułatow po kilku dnich rekonwalescencji w wileńskim szpitalu udzielił pierwszej konferencji prasowej. Bułatow został porwany 22 stycznia i po 8 dniach uwolniony przez porywaczy. Nie wie, kim byli sprawcy ponieważ cały czas miał zasłonięte oczy. Był torturowany, bity po głowie, odcięto mu kawałek ucha i przebijano ręce gwoździami. Napastników interesowała działalność AutoMajdanu, demonstracje samochodowe przed rezydencjami prezydenta, ministra spraw wewnętrznych.

Wyjątkowo często pytali jednak o manifestację przed majątkiem Wiktora Medwedczuka, ukraińskiego polityka reprezentującego rosyjskie interesy. Może to, według działacza, wskazywać, że oprawcy są powiązani z politykiem.

Według Dmytra Bułatowa sprawcy, prawdopodobnie byli albo obecni funkcjonariusze oddziałów specjalnych, pochodzili z Rosji: mówili po rosyjsku z akcentem, który nie jest spotykany na Ukrainie, gdzie też duża część ludności mówi w tym języku. O Ukraińcach mówili „oni”.

Działacz AutoMajdanu powiedział też, że cały czas oskarżano go o to, że jest amerykańskim szpiegiem i że otrzymuje pieniądze, między innymi, od ambasadora Stanów Zjednoczonych. Dmytro Bułatow przyznaje, że później potwierdzał ich słowa, aby tylko nie być torturowanym. W pewnym momencie aż prosił, żeby go zabito. Działacz dodaje, że wszystkie jego wypowiedzi były nagrywane.