- Prawdziwa mafia to były Wojskowe Służby Informacyjne, stare SB, ludzie, którzy zostali źle zweryfikowani, nie kontynuowali służby i musieli się gdzieś podziać. I to była ta prawdziwa mafia. Lata 90. to było polskie eldorado - mówi w rozmowie z "Wprost" świadek koronny Jarosław S., ps. Masa.

Masa stwierdził, że w tej chwili mafia w Polsce jest w głębokim podziemiu i zajmuje się szeroko pojętym biznesem.

Masa zdradził także, że choć Pruszków był samodzielny od służb PRL, to ich interesy splatały się z mafijnymi: "Tym ludziom pasowało, żebyśmy robili dużo hałasu wkoło siebie, żebyśmy zwracali na siebie uwagę mediów i policji, a oni stali w cieniu i zarabiali grubą kasę".

Rozmowa dziennikarzy dotyczyła także Pershinga. Masa twierdzi, że "był to gangster pozytywny": "My byliśmy młodymi chłopcami – ja, Kiełbasa, Szarak i młodzież pruszkowska – patrzyliśmy na bandę Parasola, Barabasa i innych, starszych od nas gangsterów, z wielką miłością i zazdrością. Dążyliśmy do tego, żeby być podobni do nich. I dopiero później, kiedy widzieliśmy, jak oni się zachowują i łamią zasady, ten świat nam się rozwalił i legł w gruzach. Natomiast Pershing był takim charakterniakiem z krwi i kości. (...) Miał dwie tożsamości – jedną na użytek gangu, gdzie był prawdziwym git-człowiekiem, a drugą na użytek mediów, spotkań biznesowych.
Ale ta druga tożsamość była wykreowana przez media, bo on nie miał dwóch twarzy. Zachowywał się zawsze tak samo. Jak wyszedł na wolność w 1998 r., wszyscy starzy polecieli do Pershinga i napsioczyli na mnie, że kiedy on siedział, a oni walczyli z Niewiadomskimi, czyli z Wariatem i z Dziadem, ja wtedy zarabiałem pieniądze, że pozabierałem mu interesy, narobili wielkiej poruty wokół tej całej sprawy. Chodziło o to, żeby mnie zgnoić, wypędzić i zabrać majątek, bo byłem już wtedy bardzo majętnym człowiekiem. Pershing w to nie uwierzył. Poprosił mnie o rozmowę. Ujął się za mną i stanął przeciwko całej grupie starego „Pruszkowa”. Ta sprzeczka doprowadziła do tego, że ja się pożegnałem z grupą pruszkowską i poszedłem do Pershinga."

Na pytanie o związki Pershinga ze Służbą Bezpieczeństwa, Masa odpowiedział: "Każdy to wie, tylko że każdy w jakimś tam stopniu się tego wypierał. Cóż, temat nie był kontynuowany. Po prostu każdy wierzył w zapewnienia Pershinga. Był za duży, żeby mu zarzucać takie rzeczy. Za duży i za silny. To WSI były animatorem tych poczynań. Przyszli najpierw do nas, czyli do Kiełbachy i do mnie. Chcieli sprzedać helikoptery, wozy pancerne, różną broń. Mieli szeroki asortyment do zaoferowania. My nie wiedzieliśmy, co z tym zrobić."