W stolicy Korei Północnej zorganizowano marsz poparcia dla ewentualnego ataku zbrojnego na Stany Zjednoczone. Wzięło w nim udział kilkadziesiąt tysięcy żołnierzy i cywilów.

Na Półwyspie Koreańskim panuje kryzys, północnokoreańskie rakiety są wycelowane w amerykańskie bazy wojskowe. Przywódca tego komunistycznego kraju Kim Dzong Un dziś w nocy postawił siły zbrojne swojego kraju w stan najwyższej gotowości. Wojsko ma czekać jedynie na rozkaz do ataku.

Amerykański sekretarz obrony, Chuck Hagel, oświadczył tymczasem, że Stany Zjednoczone nie dadzą się zastraszyć groźbami Korei Północnej i są gotowe na natychmiastową reakcję. Wczoraj nad Koreę Południową z terytorium Stanów Zjednoczonych wleciały niewykrywalne dla radarów bombowce strategiczne B-2 Spirit. Mogą one przenosić nawet ładunki nuklearne. Pokaz siły zorganizowano po coraz częstszych groźbach Korei Północnej.

Władze komunistycznej Korei określiły go jako prowokację, która powinna spotkać się z "bezlitosnym uderzeniem na terytorium USA i Korei Południowej".