Wenezuela ma nowego prezydenta. Jest nim, wyznaczony przez zmarłego Hugo Chaveza, Nicolas Maduro.

Został on zaprzysiężony w siedzibie Zgromadzenia Nrodowego przez jego przewodniczącego Diosdado Cabello, który zapewnił, że akt ten jest realizowany zgodnie z duchem konstytucji i decyzją Sądu Najwyższego.

Cabello udekorował Nicolasa Maduro szarfą prezydencką i założył łańcuch z symbolami władzy na jego szyję. „Chavez żyje, walka trwa!" - krzyczano z balkonów. Zaintonowano hymn. Maduro oświadczył, że jako ustanowiony zgodnie z prawem prezydent będzie kontynuował walkę Hugo Chaveza, aby zrealizować pozostawione przez niego dziedzictwo.

Najważniejszym zadaniem Nicolasa Maduro będzie zorganizowanie wyborów prezydenckich. Powinno do nich dojść przed upływem 30 dni od śmierci Chaveza. Wiadomo już, że Maduro jest jedynym kandydatem obozu rządzącego. Zmierzy się on z Enrique Caprilesem Radonskim, który jest jedynym kandydatem opozycji.

Po Wenezueli krąży dowcip nawiązujący do zawodu, jaki tymczasowy prezydent wykonywał przed laty: „Maduro ciągle pozostanie szoferem, tyle tylko, że teraz zamiast autobusem będzie kierowal krajem”.