12 osób miało jak do tej pory zginąć w czasie odbijania zakładników wziętych przez islamistów na Saharze. Takie informacje podają algierskie władze. Wcześniej informowały też one, że udało się uwolnić ponad 670 osób przetrzymywanych przez partyzantów w kompleksie gazowym w In Amenas na pustyni przy granicy z Libią. Los wielu osób wciąż jest nieznany.

Jeśli wierzyć informacjom podawanym przez władze Algierii, to miejscowe oddziały specjalne szturmują zajęty przez islamistów kompleks od ponad 24 godzin. Instalacje w In Amenas leżą bardzo daleko od innych zabudowań, stąd żadnej z podawanych informacji nie da się niezależnie potwierdzić.

Algierczycy twierdzą, że uwolniono już ponad 570 obywateli kraju oraz około stu obcokrajowców. Wszyscy byli pracownikami zakładów należących do koncernów BP i Statoil.

Część spośród uwolnionych jest w drodze do swoich krajów, a część w bezpiecznych miejscach w Algierii. „Czuję wielką ulgę. Do końca nie wiedzieliśmy, co się dzieje. Cieszę się, że to już za mną i za moimi kolegami” - mówił algierskiej telewizji jeden z uwolnionych Brytyjczyków. „Armia zrobiła fantastyczną robotę. Przykro mi z powodu tych, którzy zginęli lub zostali ranni” - dodawał inny Brytyjczyk.

W rękach porywaczy nadal 30 obcokrajowców i Algierczycy

W rękach porywaczy, którzy wciąż kontrolują niewielkie obszary pól gazowych jest co najmniej 30 obcokrajowców i nieokreślona liczba Algierczyków.

Miejscowe wojsko chce zakończyć akcję w sposób pokojowy. Nieoficjalnie wiadomo, że napastnicy to grupa dowodzona przez byłego przywódcę Al-Kaidy Magrebu Mokhtara Belmokhtara, obecnie zajmującego się przemytem. Islamiści mają się domagać zakończenia operacji wojskowej w Mali oraz wymiany zakładników na przetrzymywanych w Stanach Zjednoczonych więźniów.

Tymczasem koncenr BP ewakuował z Algierii setki swoich pracowników. Na miejscu pozostali jedynie ci, którzy są niezbędni do funkcjonowania zakładów.