Rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow powiedział we wtorek, że brutalność milicji podczas demonstracji na Białorusi jest niedopuszczalna w wypadku, gdy nie wywołały jej działania uczestników protestów. Zastrzegł jednak, że dochodzi do prowokowania milicjantów.

"Brutalność, która nie jest sprowokowana żadnymi działaniami ze strony protestujących nie jest pożądana i jest niedopuszczalna" - powiedział Pieskow. Dodał następnie, że "nie można abstrahować od faktów prowokacji wobec funkcjonariuszy". Zapewnił, że dochodzi do takich faktów.

Rzecznik prezydenta Władimira Putina podkreślił, że Rosja uważnie śledzi sytuację na Białorusi. Władze Rosji chcą, by w sąsiednim kraju panował "spokój, stabilność i dobrobyt" - dodał.

Zaznaczył także, że Kreml chciałby, by Białoruś "była wolna od wszelkiego wpływu z zewnątrz".

Wcześniej Kreml unikał krytykowania działań milicji na Białorusi podczas protestów, które wybuchły po wyborach prezydenckich z 9 sierpnia. Uczestnicy demonstracji sprzeciwiają się reelekcji Alaksandra Łukaszenki i uważają wybory za sfałszowane.

Na Białorusi w niedzielę odbyło się - według danych MSW - 35 akcji protestu. MSW poinformowało o ponad 700 zatrzymanych osobach, ale obrońcy praw człowieka z organizacji Wiasna szacują, że zatrzymanych zostało nawet 1300 osób. Milicja użyła gazu łzawiącego, granatów hukowych i broni gładkolufowej wobec demonstrujących.