Stały bywalec Kremla przegrał wybory, bo nie zdołał uchronić się przed skandalami korupcyjnymi ani przekonać Mołdawian, że odciął się od związków z oligarchami.
Prozachodnia Maia Sandu zaskakująco wysoko wygrała z prorosyjskim prezydentem Mołdawii Igorem Dodonem. Poparło ją 58 proc. wyborców. W ten sposób była szefowa rządu zrewanżowała się głowie państwa za porażkę w wyborach prezydenckich przed czterema laty. W II turze w 2016 r. głosowało na nią 48 proc. Mołdawian. Sandu będzie pierwszą kobietą na tym stanowisku. Sukces liderki Partii Akcji i Solidarności (PAS) to przede wszystkim zasługa mobilizacji diaspory. Mołdawianie są najczęściej opuszczającym kraj w poszukiwaniu pracy narodem Europy. Z 943 tys. głosów, które zdobyła Sandu, aż 244 tys. zapewnili emigranci. Za granicą na 49-letnią polityk głosowało 93 proc. głosujących. Sandu wygrała też w środkowej części kraju, ze stołecznym Kiszyniowem włącznie.
Dodona, który szedł do wyborów z hasłami straszącymi bazami NATO, George’em Sorosem i lobby LGBT, poparli wyborcy z północy, gdzie nadreprezentowani są obywatele rosyjskojęzyczni, a także zdominowanej przez mniejszości narodowe Gagauzji (aż 95 proc. poparcia) i separatystycznego Naddniestrza. Przeciwko udziałowi tych ostatnich w wyborach protestowali weterani wojny z początku lat 90., w wyniku której Naddniestrze z poparciem rosyjskiej armii oderwało się od Mołdawii, czego nie uznał nikt na świecie. Władze mołdawskie utworzyły dla nich specjalne punkty do głosowania na terenie Mołdawii właściwej. Z prawa głosu skorzystały 32 tys. obywateli mieszkających na lewym brzegu Dniestru, z których 86 proc. poparło Dodona.
Skala jego klęski jest niespodzianką także dla niego samego. Przedwyborcze sondaże wróżyły wynik zbliżony do remisu, a z ubiegłotygodniowych wypowiedzi prezydenta można było wywnioskować, że w razie nieznacznej porażki zamierza mobilizować zwolenników do protestów. Z jego sztabu płynęły oskarżenia pod adresem opozycji o blokowanie dojazdu do komisji dla wyborców naddniestrzańskich oraz nielegalne dowożenie do lokali Mołdawian z diaspory podczas I tury. Po ogłoszeniu wyników dogrywki Dodon tonował nastroje. Warunkowo pogratulował zwycięstwa rywalce, zapowiadając jednak, że przekaże sądom informacje o nieprawidłowościach. Wezwał jednak zwolenników do niewychodzenia na ulice.
Dodona, jednego z najczęstszych gości prezydenta Rosji Władimira Putina, pogrążyły skandale korupcyjne. W maju opozycja ujawniła nagranie z 2019 r., na którym przyjmuje od oligarchy Vlada Plahotniuca reklamówkę z kilkuset tysiącami dolarów na nielegalne wynagrodzenia dla polityków prezydenckiej Partii Socjalistów Republiki Mołdawii (PSRM). Mołdawianie negatywnie ocenili efekty walki z COVID-19, na który zmarło już 2 tys. obywateli (w relacji do liczby ludności to wynik dwukrotnie gorszy niż w Polsce). W efekcie nawet prorosyjski, charyzmatyczny polityk Renato Usatîi, który w I turze zajął trzecie miejsce z 17-proc. poparciem, wezwał wyborców do niegłosowania na Dodona.
Paradoksalnie oboje rywali w 2019 r. połączył krótkotrwały sojusz. PAS i PSRM z błogosławieństwem Berlina, Moskwy i Waszyngtonu zawarły koalicję, a Sandu została premierem, by odsunąć od wpływów Plahotniuca, który przez lata, nie bez pomocy Dodona, uczynił z Mołdawii prywatny folwark. Oligarcha uciekł do USA, a potem do Turcji. Alians szybko się rozpadł ze względu na spory kadrowe, a krajem rządzi obecnie mniejszościowy rząd socjalistów. Obietnice rozmontowania systemu oligarchicznego nie zostały spełnione. Dodon po ewentualnym zwycięstwie planował rozpisanie na wiosnę 2021 r. przedterminowych wyborów parlamentarnych, by spróbować zdobyć całą pulę. Niewykluczone, że taki wariant zechce zrealizować Sandu, by zdyskontować własny sukces.
Wynik to porażka Kremla, dla którego Dodon był obok Alaksandra Łukaszenki najwierniejszym sojusznikiem w Europie. Tuż przed wyborami dziennikarze śledczy „Dosje” i RISE Moldova wykazali, jak daleko idąca była jego zależność od Rosji. Prezydent regularnie odwiedzał Moskwę przed podejmowaniem ważniejszych decyzji (w wyborczym 2016 r. aż 10-krotnie), a w Kiszyniowie pracowali z nim specjaliści od PR powiązani z rosyjskimi służbami. Zwycięstwo Sandu oznacza poprawę relacji z sąsiadami – Rumunią i Ukrainą – a także Brukselą, z którą Mołdawię wiąże umowa o stowarzyszeniu i wolnym handlu oraz ruch bezwizowy. ©℗