Białoruskiej opozycji nie udało się doprowadzić do strajku generalnego, ale jego zapowiedź wystarczyła do ponownej aktywizacji protestów
Ryzyko podjęte przez Swiatłanę Cichanouską częściowo się opłaciło. Ultimatum postawione Alaksandrowi Łukaszence przez jego niedawną rywalkę w wyborach prezydenckich nie zostało spełnione, więc opozycja wezwała rodaków do strajku generalnego. I choć wczoraj znów nie udało się do niego doprowadzić, aktywność protestujących znowu wzrosła.
Cichanouska stawiała władzom trzy warunki: wstrzymanie aktów przemocy ze strony milicji, uwolnienie więźniów politycznych i dymisja Łukaszenki. I choć kilku więźniów zostało w październiku wypuszczonych z aresztów (co nie oznacza umorzenia postępowań prokuratorskich), najważniejsi wciąż siedzą za kratkami. Wśród nich są niedoszli kandydaci w sierpniowych wyborach Wiktar Babaryka i Siarhiej Cichanouski (mąż Swiatłany), a także liderzy tradycyjnej opozycji Pawieł Siewiaryniec i Mikałaj Statkiewicz. O losie figurantów spraw karnych, zwłaszcza uwolnionego niedawno z aresztu z zakazem opuszczania kraju obywatela USA Witala Szklaraua, rozmawiał w sobotę z Łukaszenką amerykański sekretarz stanu Mike Pompeo.
Na domiar złego w miniony weekend władze jeszcze zwiększyły skalę represji. Wobec tysięcy ludzi, którzy wyszli na ulice Mińska, użyto granatów hukowych i gumowych kul. Kilka osób zostało rannych, a kilkaset zatrzymano. „Reżim znów pokazał Białorusinom, że przemoc to jedyne, do czego jest zdolny. Dlatego 26 października zacznie się ogólnonarodowy strajk. Białorusini zrobią ten krok, bo ich słowo jest prawem” – napisała Cichanouska w niedzielny wieczór na swoim kanale w komunikatorze internetowym Telegram. „Główne zadanie to pokazanie, że nikt nie będzie pracować na reżim” – dodawała, a jej zwolennicy zapewniali robotników, że w ramach solidarności na ulice wyjdą także inni demonstranci.
Próba zorganizowania strajku generalnego została podjęta już w sierpniu. Robotnicy wiecowali, a podczas jednego ze spotkań z nimi wygwizdano nawet Łukaszenkę, jednak na dłuższą metę władzom udało się zapobiec zamrożeniu działania największych zakładów przemysłowych. Częściowo jest to efekt systemu kontraktowego; większość robotników pracuje na rocznych umowach ze swoimi zakładami. Za działalność opozycyjną w przeszłości zwykle nie przedłużało się tych kontraktów na kolejny rok, co z kolei groziło wilczym biletem na pracę w innych fabrykach. Dlatego bariera strachu przed przyłączeniem się do protestów jest w tej grupie społecznej wyższa niż u studentów czy pracowników sektora prywatnego.
Dlatego również wczoraj bardziej niż robotnicy dopisali studenci i emeryci, którzy wyszli na ulice w ramach gestu solidarności. Z dużych zakładów pracę wstrzymano na kilka godzin w trzech cechach zatrudniającego 7 tys. ludzi Hrodnaazotu (mieszkańcy Grodna przywozili robotnikom jedzenie) oraz w mińskich zakładach elektronicznych METZ. W kilku innych dużych fabrykach odbyły się wiece ostrzegawcze, po których robotnicy wrócili do pracy. Niekiedy udawało się przekazać żądania kierownictwu zakładów. Wielu robotników po zmianie dołączyło do demonstrujących studentów i emerytów. Protesty wybuchły także poza Mińskiem, choć w ostatnich tygodniach wydawało się, że na prowincji zostały już wygaszone.
Służby porządkowe zatrzymały kilkaset osób. Kilka razy rozpędzano wczoraj protestujących pracowników sektora teleinformatycznego, którzy zebrali się pod siedzibą Parku Wysokich Technologii na przedmieściach stolicy, po czym próbowali zablokować ruch na przebiegającej nieopodal obwodnicy. – Sukcesem opozycji było też odwołanie prorządowego marszu, który miał się odbyć w weekend. Miało to demobilizujący wpływ na zwolenników Łukaszenki i mobilizujący na jego przeciwników – zauważył na antenie Swabody politolog Waler Karbalewicz. – Październik to ostatni miesiąc, kiedy przedsiębiorstwa państwowe mają pieniądze na wypłatę pensji. W listopadzie stanie cały kraj – dodawał były dyplomata Anatol Kotau.
Zaktywizowali się także antyłukaszenkowscy hakerzy z nieformalnej grupy Cyberpartyzanci. Udało im się wczoraj zablokować witrynę banku centralnego. W odwecie za weekendowe akty przemocy zapowiedzieli też publikację kolejnych nazwisk dowódców i inspektorów specjalnych oddziałów milicji, którzy – jak czytamy – „osobiście brali udział w biciu, torturach i zabójstwach obywateli”. „Będziemy ujawniać nie tylko imiona i nazwiska, ale także adresy i telefony” – zapowiedzieli Cyberpartyzanci. Łukaszenka obiecywał przed kilkoma dniami, że do 25 października na ulicach „zapanuje porządek”. Białoruskiemu przywódcy znów się to jednak nie udało.