Przyczyną katastrofy wojskowego An-26, który rozbił się w piątek na Ukrainie, mógł być czynnik ludzki, który nałożył się na techniczne niesprawności - oświadczył w środę wicepremier Ołeh Uruskyj. Badanych jest kilka wersji katastrofy.

Trwają prace nad odczytem danych z czarnych skrzynek maszyny, które najpewniej zakończą się w tym tygodniu - poinformował Uruskyj, przewodniczący komisji powołanej w związku z katastrofą, w wyniku której zginęło 26 osób.

"Śledczy rozpatrują kilka różnych wersji katastrofy. Ale staje się jasne, że na techniczne niesprawności, które miały miejsce, nałożył się w różny sposób czynnik ludzki" - napisał Uruskyj na Facebooku.

Poinformował też, że w ramach śledztwa przesłuchano ponad 40 świadków katastrofy. Według niego analiza DNA ofiar potrwa co najmniej dwa tygodnie.

Jak dodał wicepremier, we wtorek odwiedził w szpitalu jedynego ocalałego. Stan rannego jest stabilny i mężczyzna szybko zdrowieje - zapewnił.

W piątek wieczorem samolot wojskowy An-26 rozbił się podczas lądowania w pobliżu drogi pod miastem Czuhujiw. Na pokładzie było 20 słuchaczy Charkowskiego Narodowego Uniwersytetu Sił Powietrznych Ukrainy i siedmiu oficerów. Na miejscu tragedii znaleziono łącznie 25 ciał, jedna osoba zmarła w szpitalu, a jedna jest ranna i przebywa w szpitalu. Był to lot szkoleniowy.

Państwowe Biuro Śledcze Ukrainy poinformowało, że badane są cztery wersje katastrofy: niesprawność techniczna samolotu, nieodpowiednie wykonanie obowiązków przez załogę, nieodpowiednie wykonanie obowiązków przez kontrolerów, nieodpowiednia obsługa techniczna samolotu i przygotowanie do rejsu.

Ukraiński minister obrony Andrij Taran przypuszcza, że samolot zahaczył skrzydłem o ziemię. Z kolei Służba Bezpieczeństwa Ukrainy podawała, że podczas lotu załoga poinformowała o awarii lewego silnika, poprosiła o zgodę na lądowanie, a po pięciu minutach doszło do katastrofy. W środę Państwowe Biuro Śledcze przekazało, że wersja dotycząca awarii silnika nie odpowiada rzeczywistości.

Z Kijowa Natalia Dziurdzińska (PAP)