Przedstawiciele branż hodowlanej, futrzarskiej, cyrkowej, schronisk dla zwierząt i organizacji zajmujących się ochroną zwierząt przedstawili w środę na wysłuchaniu publicznym zorganizowanym przez senacką Komisję Ustawodawczą swe stanowiska w kwestii zmian zawartych w noweli ustawy o ochronie zwierząt.

Podczas posiedzenia komisji, które trwało ponad 9 godzin, przedstawiciele organizacji zajmujących się ochroną zwierząt, uzasadniając to koniecznością humanitarnego traktowania, popierali wprowadzenie zakazu hodowli na futra. Przekonywali też, że ubój rytualny jest jednym z największych okrucieństw wobec zwierząt i twierdzili, że powinien być całkowicie zakazany, a nie - jak głosi nowela - ograniczony do potrzeb polskich związków wyznaniowych.

Z kolei przedstawiciele branży mięsnej podnosili, że przepis ograniczający ubój rytualny spowoduje m.in. likwidację miejsc pracy, utratę rynków eksportowych czy znaczny spadek dochodów producentów żywności i hodowców. Przedstawiciele hodowców, twierdzili, że zakaz hodowania zwierząt na futra wprowadzany jest na podstawie jednostronnej, medialnej narracji i domagali się takich odszkodowań, jakie otrzymali inni hodowcy w Europie.

Zakaz wykorzystywania zwierząt w celach rozrywkowych i widowiskowych krytykowali przedstawiciel branży cyrkowej, którzy nazwali przepis "bezwzględnym".

Obok zawartych w noweli ograniczenia uboju rytualnego tylko na potrzeby krajowych związków wyznaniowych, zakazu hodowli zwierząt na futra i zakazu wykorzystywania zwierząt w celach rozrywkowych, dyskutowano też m.in. o zapisach noweli dotyczących kwestii odbierania zwierząt właścicielom, którzy źle je traktują.

Prawniczka Fundacji Viva! Katarzyna Topczewska zaznaczyła, że od 1997 r. organizacje społeczne mają prawo odbierania zwierząt "w przypadkach niecierpiących zwłoki, kiedy zwierzę padło ofiarą znęcania się nad nim ze strony jego właściciela i znajduje się w stanie za grożenia życia lub zdrowia". Odnosząc się do obecnej noweli stwierdziła, że nie został zrealizowany postulat wzmocnienia roli organizacji społecznej, bo będą one mogły odbierać zwierzęta wyłącznie w obecności funkcjonariuszy policji lub strażnika gminnego.

"Oznacza to, że odbiór zwierzęcia będzie uzależniony od empatii lokalnego policjanta, być może nawet sąsiada właściciela tego zwierzęcia. Przepis mówi także o tym, że sprzeciwić się temu może jakikolwiek lekarz weterynarii, równie dobrze znajomy właściciela" - oceniła Topczewska. Jej zdaniem powiatowi lekarze weterynarii nie mają kompetencji do oceny stanu wszystkich zwierząt, w szczególności tych nieudomowionych. Zaapelowała o pozostawienie przytoczonego przepisu w formie w jakiej obecnie obowiązuje.

Z kolei prezes Krajowej Rady Lekarsko-Weterynaryjnej Jacek Łukaszewicz podkreślił, że w każdej takiej interwencji musi brać udział urzędowy lekarz weterynarii, czyli "lekarz pracujący w inspekcji weterynaryjnej lub wyznaczony przez powiatowego lekarza weterynarii". Jak zaznaczył, tylko lekarz weterynarii jest w stanie określić stan zdrowia zwierząt, a tym samym np. przeciwskazanie do natychmiastowego transportu. Przekonywał, że urzędowy lekarz weterynarii nie jest lekarzem właściciela zwierzęcia, ani nie jest lekarzem fundacji, czyli jest bezstronny. Ponadto - zdaniem Łukaszewicza - należałoby w tej ustawie zamieścić zapisy mówiące o wprowadzeniu obligatoryjnego znakowania psów i kotów oraz urzędowego rejestru zwierząt znakowanych.

Prezes Polskiego Związku Zrzeszeń Hodowców i Producentów Drobiu Andrzej Danielak stwierdził, że nie wyobraża sobie kontroli hodowli przez przedstawicieli organizacji zajmujących się ochroną zwierząt. "Towarowe fermy, gdzie wartość drobiu jest ogromna, to są setki tysięcy złotych w jednym budynku, czasem ponad milion złotych. I wejdzie sobie taki człowiek uprawniony przez ustawę i będzie oceniał i weterynarię i właściciela, czy ten drób jest właściwie prowadzony. Ten człowiek może wnieść do tej hodowli różne czynniki chorobotwórcze, do fermy o wielkiej wartości" - stwierdził.

W kwestii ograniczenia uboju rytualnego, dyrektor ogrodu zoologicznego w Poznaniu Ewa Zgrabczyńska przekonywała, że udział w PKB tych działów rolnych, których dotyka ta ustawa, jest promilowy i nie może mieć wpływu na całość rolnictwa. "Zgodnie z danymi Komisji Europejskiej, osiem procent eksportu dotyczącego uboju rytualnego nie może mieć przełożenia na całość eksportu i sprzedaż wołowiny z polskiego rolnictwa" - uznała.

Natomiast prezes Związku Polskie Mięso Witold Choiński stwierdził, że przepis ograniczający ubój rytualny do potrzeb krajowych związków wyznaniowych jest niezgodny z prawem krajowym i unijnym. Do tego, ocenił, przyniesie szkody ekonomiczne dla polskiego rolnictwa, przemysłu mięsnego i budżetu państwa. "Wartość eksportu wołowiny wynosi obecnie 6,7 mld zł rocznie i odpowiada za prawie 5 proc. polskiego eksportu produktów rolno-spożywczych, z czego ubój rytualny stanowi ponad 2 mld zł. Wartość eksportu drobiu wyniosła w 2019 r. 12,6 mld zł, z czego ok 40 proc., to mięso z uboju na potrzeby religijne" - powiedział Choiński.

Jego zdaniem, ograniczenie uboju rytualnego spowoduje likwidację kilkunastu tysięcy miejsc pracy w zakładach mięsnych, gospodarstwach rolnych, utratę rynków eksportowych na rzecz zakładów m.in. z Francji i Niemiec oraz sięgające miliardów złotych straty dla budżetu państwa.

Biorący udział w dyskusji naczelny rabin Polski Michael Schudrich mówił, że osoba, która przeprowadza ubój rytualny na rzecz wyznawców judaizmu jest do tego specjalnie przygotowana. "On myśli, on robi wolę Boga. Wtedy jego podejście do zwierząt jest bardzo wrażliwe" - powiedział. Powołując się na naukowców wskazał, że zwierzę, na którym dokonano takiego uboju traci świadomość po od 8 do 10 sekundach. Przekonywał, że zanim zwierzę zrozumie, co się stało, straci już świadomość.

Z kolei Cezary Wyszyński z Fundacji Viva! podkreślał, że 70 proc. polskiego społeczeństwa jest za wprowadzeniem zakazu uboju rytualnego. Wskazywał, że taka praktyka to znęcanie nad zwierzętami ze szczególnym okrucieństwem. Również Ewa Gebert z Ogólnopolskiego Towarzystwa Ochrony Zwierząt "Animals" podkreśliła, że ubój rytualny jest jednym z największych okrucieństw wobec zwierząt. "Jeżeli chcemy należeć do cywilizowanej Europy to ubój rytualny powinien zostać zakazany" - powiedziała.

W kwestii przepisu zakazującego hodowli zwierząt na futra prezes Związku Polski Przemysł Futrzarski Szczepan Wójcik mówił, że "próba zamykania ferm odbywa się na podstawie jednostronnej, medialnej narracji". "Rozumiemy, że czas i idee się zmieniają, ale nie jest to powód, by doprowadzać nas do ruiny. Nie chcemy rewolucji, chcemy takich odszkodowań, jakie otrzymali inni hodowcy w Europie" - dodał.

"Sejm mówi, że mamy 12 miesięcy, aby zlikwidować rodzinne gospodarstwa, na które pracowaliśmy całe lata. Umówiliśmy się z państwem polskim, zaciągnęliśmy kredyty, płacimy podatki i nagle słyszmy: +koniec+. Jak mamy to traktować? W Polsce działa blisko 900 gospodarstw hodowlanych z przeznaczeniem na futra, pomimo pandemii koronawirusa zatrudniamy od 8 do 10 tys. osób. Sam zatrudniam ponad 600 osób" - mówił Wójcik. Oświadczył, że "tak drastyczne i niespotykane w żadnym europejskim kraju rozstrzygnięcie doprowadzi do katastrofy naszych rodzin".

Z kolei Bogna Wiltowska ze stowarzyszenia "Otwarte klatki" zwracała uwagę, że lisy i norki są drapieżnikami i w warunkach naturalnych żyją na dużych obszarach. Tymczasem - jak mówiła - "w klatce na fermie mogą zaledwie się obrócić, wykonać tylko kilka kroków". "Ujawnione co roku liczne przypadki znęcania się nad zwierzętami, do którego dochodzi na fermach zwierząt futerkowych nie przynoszą rezultatów, jeśli chodzi o systemową poprawę warunków życia i dobrostanu zwierząt" - powiedziała. Dodała, że jest mieszkanką wsi i chciałaby, by "polska wieś kojarzyła się z otwartością i nowoczesnością, a nie z cierpieniem zwierząt".

Do zawartego w nowelizacji zakazu wykorzystywania zwierząt w celach rozrywkowych i widowiskowych i usunięcia cyrków z listy podmiotów, które mogą sprowadzać zwierzęta z zagranicy, odniosła się m.in. Renata Wójtiuk-Janusz ze Związku Pracodawców Cyrku i Rozrywki. Oceniła, że "jest to bardzo szeroki, bezwzględny zakaz używania zwierząt do celów rozrywkowych".

"Nie będzie się już odbywać rekonstrukcja bitwy warszawskiej, bitwy pod Grunwaldem, czy też oblężenia Malborka, nie będzie wielbłądów na Trzech Króli, ponieważ wszystkie te czynności będą podpadać pod ten zakaz. Nie będzie też klauna w cyrku bawiącego się z psem, bo pies to też zwierzę. Czy rzeczywiście jesteśmy aż tak daleko posuniętym narodem w odseparowywaniu się od sytuacji, w których człowiek ma jakąś interakcje ze zwierzęciem?" - pytała Wójtiuk-Janusz. Jak dodała, zakaz wykorzystywania zwierząt w celach rozrywkowych i widowiskowych jest "straszliwy". Podkreśliła, że Polska ma w tym obszarze długą tradycję i nadal jest popyt na oglądanie widowisk cyrkowych, również z udziałem zwierząt.

Senator KO, wiceprzewodniczący komisji Marek Borowski wskazywał, że nieprecyzyjne są przepisy dotyczące terminu wejścia w życie różnych przepisów nowelizacji. "Studiuję tę ustawę i dochodzę do wniosku, że prawdopodobnie w trakcie pośpiechu, który miał miejsce w Sejmie, nastąpiło pewne przekłamanie, które jeszcze gorzej świadczy o tej ustawie" - podkreślił.

Według niego, w przypadku literalnego rozumienia sejmowej ustawy "ubój rytualny powinien być zakończony w 30 dni, a o rekompensaty z tytułu strat w tej branży można się ubiegać dopiero po roku". Borowski podkreślił, że z 30-dniowego okresu wejścia w życie przepisów wyłączono likwidację hodowli zwierząt na futra oraz rekompensaty w przypadku hodowli zwierząt na futra i uboju rytualnego, a zapomniano o ograniczeniach w uboju rytualnym.

Przewodniczący komisji senator Krzysztof Kwiatkowski zapowiedział, że posiedzenie komisji będzie kontynuowane 8 października, kiedy to komisja zajmie się poprawkami do nowelizacji. Zapowiedział, że do senatorów trafią jeszcze szczegółowe ekspertyzy dotyczące skutków finansowych wprowadzanych reguł.

Marszałek Tomasz Grodzki poinformował, że Senat zajmie się nowelą na specjalnym posiedzeniu 9 października, a nie jak wcześniej zapowiadano na najbliższym posiedzeniu (29-30 września).