Ponad 12 mln przypadków i 550 tys. ofiar – koronawirus nie spowalnia
W centrum znajdują się oczywiście Stany Zjednoczone, gdzie liczba stwierdzonych zakażeń przekroczyła właśnie 3 mln. Co gorsza, wciąż wirus przybiera tam na sile, codziennie łamiąc nowe, ponure rekordy liczby nowych przypadków. Na przykład we wtorek w całych USA stwierdzono ich ok. 60 tys. To prawie dwa razy więcej niż w Polsce ogółem – i tylko 24 tys. mniej, niż wykryto łącznie w Chinach.
Za część tego wzrostu odpowiada… lepsza diagnostyka. W Stanach wykonuje się teraz bowiem znacznie więcej testów niż jeszcze do niedawna. O ile na początku czerwca dziennie po drugiej stronie Atlantyku mogło przebadać się 460 tys. osób, o tyle teraz jest to 640 tys. – wzrost o prawie 200 tys. w ciągu jednego miesiąca. Pomimo to czołowy ekspert od pandemii kraju, stojący na czele Narodowego Instytutu Badań nad Alergią i Chorobami Zakaźnymi Anthony Fauci, zeznał pod koniec czerwca przed Kongresem, że nie będzie zdziwiony, jeśli niebawem w USA będzie się odnotowywać nawet 100 tys. przypadków dziennie.
Na razie w kraju trwa wielkie ponowne zamrażanie – zwiększa się bowiem grono stanów, które zaczęły wycofywać się ze zmian mających na celu powrót do gospodarczej normalności. Wśród nich są Kalifornia, Arizona, Kolorado, Teksas, Floryda oraz Michigan. W tych stanach – szczególnie w Teksasie i na Florydzie, gdzie nakaz pozostawania w domu obowiązywał najkrócej (i gdzie dziennie odnotowuje się powyżej 10 tys. nowych przypadków – poza nimi z taką sytuacją musiały mierzyć się wyłącznie władze stanu Nowy Jork) – zaczyna powoli brakować łóżek na oddziałach intensywnej terapii. Kolejnych 15 stanów profilaktycznie wstrzymało proces rozmrażania.
To oczywiście zwiastuje wiele problemów – przede wszystkim dla rynku pracy. Pauza w rozmrażaniu zatrzyma tempo spadku bezrobocia, które w czerwcu w Stanach wyniosło 11,1 proc. (w maju było to 13,3 proc.; dla porównania przed pandemią wskaźnik ten utrzymywał się na poziomie 3,5 proc.). To oznacza kłopoty dla wielu konsumentów, którzy nie będą mogli wrócić do pracy i którym za chwilę wygaśnie prawo do zasiłku.
Co więcej, koronawirus spowodował poważne ubytki w dochodach samorządów, które w USA w większości są zmuszone do bilansowania się. Stan za stanem zapowiada więc cięcia w usługach publicznych, w tym w edukacji. Łącznie gubernatorzy amerykańscy oceniają, że dziura w ich finansach wynosi ok. 500 mld dol. Do tego dochodzi kolejne 250 mld dol. zgłaszanych przez burmistrzów miast. Niestety specjalny pakiet wspomagający władze lokalne utknął w Senacie.
Pandemia nie traci także na sile w takich państwach jak Brazylia, Indie, Rosja, Meksyk, Iran, Peru, Chile, Arabia Saudyjska czy Republika Południowej Afryki. Nawet jeśli parę z nich wydaje się mieć szczyt zakażeń za sobą, to wciąż odnotowują po parę tysięcy nowych przypadków dziennie.
Najsłabiej wygląda sytuacja w Brazylii, której lider – prezydent Jair Bolsonaro – od samego początku pandemii sprzeciwiał się wprowadzaniu jakichkolwiek ograniczeń w swobodzie obrotu gospodarczego i przemieszczania się mieszkańców. I chociaż cieszący się sporą autonomią w kraju gubernatorzy jeden za drugim sprzeciwiali się głowie państwa i zamykali podległe sobie stany, to mieszkańcy często po prostu się do zakazów nie stosowali. W efekcie dziennie odnotowuje się tam ponad 40 tys. nowych przypadków (podobnie jak w USA, to więcej niż u nas podczas całej pandemii), a łączna liczba zakażeń przekroczyła 1,7 mln (zaś liczba zgonów zbliża się do 70 tys.).
Jeśli obecne tempo zakażeń się utrzyma, to o milion przypadków otrą się Indie. W weekend padł tutaj rekord, jeśli idzie o liczbę stwierdzonych w ciągu jednego dnia zachorowań (25 tys.), chociaż to też może być kwestia rozwoju mocy badawczych (do 250 tys. testów dziennie). W efekcie atrakcje turystyczne, takie jak Tadż Mahal, które miały być otwarte od poniedziałku, zostaną zamknięte do odwołania. Jeśli sytuacja się nie polepszy, gospodarce Indii grozi szok: według OECD, jeśli na jesieni rząd znów będzie musiał zamrozić kraj, PKB spadnie o ponad 7 proc. (w porównaniu do niecałych 4 proc., jeśli wszystko pójdzie dobrze i taki krok nie będzie potrzebny).