Czego chcemy od prezydenta Polski? Żeby fajnie rapował? Mało mnie obchodzi, czy Małgorzata Kidawa-Błońska podejmie decyzję o wycofaniu się, bo i tak mi zaimponowała – mówi posłanka KO Barbara Nowacka.
Dziennik Gazeta Prawna
Koronawirus dotarł już do Sejmu?
Tak. Na razie wiadomo, że jedna osoba jest zakażona. Ale może być ich więcej, bo w Sejmie prawie nikt nie przestrzega środków bezpieczeństwa. Dwa posiedzenia temu nie było płynu do dezynfekcji. Któregoś dnia zabrakło jednorazowych rękawiczek, a potem ktoś skombinował takie duże foliowe, jakie zakłada się na stacjach przy nalewaniu paliwa. Maseczki są reglamentowane. Teraz jednak wiele osób chodzi bez nich. Marszałek Sejmu Elżbieta Witek trzyma prawie pustą izbę plenarną, a w innych salach siedzimy stłoczeni po kilkadziesiąt osób. Posłowie są w o tyle dobrej sytuacji, że mogą mieć szybką ścieżkę testowania, problem mają pracownicy biur, Straży Marszałkowskiej, kierowcy. Wszyscy powinni być przebadani i to od razu. W najgorszym razie PiS nas wszystkich pośle na kwarantannę na dwa tygodnie, żebyśmy nawet podpisów nie mogli zebrać. Tych potrzebnych do zgłoszenia kandydata na prezydenta.
Czyli jednak wymieniacie.
Dziś nie znamy żadnych reguł gry. Z mojej perspektywy, koalicjanta, nowa data wyborów oznacza nową decyzję.
I nowego kandydata.
DGP
Będziemy patrzeć, co zrobi Platforma Obywatelska, a przede wszystkim Małgorzata Kidawa-Błońska.
Radosław Sikorski już stoi w blokach startowych, stroszy piórka.
A kiedy faceci nie stroszą piórek? Oni tak po prostu mają. W momencie, kiedy się okazało, że wybory prezydenckie mogą się nie odbyć 10 maja, to zabrakło piór w sklepie z piórami. Zawrzało. Również na lewicy, bo tam zaczęto się zastanawiać, czy Robert Biedroń to na pewno dobry kandydat. Tam też już wielu stroszy piórka.
Kto? Czarzasty?
Raczej Adrian Zandberg był na tapecie.
Pani były chłopak.
Sprzed prawie ćwierć wieku. Zawsze, kiedy widać sondaże, to się myśli, że można coś poprawić. A teraz pojawia się szansa na zmianę wszystkiego. I wiadomo, że są takie pokusy. Na pewno długa rozmowa w tej sprawie w gronie koalicjantów jest potrzebna. Miała się nawet odbyć w tym tygodniu, ale skoro nie wiadomo, kiedy będą wybory i na jakich zasadach... Nie mamy do czynienia z uporządkowanym państwem, więc nie można planować. Jeśli Kidawa-Błońska zostanie, to robimy mocną kampanię i idziemy za nią jak wojsko.
Dotąd nie byliście wojskiem.
Tak, nie wszyscy z nas byli jak karne wojsko. Tak, podgryzali się wzajemnie. I tak, uważam, że to słabe, bo umawialiśmy się na jedność. Wszyscy mamy wątpliwości, czy w tym modelu daleko zajedziemy. Dobrze by było, żeby cała opozycja miała takie wątpliwości.
O którym modelu pani mówi?
O kłóceniu się opozycji. O sytuacji, w której jest tylu kandydatów wzajemnie się podszczypujących i podkopujących. Można odejść od prostych interesów partyjnych i zastanowić się, czy naprawdę po to idziemy zajmować się tą polityką, żeby wyszarpywać sobie 2 proc. elektoratu.
Uciekła pani od tematu Sikorskiego.
Bo nie ma tematu Sikorskiego, chociaż on sam na pewno jest zainteresowany kandydowaniem. I to bardzo. Jednak, kiedy jesienią zeszłego roku były robione badania, kogo wystawiać w wyborach prezydenckich, nie był nawet w pierwszej piątce. Zresztą kandydatowi na prezydenta potrzebne jest coś więcej niż tylko to, że bardzo nie lubi PiS. Do tego trzeba mieć poparcie partii i koalicjantów. No i jeszcze musi być wola polityczna wymiany obecnej kandydatki. A na razie żadna decyzja nie zapadła. Trzeba wiedzieć, że w naszej koalicji każde ugrupowanie ma swój statut. My, w Inicjatywie Polskiej, musielibyśmy zebrać radę krajową, dać na nowo rekomendacje... Na miejscu Sikorskiego zajęłabym się najpierw zdobywaniem poparcia w PO.
Wiadomo, że na giełdzie są jeszcze Rafał Trzaskowski i Borys Budka. I Donald Tusk.
Cały czas niektórym marzy się Tusk, ale stawiam dolary przeciwko orzechom, że on nie jest zainteresowany prezydenturą. Poza tym on startuje tylko w konkurencjach, w których wygrywa. Choć uważam, że to mogłoby nie być złe rozwiązanie, dla części opozycji bardzo jednoczące. Teraz mamy taką sytuację, że część lewicy odpłynęła do PiS. 20 proc. wyborców lewicy chce głosować na Andrzeja Dudę.
Kandydatami są sami mężczyźni.
Niestety. Bo po kampanii Małgorzaty Kidawy-Błońskiej mówi się, że w tych ciężkich czasach urząd powinien sprawować mężczyzna, bo baba się nie nadaje. I to słychać w każdym klubie czy środowisku. Nawet w tych otwartych, postępowych. Kobieta, mówią zachwyceni sobą panowie, wiadomo, wysypie się. Niepowodzeniem jednej, nawet niezawinionym, obarczają wszystkie. Kandydatura kobieca we wszystkich partiach na długi czas została odsunięta, co mnie strasznie irytuje, bo jak patrzę na kraje, w których rządzą kobiety, choćby na Niemcy, to widzę, że silna kobieta u władzy ma wielki sens. I sukcesy.
Silne kobiety w KO to pani, Katarzyna Lubnauer i kto jeszcze?
Myślę o mocnych kobietach, które do tego będą bardzo rozpoznawalne.
I?
Myślę… to trochę zajmie. Może Iza Leszczyna.
Nierozpoznawalna. W 2015 r. start w wyborach prezydenckich zaproponował pani SLD.
Nie byłam na tyle próżna. Wystartowała Magdalena Ogórek.
Mówiła mi pani wtedy: „Czuję, że panowie z SLD szukają kogoś, komu powiedzą: będziemy cię popierać, będziesz naszą marionetką. A ja za bycie marionetką w ramionach chłopaków z SLD dziękuję bardzo. Chcą podpompować swój wynik wyborczy. W imię czego? Żeby teraz Ewa Kopacz przyszła i wzięła ich do koalicji. Za nimi nie stoi żadna myśl, żadna chęć zmian społecznych, napraw”.
Teraz ludzie przekonują mnie, że jednak powinnam startować, że byłabym dobrą prezydentką. Ale ja jestem posłanką od pół roku, a do urzędu prezydenckiego trzeba politycznie dojrzeć. I mieć pełną niezależność. Wiadomo, że są ludzie, którzy nigdy nie dorastają, a sprawują ten urząd. I to jest najgorsze. Nie chcę polityki kabaretu i spektaklu. Wyrosłam w etosie, że polityka to poważne sprawy, losy ludzi, a nie show.
Pani się boi porażki.
Nie, ja nie lubię śmieszności w polityce. Teraz mogłabym być kandydatką pomiędzy Robertem Biedroniem a Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem oraz Szymonem Hołownią. Czyli taką kandydatką półserio. A ja tak nie chcę. Wiadomo, że kto nie gra, ten nie wygrywa, ale trzeba być poważnym. Uważam, że dziś tylko opozycyjny kandydat z najsilniejszym zapleczem ma szansę pokonać Andrzeja Dudę. Dziś jestem koalicjantką. Z dużą rozpoznawalnością, ale jednak koalicjantką, i to nie największą – więc liczą się i wspólnota, i rachunek sił. Ale świat w maskach połechtał moją próżność, widzę, że jestem rozpoznawalna. I chyba lubiana. I prawdą też jest, że jest mało wyrazistych kobiet w dzisiejszej polityce. Albo inaczej, jest dużo mrówek, a mało wojowniczek.
Mrówek, czyli robotnic?
Tak.
Ewa Kopacz nie była wojowniczką. Została na stanowisko premiera wypchnięta przez Donalda Tuska. Małgorzata Kidawa-Błońska najpierw była wypchnięta na kandydatkę na urząd prezydenta Wrocławia, potem na premiera, a ostatnio na prezydenta.
W Warszawie w wyborach parlamentarnych zdobyła 400 tys. głosów.
Bo była na pierwszym miejscu na liście.
Słabością polskich kobiet w polityce jest ich mrówczość. Pozwalają wypychać się na stanowiska, a potem kontrolować. Proszę spojrzeć na historię Angeli Merkel. Czuła, że musi zdobyć władzę, politycznie uśmierciła swojego patrona Helmuta Kohla i walczy w sposób...
Męski?
Nie, bezwzględny. I tę władzę cały czas trzyma. My mieliśmy Ewę Kopacz, która została wskazana przez Tuska. Mieliśmy Beatę Szydło, która została wypchnięta na premiera, po czym z tej funkcji zdjęta. Nie dość, że została potraktowana jak przedmiot, to jeszcze się na to zgodziła. I to jest oznaka braku siły. W PiS pokutuje jeszcze jedno myślenie – każdy uważa, że jest tu, gdzie jest, tylko dzięki Jarosławowi Kaczyńskiemu.
Ewa Kopacz była premierem tylko dzięki Tuskowi, zaś Kidawa-Błońska stała się kandydatką dzięki byłemu już szefowi PO Grzegorzowi Schetynie.
Nie, dzięki prawyborom. I jest samodzielną, niezależną osobą. Wiem, że gdyby 8 maja PiS powiedział, że wybory się odbędą, to Małgorzata miała wyjść i powiedzieć, że nie będzie kandydować.
7 maja była debata, w której wzięła udział.
Bo taka debata to okazja do przedstawienia swoich poglądów, więc było absolutnie oczywiste, że trzeba wziąć w niej udział. Pokazała twardość. Przecież było wiadomo, że będą ją ośmieszać, ignorować, że będzie pod największymi atakiem i obserwacją. Kidawa-Błońska poszła tam powiedzieć, co uważa o wyborach planowanych na 10 maja, o tym, jak się myśli o państwie i o tym, że w politycznej hucpie nie będzie brała udziału. I w końcu wyszło na jej. Czego chcemy od prezydenta Polski? Żeby fajnie rapował? Mało mnie dzisiaj obchodzi, czy Małgorzata podejmie decyzję o wycofaniu się, bo i tak mi zaimponowała. Przecież ona dostrzegała własne słabości, wiedziała, że się potrafi przejęzyczyć, jak się denerwuje. Nie rozumiem tego, że inni próbują ją ośmieszać.
To nie jest trudne, sama się podkłada.
Bo się myli? Bo jak się zdenerwuje, to myli słowa? O to chodzi? Różne rzeczy robimy, jak się denerwujemy. Ona akurat tak reaguje. Można powiedzieć, że to słabość. Ale nie ma ludzi bez słabości.
Mirosław Oczkoś i Igor Ostachowicz doradzali Małgorzacie Kidawie-Błońskiej. Mogli jej do ucha podpowiadać, co mówić w czasie debat, konferencji, konwencji.
Jeśli chce się mieć prawdziwego człowieka, a nie plastelinę, to nie korzysta się z takich usług. To jest jej siłą i słabością.
Co?
To, że uznała, że będzie robić swoją kampanię.
Widziała pani rachunki za pracę doradców?
Szczęśliwie nie jestem w sztabie. I dobrze, bo mam hopla na punkcie publicznych pieniędzy. W kwietniu, jako rodzina ofiary katastrofy smoleńskiej, od Poczty Polskiej dostaliśmy albumik i płyty o tej katastrofie. Na jednej płycie są wybrane wystąpienia z uroczystości na pl. Piłsudskiego. Wybrane, bo nie ma wystąpienia Bronisława Komorowskiego. Jest też duże wspomnienie o Lechu Kaczyńskim i krótkie noty biograficzne wszystkich ofiar. A wszystko za ciężkie publiczne pieniądze. Nic mnie od dawna tak nie wściekło, jak takie marnotrawienie pieniędzy. Umiem liczyć, byłam kanclerzem w wyższej szkole i wyjątkowo przeszkadza mi, kiedy ktoś wydaje nieswoje pieniądze.
Doradcy medialni zostali wynajęci dla dobra Kidawy-Błońskiej.
Może trzeba było jej zostawić decyzję? Myślę, że zbyt wiele osób chciało jej doradzać. Zbyt wiele grup powstało, które mówiły, co ma robić.
Pani mówiła?
Kiedyś razem z Katarzyną Lubnauer poszłyśmy do niej i powiedziałyśmy, że jak będzie nas potrzebowała, to niech nam powie, czego od nas oczekuje. Mam za sobą kampanię, kiedy też bardzo dużo ludzi chciało mi doradzać, mówić, co i jak mam robić. W 2015 r. byłam liderką Zjednoczonej Lewicy. Gdybym słuchała tych wszystkich doradców...
To może by pani nie poległa?
Nie, to bym mówiła raz tak, raz nie. Każdy miał inną koncepcję. Mów ostrzej, mów spokojniej, bądź bardziej zdecydowana, bądź mniej zdecydowana, to powiedz, tamto powiedz, nie mów tego.
Krzysztof Bosak się nie myli, Hołownia się nie myli.
Ale Bosak to nacjonalista, a Hołownia... Nie za bardzo znam jego poglądy, bo raz mówił, że jest otwarty na prawa kobiet, a potem mówił rzeczy, które są nieakceptowalne. A tę mrzonkę o innej rzeczywistości doskonale znam. Niedawno ktoś od Roberta Biedronia mówił mi, że strasznie go denerwuje, co mówi Hołownia, bo to jest prawie to samo, co Biedroń mówił na Torwarze w lutym 2019 r., wtedy, kiedy powstawała Wiosna. Zresztą, kogo my szukamy – aktora bez wad i słabości czy prezydenta. No, ale przepraszam, trzeba mieć stalowe jaja, żeby to wszystko, co spotyka Małgorzatę Kidawę-Błońską, przyjmować bez zdenerwowania.
Czyli pani do końca będzie jej bronić, mówić, że jest najlepszą kandydatką KO na prezydenta.
Nie, mówię i będę mówić, że to dobra prezydentka.
Nie ma żadnych szans.
Tak długo, jak Kidawa-Błońska mówi, że kandyduje, to ja swojej decyzji o popieraniu jej nie zmienię.
A ona nie chce się wycofać, choć pani koledzy na to naciskają.
Słyszę różne historie na temat tego, co się u nas dzieje. A na końcu liczą się fakty, a te są takie, że kandydatką KO na prezydenta jest Małgorzata Kidawa-Błońska. Do furii mnie doprowadzają wszystkie spekulacje, te podkopywania. Pięć lat temu wygrał kandydat, który był zupełnie bez szans, a przegrał stuprocentowy pewniak, bo sztab Komorowskiego stracił słuch społeczny. Jeszcze raz mówię, że tak długo, jak Małgorzata będzie kandydatką, tak długo będę ją popierać.
Dlatego, że jest kobietą?
Dlatego, że jest mądrą kobietą. Sam fakt bycia kobietą na niewiele się zdaje, jak się nie ma odwagi i kręgosłupa. Za Beatą Szydło bym tak nie stawała.
Pani koledzy z KO mówią, że Kidawa-Błońska nie daje rady, że nie uciągnie, że nie nadąża intelektualnie. Są tacy, którzy nie owijają w bawełnę i mówią, że jest po prostu głupia.
Zawsze jest tak, że w momencie, kiedy idzie słabo, to pojawiają się ludzie, którzy widzą w tym swoją szansę. Mówią, że mogliby zrobić lepszą kampanię wyborczą. Zapraszam. Szczególnie w czasach pandemii. Ja się do tego nie przymierzałam. Nie byłam i nie jestem w sztabie wyborczym. Ale wiem, że to, co zawiniło najbardziej, to okoliczności.
Śmieszne. Wszyscy kandydaci działają w takich samych okolicznościach, a spadło poparcie drastycznie tylko jej.
No tak, tylko że Małgorzata Kidawa-Błońska to osoba, która się idealnie sprawdza w kampanii bezpośredniej.
Przytula dobrze.
Wchodzi na bazar, na place i od razu łapie z ludźmi kontakt. Jeździłam z nią po Polsce w kampanii samorządowej, europejskiej i parlamentarnej, i wiem, że jest pracowita. Do tego nawiązuje więź z ludźmi. Nie obawia się wejścia w tłum, konfrontacji. W momencie jednak, kiedy nie mogła tego robić, pozostały rzeczy, w których jest słabsza – debaty, wystąpienia publiczne, polityczna nawalanka. A ona nie jest człowiekiem konfliktu, tylko wartości. Nie dziwię się jej, że na początku pandemii zaczęła tak, jak my wszyscy, bać się o zdrowie najbliższych i współpracowników. Widziała, co się dzieje z jej kampanią, że w takich trudnych sytuacjach zostaje się samemu...
Sabotaż?
Nie, nie czuję, żeby był sabotaż ze strony PO.
Zostawcie ją, niech się skończy, będziemy myśleć, co dalej – może na tym to polegało?
Raczej dominowało myślenie, że jakoś to będzie. Myślę, że kiedy zaczęła się pandemia, Małgorzata nie miała poczucia, że ma stabilne oparcie w PO. Uważam, że gdyby nie pandemia, to by wygrała z Dudą w drugiej turze. Teraz wszystko jest w jej rękach: albo uzna, że dalej walczy, albo rezygnuje. Naciski na nią są bezcelowe.
Ale można siłą zmienić kandydatkę?
Nikt tego nie zrobi, bo to obrzydliwe. Pamięta pani konwencję Małgorzaty? Świetna energia, dobry przekaz, a tydzień później już wszyscy byliśmy pozamykani w domach.
Inni sobie poradzili.
Realnie tylko Szymon Hołownia, który postanowił robić lajfy na FB. Akurat jemu ta pandemia spadła z nieba. Znalazł się w miejscu, w którym jest genialny. Uprawia teatr jednego aktora. Na początku dobrze też sobie radził Kosiniak-Kamysz. Jest lekarzem, więc wychodził na mównicę sejmową i wygłaszał lekarskie mowy. Jednak po trzech tygodniach tych mów można było umierać z nudów. Biedroń został wyrzucony poza nawias kampanii. Nie było dla niego przestrzeni.
Dla Kidawy-Błońskiej też nie.
Proszę na nią spojrzeć. Kim jak kim, ale youtuberką to ona nigdy nie będzie. Bierze udział w innej konkurencji. Duda zachował narzędzia, spełniał się jako prezydent ubiegający się o reelekcję i ma sztab ludzi, z którymi już przeszedł niejedno. Podejrzewam, że im bezwzględnie ufa.
Są psycholodzy w Koalicji Obywatelskiej?
Tacy na etacie, dla nas, dla posłów?
Tak.
Ja mam rodzinę, przyjaciół, świat, życie... Z tego co wiem, partie nie zatrudniają terapeutów.
Polityczne załamanie, trauma, stres.
Małgorzata Kidawa-Błońska została poddana ogromnej presji. Drugi miesiąc jest w zasadzie linczowana. Ona jest też moją koleżanką z koalicji i się o nią po prostu martwię, kiedy widzę, jak każdego dnia dostaje cięgi. Co chwilę przecież na sali sejmowej jakiś poseł PiS z niej drwi.
Drwią z niej też pani koledzy z KO.
Szczęśliwie Małgorzata zbudowała wokół siebie w Platformie grupę dziewczyn. One są dla niej dobrym wsparciem. Myślę, że ją chronią.
Schetyna dostrzegł, że Kidawa-Błońska kandydująca na urząd prezydenta to błąd?
Proszę jego pytać, choć on ma specyficzny styl. Styl krokodyla. Nie ulega wątpliwości, że jest na opozycji zawodnikiem najcięższej wagi.
Przyczajonym tygrysem, który czeka, aż się Budce powinie noga.
Jak pani woli – ciężki, przyczajony tygrys. Jednak, jak tak patrzę na PO z boku, a przy tym trochę już znając to ugrupowanie, to oni się tam mogą nawalać do woli, podgryzać, ale i tak wiedzą, że na końcu jest istnienie silnej Platformy. Istotą jest przejęcie władzy. Jeśli ktokolwiek uważa, że szczytem marzeń tygrysa Schetyny jest siedzenie w Sejmie, czekanie, aż się powinie noga nowemu szefowi partii, to albo nie rozumie polityki, albo Schetyny.
Jakąś wizję Polski pani w nim dostrzega.
Tak. On na przykład wierzy w infrastrukturę.
W autostrady?
W schetynówki. Bardzo dużo jeździliśmy w tych kampaniach. Najczęściej z Lubnauer i ze Schetyną. Przegadaliśmy wizję Polski. Między innymi dlatego dobrze nam się ze sobą współpracuje. Przed nami nowy i wcale niewspaniały świat. Mam poczucie, że cały czas gramy w dobrze znaną grę, tylko nie zauważyliśmy, że nie ma już dawnych reguł i nie ma nawet boiska. I mówię to o całej klasie politycznej. Większość rzeczy, o które walczyłam, stoi dzisiaj pod dużym znakiem zapytania. Prawa i bezpieczeństwo kobiet, równość szans będą bardzo kwestionowane – zaraz usłyszymy, że w kryzysie są ważniejsze sprawy. Pierwsze do wypchnięcia z rynku pracy będą kobiety. Do tego przymknięcie oczu na przemoc, również instytucjonalną. To co się dzieje w Sejmie, jak się zachowuje marszałek Witek i jej zastępcy z PiS w stosunku do opozycji, to jest oznaką tej przemocy. Przecież obraża się nas z mównicy, zabrania wchodzić na salę. To mobbing, opresja.
Czy pani właśnie przyznaje, że tkwi w bezradności.
Mówię, że wielu się poddaje. Ja uważam, że trzeba walczyć. I walczymy. Weszła nasza poselska kontrola do Ministerstwa Zdrowia i do PWPW.
I sprawdzacie kontrakt z firmą kumpla brata ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego na kupno maseczek?
Ta sprawa pachnie na kilometr szwidlem. Nowo powstała firma, związana z instruktorem narciarstwa, a zarazem kolegą Szumowskiego i jego brata, dostaje kontrakt na ciężkie publiczne pieniądze. W dodatku sprowadza maseczki bez atestu. To nie tylko szastanie pieniędzmi, ale i narażanie życia ludzkiego. Dorabianie się na pandemii. Ale niestety to są standardy PiS. Wcześniejsze afery, w tym okradanie kontenerów PCK przez aktywistów PiS, pokazują skale demoralizacji. I braku patriotyzmu tej ekipy. Teraz okazuje się, że wicepremier Jacek Sasin, jeśli chodzi o drukowanie kart wyborczych, niczego nie podpisał. Ale i nad nim, tak jak i nad wieloma innymi pisowcami, wisi ostry cień celi. Zbieramy dokumenty, w przyszłości rozliczymy ich. Co do jednego.
Po pierwszych rządach PiS Zbigniew Ziobro miał być postawiony przed Trybunałem Stanu. I nic z tego nie wyszło.
Bo na głosowanie nie przyszła spora część posłów PO. Pamiętam. Jednak wydaje mi się, że przez te kilka lat zerwały się już jakiekolwiek powiązania i więzi między PO a PiS. Oczywiście nie możemy być opozycją, która w ogóle nie rozmawia z władzą. Rozmawiamy, ale o sprawach niepolitycznych. Pisałam do nich, kiedy zaczęła się pandemia, żeby w transmisjach z konferencji rządowych czy z Sejmu był tłumacz migowy. Oczywiście słowem się nie odezwali, ale tłumacz jest. Największa wtopa, jaką mam na koncie, jeśli chodzi o relację z PiS, to moje zaangażowanie w lekcje w TVP. Razem z Lubnauer napisałyśmy interpelację, że jest pandemia, szkoły sobie nie radzą i żeby TVP zrobiła lekcje... No i zrobiła.
I wstyd.
Na scenariusz i wykonanie tych lekcji nie miałam wpływu. Tak jak nie mam wpływu na to, że budowane jest opresyjne państwo, które w czasie pandemii pozwala iść do sklepu budowlanego, a zabrania iść na demonstrację. A my, społeczeństwo, wszystko to przyjmujemy, schylamy głowy. Słyszę, że skoro musimy bronić rynku pracy, to trzeba wyrzucić wszystkich cudzoziemców. Idzie czas wilków, i to nacjonalistycznych.
W niedzielę 10 maja skończyła się demokracja – słyszała pani?
Od 2016 r. za wiele razy mówiliśmy o tym, że skończyła się demokracja – i teraz już nikogo to nie interesuje. Nie ma co krzyczeć, że się skończyła, trzeba to ludziom pokazywać na przykładach. Władza pokazuje. Media publiczne straszą, że jak przyjdą źli, czyli my, to zabiorą ludziom 500 plus. A ja myślę, że zaraz PiS będzie zabierał 500 plus, bo nie będzie miał skąd brać pieniędzy.
I pani też zabierze.
Mnie nie zabierze, bo ja nie pobieram 500 plus. Jestem w tej dwuosobowej grupie polityków, którzy nie biorą tych pieniędzy. Drugą osobą jest podobno premier Mateusz Morawiecki. Mało kto pamięta, że pieniądze na każde dziecko wymyślił Paweł Kowal. Miało być 400 zł. Często rozmawiam z Pawłem Kowalem. Mamy takie małe kółko, w którym jest Lubnauer, Sienkiewicz, Poncyliusz i właśnie on. Fascynujące, z jak różnych perspektyw można patrzeć na świat podobnie. Różnić się, a znaleźć wspólny fundament.
Może wy powinniście rządzić w KO.
Też tak uważamy.
Kolejna frakcja na opozycji?
To był żart.