Parlament Izraela przegłosował w czwartek ustawy wymagane przez umowę koalicyjną zawartą między partią Likud Benjamina Netanjahu a Niebiesko-Białymi Beniego Ganca, w tym kluczową ustawę o rotacyjnym sprawowaniu funkcji premiera przez tych liderów partyjnych.

Nowe prawo przewiduje półtoraroczną kadencję Netanjahu oraz następującą po nim i trwającą tyle samo kadencję Ganca. Parlament zatwierdził pakiet ustaw wyraźną większością głosów: 72 za przy 36 głosach przeciw - poinformował publiczny nadawca Kan.

Jeśli obie strony wyrażą taką wolę, kadencja tzw. kryzysowego rządu może zostać przedłużona o 18 miesięcy, przy zachowaniu rotacyjnego sprawowaniu urzędu premiera.

"Ideą stojącą za rotacją między Netanjahu a Gancem jest zapewnienie Ganca, że jego kadencja na pewno dojdzie do skutku, ponieważ Netanjahu będzie wiedział, że czeka na niego (ponownie) stanowisko premiera po pierwszej kadencji Ganca" - twierdzą publicyści telewizji Keszet 12. "Ten ruch pomaga także Netanjahu, ponieważ jeśli Sąd Najwyższy nie zezwoli mu na objęcie stanowiska wicepremiera, będzie wiedział, że i tak czeka na niego kolejna kadencja" - dodają.

Do północy w czwartek na ręce prezydenta Izraela Reuwena Riwlina trafić ma rekomendacja Netanjahu na nowego premiera podpisana przez co najmniej 61 członków 120-osobowego Knesetu. Zaprzysiężenie 35. rządu jest planowane na 13 maja, co ogłosili już w środę wieczorem liderzy partyjni. Ma to zakończyć trwający ponad rok polityczny klincz, który doprowadził już do trzech wyborów parlamentarnych.

"Beni Ganc i (deputowany Niebiesko-Białych) Gabi Aszkenazi wpisują teraz swoich członków Knesetu na rekomendacji dla prezydenta, by powołać Netanjahu na premiera. Nigdy tak niewielu nie oszukało tak bardzo tak wielu wyborców z tak żałosnych powodów" - skomentował na Twitterze Jair Lapid, lider sojuszu Jesz Atid-Telem, który do marca był częścią Niebiesko-Białych.

Sąd Najwyższy w Izraelu wydał w środę zgodę na sprawowanie przez Netanjahu urzędu premiera w nowym rządzie mimo ciążących na nim zarzutów korupcyjnych. 24 maja stanie on przed sądem i grozi mu 10 lat więzienia za korupcję oraz do trzech lat za defraudację i nadużycie zaufania publicznego.

Izraelski premier jest oskarżony o przeprowadzanie przychylnych dla giganta telekomunikacyjnego Bezek i wartych setki milionów dolarów zmian w prawie w zamian za pozytywne przedstawianie jego osoby w należącym do Bezeku portalu informacyjnym Walla, a także o nielegalne przyjmowanie prezentów o łącznej wartości 264 tys. dolarów, w tym - według prokuratorów - cygar i szampanów od znajomych biznesmenów.

Według izraelskiego prawa oskarżony szef rządu musi zrezygnować jedynie wtedy, gdy zostanie skazany, a wyrok będzie podtrzymany w procesie odwoławczym, który może ciągnąć się latami.