Obecnie w Polsce jest 31 osób zakażonych koronawirusem - mówił w środę minister zdrowia Łukasz Szumowski. W związku z decyzją o zamknięciu szkół apelował do młodzieży, by nie spędzała tego czasu na zabawie w dużym towarzystwie, bo może narażać także najbliższych na poważne konsekwencje zdrowotne.

"Obecnie 31 osób jest w Polsce zakażonych. Większość z nich czuje się dobrze, ale o poszczególnych pacjentach z zasady nie rozmawiam. Nie zabraknie testów na koronawirusa, mamy ich kilkadziesiąt tysięcy. Wykonujemy je zgodnie z zaleceniami medycznymi, jak ktoś nie potrzebuje badania, trudno żeby je robić, co po prostu nie ma sensu. Badamy osoby, które mają wysokie ryzyko. Teraz ta grupa się poszerza, liczba testów wzrośnie drastycznie" - powiedział Szumowski w TVP Info.

Jak podkreślił testy wykonywane są kiedy jest prawdopodobieństwo, że to koronawirus. "Czyli, że ktoś był gdzieś, choć w tej chwili zaczynamy mieć +transmisję poziomą+, czyli pomiędzy Polakami mogą być zakażenia. W związku z tym testy wykonujemy, kiedy ktoś był w kwarantannie, ktoś miał kontakt z kimś chorym, a także lekarzom, pielęgniarkom, personelowi medycznemu. I tych osób będzie przybywało. W związku w tym za chwilę będziemy mieli dokładnie tyle samo testów jak robi się w innych krajach. Tym bardziej, że wprowadzamy triaż na izbach przyjęć, to znaczy wykonanie testu i powiedzenie, że jeżeli nie ma żadnych objawów, a jest prawdopodobieństwo kontaktu z wirusem, to należy być w izolacji np. domowej" - mówił.

Pytany czy po 25 marca będzie przedłużany okres zamknięcia szkół zaznaczył, że tego nie wiemy. "Chociaż z drugiej strony mamy informację, że we włoskich wioskach, które były całkowicie odizolowane liczba nowych przypadków jest zerowa. Czyli odizolowanie się od nowych kontaktów daje de facto wyleczenie populacji" - podkreślił minister zdrowia.

"We Włoszech cały czas jest krzywa wzrostu, cały czas więcej osób zachorowuje niż wychodzi ze szpitala, natomiast cykl przechorowania w tym wirusie jest długi i to jest jego element niekorzystny dla epidemii. Bo dwa tygodnie można zarażać i trzeba wtedy siedzieć w domu albo w szpitalu i nie kontaktować się z innymi. To jest jedyna metoda uchronienia się całej Polski przed taką poważną epidemią (...) Osoba wracająca z Włoch, jeżeli nie ma objawów, powinna 14 dni siedzieć w domu, nie kontaktować się z innymi. Po tym czasie jest już duże prawdopodobieństwo, że nie będzie zarażała" - powiedział.

Wyraził nadzieję, że nie nastąpi wybuch paniki. "Działania paniczne, podyktowane emocjami, nie chronią nas w żadnym stopniu. Wręcz odwrotnie, powodują, że jesteśmy bardziej narażeni. Uderzanie szturmem do sklepów powoduje, że mamy większą szansę zakazić się wirusem. Bądźmy racjonalni. Polska jest krajem, który jest bogaty w produkty żywnościowe, nie ma żadnego powodu, żeby miało komuś czegoś zabraknąć" - zaakcentował Szumowski.

Przypomniał, że samorządy mają obowiązek dostarczyć produkty osobom znajdującym się w kwarantannie. "Więc nie obawiajmy się, że jeśli będziemy w kwarantannie zabraknie nam jedzenia. Nie zabraknie, bo państwo działa" - mówił.

Wskazał także, że istnieje obecnie możliwość telewizyty u lekarza. "Nie musimy iść do przychodni, możemy zadzwonić i ta wizyta będzie przez telefon. I ten lekarz znając nas, mając naszą kartę, może nam przepisać receptę, poradzić co zrobić. Korzystajmy z tej metody, bo nie naraża nas, personelu na ryzyko zakażenia" - zauważył minister zdrowia.

Jego zdaniem decyzja o zamknięciu szkół była potrzebna. "Jeżeli młodzież będzie na tyle nieodpowiedzialna, że ten czas wolny od szkoły będzie spędzać na zabawie w dużym towarzystwie to pamiętajmy, że może młodzież przeżyje, bo ma duże siły witalne, choć były już przypadki kończące się śmiertelnie u ludzi młodych, ale ich najbliżsi, rodzice, dziadkowie są słabsi. To będzie działanie, które może ich narazić na poważne konsekwencje zdrowotne, do śmierci włącznie" - powiedział.

"My jako rząd analizujemy wszystkie scenariusze, ale mamy obowiązek jako osoby odpowiedzialne za działania w kraju podjąć decyzje na ten scenariusz trudny (...) nasze decyzje są dalej idące, wyprzedzające. Ja uważam, że to decyzje niezwykle trafne w tym momencie (...) W najbliższym czasie na pewno będziemy mieli wzrost liczny zakażeń, natomiast mam nadzieję, że nie tak gwałtowny jak w innych krajach. Liczę, że nasze radykalne działania ograniczą tempo wzrostu wirusa" - zaznaczył minister zdrowia.

O pierwszym polskim przypadku pacjenta zarażonego wirusem SARS-CoV-2 resort zdrowia poinformował 4 marca. Osoby z koronawirusem przebywają m.in. w szpitalach we Wrocławiu, w Ostródzie, Szczecinie, Poznaniu, Krakowie, Lublinie i Warszawie.

Koronawirus SARS-Cov-2 wywołuje chorobę o nazwie COVID-19. Objawia się ona najczęściej gorączką, kaszlem, dusznościami, bólami mięśni i zmęczeniem. Podejrzewa się, że do zarażenia koronawirusem, który może wywoływać groźne dla życia zapalenie płuc, doszło w Chinach pod koniec 2019 r. na targu w Wuhan, stolicy prowincji Hubei. (PAP)

autor: Anna Kondek-Dyoniziak