Obchody brytyjskiego rozwodu z Unią były nad wyraz skromne. Fajerwerki nastąpią, gdy Londyn i Bruksela zaczną rozmawiać o współpracy.
Można nawet zaryzykować stwierdzenie, że było to prawdziwe angielskie wyjście. W piątkowy wieczór nad Tamizą nie zaplanowano żadnych państwowych uroczystości. O tym, że dzieje się coś wyjątkowego, mogła świadczyć jedynie iluminacja gmachów rządowych w barwach brytyjskiej flagi oraz wyświetlony na fasadzie rezydencji premiera zegar odliczający sekundy do brexitu. Zgromadzenie publiczne, jakie odbyło się na londyńskim Parliament Square i które przyciągnęło tłumy, sfinansowane zostało ze środków prywatnych.
Nie mogło tam oczywiście zabraknąć wystąpienia Nigela Farage’a, teraz już byłego europosła, a obecnie współpracownika tygodnika „News- week”. – Niektórzy uważają, że nie powinniśmy dziś świętować. Mimo to będziemy, bo jest to najważniejsze wydarzenie we współczesnej historii naszego wspaniałego narodu – mówił polityk.
Tymczasem zupełnie inną wymowę miało zgromadzenie pod siedzibą szkockiego parlamentu w Edynburgu, które odbyło się pod hasłem „Miss EU already” („już tęsknię za Unią”, chociaż przez wzgląd na wymowę można przeczytać to również „już za wami tęsknimy”). Szkoccy ustawodawcy już w czwartek podjęli decyzję, że demonstracyjnie nie zdejmą unijnej flagi sprzed swojego gmachu.
Zwolennicy pozostania w UE wyświetlili na klifach Dover dużą, unijną gwiazdę z podpisem: „To jest nasza gwiazda – dbajcie o nią w naszym imieniu” (w nawiązaniu do unijnej flagi, gdzie jedna z 12 gwiazd symbolizuje Zjednoczone Królestwo).
Premier Boris Johnson w piątkowy wieczór świętował wraz z najbliższymi współpracownikami przy Downing Street 10. Jak doniósł dziennik „Mail on Sunday”, premier z tej okazji otworzył butelkę Château Margaux (jednego z najlepszych win z regionu Bordeaux) rocznik 1994, które zapisał mu w spadku jeden z członków Partii Konserwatywnej – z wyraźną instrukcją, że ma zostać otworzone dopiero, gdy Wielka Brytania przestanie być członkiem Unii Europejskiej.
Dominic Cummings, najbliższy doradca premiera, wzruszył się podobno tak bardzo, że przez łzy nie był w stanie zacząć krótkiego przemówienia. „To było jak końcowa scena z «Terminatora 2», kiedy Arnold Schwarzenegger mówi «teraz już wiem, dlaczego płaczecie»” – zwierzyła się dziennikowi osoba uczestnicząca w skromnej uroczystości.
– To nie jest koniec ani początek końca – to jest początek początku – powiedział, parafrazując Winstona Churchilla, Boris Johnson.
Słowa te nabiorą nowego znaczenia dzisiaj, kiedy premier w zapowiedzianym wczoraj przez „The Sunday Telegraph” usztywni swoje stanowisko w nadchodzących rozmowach z Unią Europejską. Johnson chce dać do zrozumienia, że Wielka Brytania nie ma zamiaru podążać za europejskimi regulacjami w wielu obszarach i jeśli to będzie oznaczało bariery w dostępie do wspólnotowego rynku dla brytyjskich towarów – jest to ryzyko, jakie Downing Street jest w stanie przyjąć. Osobną drogę, jaką wybrało Zjednoczone Królestwo, ma zaznaczyć także instrukcja, do jakiej dotarł „The Sunday Times”, a którą do podległych mu placówek wysłał szef MSZ Dominic Raab. Brytyjska dyplomacja ma zajmować stanowisko „pewnego siebie, niezależnego państwa”. Dzisiaj projekt mandatu negocjacyjnego przedstawi Michel Barnier, negocjator unijny. Rozmowy nad umową stowarzyszeniową, w tym układem o wolnym handlu, rozpoczną się z początkiem marca.