Brytyjska opozycyjna Partia Pracy przedstawiła w czwartek program, z którym pójdzie do wyznaczonych na 12 grudnia wyborów do Izby Gmin. Jak sam przyznał jej lider Jeremy Corbyn, program jest "radykalny" i oznacza "realną zmianę".

"Zapewnimy realną zmianę dla wielu, a nie dla nielicznych" - mówił Corbyn w Birmingham, gdzie odbyła się prezentacja manifestu zatytułowanego "Czas na prawdziwą zmianę".

Zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami, laburzyści zamierzają renegocjować porozumienie z Unią Europejską w sprawie warunków wystąpienia, a następnie poddać je pod referendum. W dalszym ciągu jednak nie sprecyzowali, czy wolą z niej wyjść, czy pozostać. W efekcie temat brexitu został zepchnięty na dalszy plan - w liczącym ponad 100 stron programie poświęcono mu cztery strony pod koniec dokumentu. Istotna jest natomiast deklaracja, że Partia Pracy chce przyznać automatyczne prawo do pozostania w Wielkiej Brytanii mieszkającym w niej obywatelom UE.

Jeśli chodzi o drugą sprawę, którą laburzystom zarzucają rządzący konserwatyści, czyli, że zgodzą się oni na drugie referendum niepodległościowe w Szkocji, to w programie Partii Pracy napisano, że "nie jest ono priorytetem w pierwszych latach rządu". Obiecano natomiast zainwestowanie w Szkocji 100 mld funtów w ciągu najbliższych 10 lat.

W programie potwierdzono też zapowiadane już plany renacjonalizacji kolei, poczty, wodociągów i operatorów sieci energetycznych, a także częściową nacjonalizację firmy telekomunikacyjnej BT.

Corbyn obiecał "zieloną transformację" gospodarki, ale w programie ostatecznie nie znalazła się obietnica zerowej emisji netto dwutlenku węgla do 2030 r., o czym mówiono podczas październikowej konferencji programowej (i co w swoim programie umieścili Zieloni). W tej transformacji ma pomóc fundusz o wartości 250 mld funtów - na co zaciągnięte zostaną pożyczki - służący sfinansowaniu 300 tys. staży w "zielonych" gałęziach gospodarki oraz kredytów dla nabywców elektrycznych samochodów.

Laburzyści planują także m.in. zwiększenie w ciągu pięciu lat wydatków na publiczną służbę zdrowia o prawie jedną czwartą, wstrzymanie podniesienia wieku emerytalnego i jego przegląd w przypadku osób wykonujących ciężkie prace fizyczne, wydłużenie płatnych urlopów macierzyńskich z 9 do 12 miesięcy, darmową opiekę w domu dla najbardziej potrzebujących osób powyżej 65. roku życia, zmniejszenie liczebności klas w szkołach do maksymalnie 30 uczniów, darmowy internet szerokopasmowy dla wszystkich, podniesienie płacy minimalnej dla wszystkich do poziomu przynajmniej 10 funtów za godzinę, przywrócenie 3000 skasowanych linii autobusowych oraz budowanie 150 tys. nowych domów socjalnych rocznie.

Spełnienie tych wszystkich obietnic oznaczać będzie, jak się szacuje, zwiększenie do 2024 r. wydatków państwa o dodatkowe 83 mld funtów. Partia Pracy przekonuje jednak, że da radę to sfinansować. Sposobem na to mają być podwyżki podatków. I tak - laburzyści zamierzają podnieść podatki dla najlepiej zarabiających, wprowadzić podatek od drugich domów, wycofać ulgi na podatek od dziedziczenia. Według ocen ekonomistów i analityków, to jednak nie wystarczy i konieczne będzie zwiększenie deficytu budżetowego.

"W ciągu najbliższych trzech tygodni najpotężniejsi ludzie w Wielkiej Brytanii i ich zwolennicy będą wam mówić, że wszystko w tym manifeście jest niemożliwe; że to zbyt wiele dla was. Bo oni nie chcą prawdziwej zmiany. Dlaczego mieliby chcieć? System działa na ich korzyść. Jest ustawiony, by działał na ich korzyść" - mówił Corbyn.

Partia Pracy pozostaje w opozycji od czasu przegranych wyborów w 2010 r. Sondaże przed grudniowymi wyborami wskazują, że jej sytuacja się nie zmieni - obecnie ma ona 12-15 punktów proc. straty do rządzącej Partii Konserwatywnej.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)