Kazik śpiewał swego czasu, że „artysta syty nie ma nic do powiedzenia, chce picia i jedzenia, nie chce nic zmieniać”.
I dodawał, że „artysta głodny jest o wiele bardziej płodny”. Wydaje się, że ta metafora doskonale ilustruje też postawy posłów, którzy w rozpoczynającej się kadencji będą urzędować, tj. tworzyć prawo, w gmachu Sejmu przy ulicy Wiejskiej.
Wśród tych nowych i – miejmy nadzieję – głodnych nie ma sensu mówić o kimś, kto jak posłanka Klaudia Jachira z Koalicji Obywatelskiej obraża naszą inteligencję. Albo o rzeszy młodych karierowiczów w partii władzy, którą w ostatnich latach stało się Prawo i Sprawiedliwość. Z kolei w PSL – Koalicji Polskiej aż tak wiele nowych twarzy nie widać.
Najciekawsi „młodzi, głodni” są w ugrupowaniach najbardziej na lewo i najbardziej na prawo, czyli w klubach Lewicy oraz w Konfederacji. W tym pierwszym z uwagą będzie można śledzić wystąpienia posłów debiutantów wywodzących się z Razem, choćby Adriana Zandberga, Marceliny Zawiszy czy Macieja Koniecznego. I nie chodzi o to, by się z nimi od razu zgadzać. Po prostu jest szansa na to, że część ich wystąpień (bo nie ma się co łudzić, że wszystkie) to będą kwestie przemyślane, odwołujące się do spójnego, lewicowego światopoglądu. A nie tak jak w poprzedniej kadencji tylko operujące w paradygmacie PiS – anty-PiS.
Młodzi, jak na posłów, lewicowcy wyrobili się przez lata w licznych debatach z dala od telewizyjnych kamer. Mieli czas, by czytać, by rozmawiać, by się spierać o program. Ich głos będzie jednak zapewne nieco tonowany, czy może lepiej powiedzieć zagłuszany, przez bardziej doświadczonych towarzyszy partyjnych, jak Włodzimierz Czarzasty czy Robert Kwiatkowski. Bo to, czy żelaznemu elektoratowi SLD poglądami jest bliżej do PiS czy do Razem, wcale nie jest oczywiste.
Za to wydaje się, że nieskrępowani w żaden sposób będą równie głodni, młodzi posłowie z Konfederacji. Poza tykającą bombą, jaką wciąż mimo sędziwego wieku jest Janusz Korwin-Mikke podczas publicznych wystąpień, i ocierającego się o antysemityzm Grzegorza Brauna są to posłowie (nie ma wśród nich żadnej kobiety) stosunkowo młodzi, przed czterdziestką, a czasem i przed trzydziestką. Na dodatek oczytani, którzy swoje poglądy również mają przemyślane. Podobnie jak z przedstawicielami młodej Lewicy, można się z nimi zgadzać lub nie, ale przynajmniej widać, że im na czymś zależy. Posłowie Konfederacji są nieźle przygotowani do pełnienia funkcji. Są to kandydaci z pierwszych miejsc na listach, a w tych środowiskach selekcja przeprowadzona przez wyborców była zdecydowanie silniejsza niż w przypadku ponad 200 posłów PiS czy prawie 150 KO. Nie znajdą się tutaj zasiedzieli od kilku kadencji przy Wiejskiej działacze partyjni, których aktywność sprowadza się do udziału w partyjnych walkach frakcyjnych i o jak największy transfer środków do własnego regionu.
To, że młode wilczki z nowych w Sejmie ugrupowań będą „zjadać” polityczne tłuste koty, widać już momentami w debatach telewizyjnych czy radiowych. Adrian Zandberg już wystąpieniami przed wyborami pokazywał, że intelektualnie przewyższa średnią przy Wiejskiej. Z kolei jedno z pierwszych wystąpień Krzysztofa Bosaka w telewizji rządowej tuż po wyborach, gdy wypominał TVP niewykonanie wyroków sądowych, naprawdę zapadało w pamięć.
Jako obywatele, wyborcy mamy powody do radości. W moim przekonaniu znacznie ciekawsze będzie śledzenie politycznego sporu np. pomiędzy wspominanymi Zandbergiem i Bosakiem niż pomiędzy Jarosławem Kaczyńskim i Grzegorzem Schetyną. Po prostu Kazik miał rację.