Byłą pierwszą damę kuszą korzystne sondaże, ale są one inspirowane przez zaplecze Donalda Trumpa, który sądzi, że po raz drugi też by ją pokonał.
Kampania w obozie amerykańskich demokratów znalazła się w impasie. Dotychczasowy lider wyścigu o partyjną nominację Joe Biden wyraźnie słabnie. Nie z powodu plotek o jego ewentualnych naciskach na władze Ukrainy, gdy był wiceprezydentem, ale dlatego, że coraz gorzej radzi sobie w debatach i nie jest w najlepszej formie fizycznej. Partyjna lewica jest podzielona między senatorów Berniego Sandersa i Elizabeth Warren. Idol centrystów, odwołujący się do chrześcijańskich wartości burmistrz South Bend w Indianie Pete Buttigieg nie może przebić szklanego sufitu 8 proc., a kampania kobiecej wersji Baracka Obamy, czyli senator Kamali Harris, jest w kompletnej rozsypce. Kandydatka zaczęła zwalniać personel.
Tymczasem telewizja Fox News opublikowała sondaż, z którego wynika, że gdyby Hillary Clinton włączyła się teraz do wyścigu, miałaby szansę na nominację. Była szefowa amerykańskiej dyplomacji nie dość, że nie zaprzeczyła takiej wersji, to jeszcze zaktywizowała się w ostatnich dniach. W poniedziałek była w Denver z okazji promocji swojej nowej, napisanej wraz z córką Chelsea książki pod tytułem „The Book of Gutsy Women” (Książka nieustraszonych kobiet) i zabrała głos na temat bieżącej kampanii wyborczej.
– Miejmy nadzieję, że zwycięzcą prawyborów zostanie osoba, która za rok będzie w stanie zdobyć większość głosów w Kolegium Elektorskim. Wielu z pretendentów do nominacji Partii Demokratycznej jest w stanie wygrać w głosowaniu powszechnym, ale zwycięstwo w odpowiedniej liczbie stanów i uzyskanie poparcia elektorów to trudniejsze zadanie – powiedziała Clinton. I dodała, że partia musi się zjednoczyć wokół tego, kto z triumfem wyjdzie z prawyborów.
Była pierwsza dama zdaje się zapominać, że sama trzy lata temu przegrała wybory, choć zdobyła o 3 mln głosów więcej od Donalda Trumpa. Republikanin uzyskał jednak niezbędne głosy w Michigan, Pensylwanii i Wisconsin, żeby móc zwyciężyć w Kolegium Elektorskim. Ale problem z jej kandydaturą dla demokratów jest poważniejszy. Można zaryzykować tezę, że Hillary z jej przeszłością i wizerunkiem utrwalonym w mediach społecznościowych jest po prostu niewybieralna.
Przypomnijmy okoliczności jej porażki w 2016 r. – Reprezentowanie zróżnicowanej Ameryki było największym zaszczytem mojego życia. W naszej kampanii nie chodziło ani o mnie, ani o te wybory, tylko o kraj, który kochamy. O Amerykę pełną nadziei, inkluzywną i z wielkim sercem. Wyszło na to, że nasz naród jest bardziej podzielony, niż myśleliśmy, ale zawsze wierzyłam w Amerykę i wierzę tym razem – powiedziała Clinton nazajutrz po wyborach. Fragment tej wypowiedzi jest dalej aktualny: podział Ameryki jest duży, a przy tym nie ma w USA polityka, który po drugiej stronie byłby bardziej znienawidzony niż ona.
Doszło do tego niekoniecznie z winy samej Clinton. Według ekspertów i polityków była najlepiej przygotowanym kandydatem od dekad. Jako najbardziej rozsądnego członka rządu Baracka Obamy chwalił ją gen. James Mattis, szef Pentagonu przez połowę kadencji Trumpa. Szwarccharakterem tej historii jest niesławna już firma z branży big data Cambridge Analytica, którą sztab republikanina zatrudnił do czarnego PR.
Trzeba wspomnieć, że nie odbyłoby się to bez współpracy z Facebookiem. Dzisiaj firma twierdzi, że nie miała złej woli. Jednak obowiązkiem Marka Zuckerberga była dbałość o dobro swoich klientów, a przede wszystkim bezpieczeństwo ich danych. Facebook doskonale wiedział o tym, co z danymi użytkowników robi Cambridge Analytica. Na ich podstawie powstały miliony memów, filmików i krótkich tekstów robiących z Clinton potwora: złodziejkę, szefową mafii, a jednocześnie komunistkę.
Modne stało się hasło „Hillary do więzienia 2016”. Apogeum tej kampanii nienawiści miało miejsce kilka dni po wyborach, kiedy na jedną z waszyngtońskich pizzerii napadł mężczyzna z bronią, chcąc „rozprawić się z siatką pedofilów”. Według jednego z fake newsów miała tam być siedziba owej szajki, ktorej szefem miał być John Podesta, dyrektor kampanii Clinton. Serwis Zuckerberga tymczasem czerpał spore dochody z reklam wyborczych wykupywanych w serwisie, a targetowanych na podstawie algorytmu.
To, co wychodziło od Trumpa, republikanów i sponsorów alternatywnej prawicy, miało w serwisie znacznie większe przebicie niż reklamy i treści merytorycznej, poukładanej i zwyczajnie nudnej Hillary Clinton. Szkody wizerunkowe, które jej wówczas wyrządzono, są nie do naprawienia. Sprzyjająca Trumpowi telewizja Fox News doskonale o tym wie. Wśród demokratów pojawiła się opinia, że to z tego powodu zaczęła zamawiać sondaże z udziałem Clinton i lansować ją jako kandydatkę, żeby pokrzyżować im szyki i ułatwić prezydentowi reelekcję. Skoro raz już wygrał z byłą szefową dyplomacji, to są duże szanse, że zrobi to ponownie.