Donald Trump potwierdził wczoraj, że w operacji USA w Syrii zginął założyciel Państwa Islamskiego Abu Bakr al-Baghdadi.
Przywódca Stanów Zjednoczonych – jak mówił wczoraj na konferencji prasowej – wraz ze swoimi ludźmi oglądał operację na żywo. Jak podkreślał, zwolennicy Baghdadiego powinni wiedzieć, jak umarł – nie jak bohater, lecz jak tchórz, płacząc, skomląc, krzycząc i zabierając ze sobą troje dzieci. Jego tożsamość potwierdziły badania genetyczne.
Operacja została przeprowadzona w nocy z soboty na niedzielę przy granicy z Turcją. Baghdadi zginął w obławie. Osaczony, uciekł wraz z trójką dzieci do tunelu, po czym zdetonował kamizelkę samobójczą. Wybuchu nikt nie przeżył. W operacji nie zginął żaden amerykański żołnierz. Zabici zostali towarzysze Baghdadiego, dokładna liczba ma być znana w nadchodzących dniach. Z domu, w którym przebywał terrorysta, wyprowadzono 11 innych dzieci.
Według amerykańskiego prezydenta Stany Zjednoczone przeprowadziły operację samodzielnie. Podziękował jednak Rosji, Turcji, Syrii, Irakowi i syryjskim Kurdom za „pewne wsparcie, jakiego udzielili”. Jak dodał, Moskwa została poinformowana o tym, że amerykańskie siły mają przeprowadzić operację.
Kierowane przez Baghdadiego Państwo Islamskie w szczytowym okresie kontrolowało obszar od granicy tureckiej w Syrii, sięgając niemalże Bagdadu w Iraku. Sam Abu Bakr al-Baghdadi, doktor teologii islamskiej, sunnicki mułła, dołączył do Al-Kaidy w czasie inwazji amerykańskiej, by kilka lat później zostać szefem jej komórki w Iraku. Wykorzystując słabość irackich i syryjskich władz, w 2014 r. ogłosił się przywódcą Państwa Islamskiego, oficjalnie zrywając z Al-Kaidą. Jego celem była budowa kalifatu dla wszystkich muzułmanów. Kreśląc swoje plany, mówił nie tylko o podboju Bliskiego Wschodu, ale też części Afryki i Europy.
Stworzona przez niego organizacja terrorystyczna szybko przerodziła się w quasi-państwo dysponujące własnym budżetem i słynącą z okrucieństwa armią. Jego charyzma i szeroko zakrojona propaganda, której polem działania stał się również internet, przyciągała sunnickich bojowników z całego świata, również z Europy. Pieniądze na działalność Państwo Islamskie czerpało z kontrolowanych pól naftowych, handlu narkotykami, a nawet dziełami sztuki pochodzącymi z zajętych terenów.
Abu Bakr al-Baghdadi jest odpowiedzialny za okrucieństwa wymierzone w mniejszości religijne w Syrii i Iraku: jazydów i chrześcijan. Prowadzona przez niego organizacja przeprowadzała ataki terrorystyczne na innych kontynentach, z Europą włącznie.
Dwa lata temu, po odbiciu Rakki i Mosulu, kluczowych ośrodków Państwa Islamskiego, organizacja terrorystyczna znalazła się w defensywie, a sam Baghdadi zaczął się ukrywać. Według informacji irackiego wywiadu długo przebywał na granicy iracko-syryjskiej.
Śmierć przywódcy ISIS, za którego Stany Zjednoczone dawały nagrodę w wysokości 25 mln dolarów, była już ogłaszana i dementowana kilkukrotnie. Wczoraj syryjscy Kurdowie informowali na Twitterze, że tym razem na wytropienie Baghdadiego pozwoliła współpraca wywiadów amerykańskiego i kurdyjskiego.
Polityka Donalda Trumpa na Bliskim Wschodzie znalazła się w ostatnich tygodniach pod ostrzałem krytyki. Wycofanie amerykańskich wojsk z północnej Syrii zostało wykorzystane przez Turcję do dokonania inwazji na tym terenie. Celem Ankary są sprzymierzeni z Amerykanami Kurdowie. Uznawani przez Turcję za wrogów, to oni mieli największe sukcesy w walce z Państwem Islamskim. To wzbudziło obawy, że osłabienie Kurdów może prowadzić do odbudowy sił przez dżihadystów. Donald Trump jest krytykowany w Stanach Zjednoczonych również za krótkowzroczność. Wycofanie się z Bliskiego Wschodu może oznaczać, że głównymi graczami w regionie staną się Turcja i Rosja. Zabicie przywódcy Państwa Islamskiego może posłużyć Donaldowi Trumpowi do wyciszenia głosów krytyki.