Po niespodziewanym wycofaniu przez USA wojsk z syryjskiego Kurdystanu na te tereny wkroczyli Turcy.
Decyzja amerykańskiego przywódcy, która otworzyła drogę do rozpoczętej wczoraj tureckiej interwencji wojskowej, spotkała się z krytyką w kraju i za granicą. Milicje kurdyjskie były jednym z głównych sojuszników USA w walce przeciwko samozwańczemu Państwu Islamskiemu (Da’isz). Obecnie współtworzą one kontrolującą północno-wschodnią Syrię kurdyjsko-arabską koalicję Syryjskich Sił Demokratycznych (SDF), której oficjalnym celem jest autonomia w ramach demokratycznej, federalnej i świeckiej Syrii.
Ankara, która obawia się tendencji separatystycznych wśród swojej własnej społeczności kurdyjskiej, od dawna prowadzi przeciwko syryjskim Kurdom ofensywę militarną i dyplomatyczną, dążąc do pozbawienia ich wsparcia międzynarodowego i wyparcia z regionu przy swojej granicy. Działania te w ostatnim czasie były prowadzone pod hasłem utworzenia w graniczącej z Turcją prowincji Idlib specjalnej strefy zdemilitaryzowanej, do której miałaby trafić część przebywających w Turcji uchodźców z Syrii.
Waszyngton długo sprzeciwiał się planom Ankary. W niedzielę Biały Dom ogłosił jednak, że siły amerykańskie wycofają się z obszarów kontrolowanych przez Kurdów, otwierając tym samym pole do działania Turkom, którzy już wcześniej zapowiedzieli nową ofensywę i rozpoczęli gromadzenie wojsk i broni przy granicy. Jednocześnie w poniedziałek amerykański lider groził na Twitterze, że jeśli „w swojej wielkiej i niezrównanej mądrości” uzna, iż Turcja posunęła się za daleko, „całkowicie zniszczy i zetrze z powierzchni ziemi” gospodarkę tego kraju.
Pytanie, jak zareaguje na rozpoczętą wczoraj ofensywę, pozostaje otwarte. Prezydent USA tłumaczył decyzję o wycofaniu wojsk z północnej Syrii kosztami wsparcia dla Kurdów. W tle decyzji są również rozmowy dotyczące krytykowanego przez USA zakupu przez Ankarę rosyjskiego systemu obrony przeciwpowietrznej S-400. Według amerykańskich ekspertów ich stosowanie może doprowadzić do tego, że rosyjskie radary nauczą się rozpoznawać i śledzić niewykrywalne dziś myśliwce F-35. Waszyngton przekonuje w związku z tym tureckie władze do zakupu amerykańskiego systemu obrony powietrznej Patriot.
SDF oceniły wycofanie amerykańskich wojsk z regionu jako „nóż w plecy” i wczoraj rano ogłosiły narodową mobilizację w związku z ofensywą Turcji. Po południu rozpoczęcie antykurdyjskiej operacji ogłosił prezydent Recep Tayyip Erdoğan. Wcześniej, w nocy z poniedziałku na wtorek, siły tureckie przeprowadziły naloty na granicy iracko-syryjskiej, które miały odciąć Kurdom możliwość wsparcia ze wschodu. Kurdowie alarmują, że skutkiem tureckiej ofensywy będzie odrodzenie się komórek Da’isz w regionie. W kontrolowanych przez siły kurdyjskie obozach przetrzymywane są tysiące dżihadystów.
Kurdowie zapowiadają, że jeśli Amerykanie w pełni wycofają się z syryjsko-tureckiego pogranicza, mogą podjąć rozmowy o współpracy z rządem Baszara al-Asada i Moskwą. Damaszek, który oskarża siły kurdyjskie o bycie narzędziem USA, wyraził wstępną gotowość do „przyjęcia marnotrawnych synów, jeśli się opamiętają”. Oświadczył też, że zamierza odeprzeć turecką ofensywę wszelkimi środkami.
Do podjęcia dialogu z Damaszkiem wezwała też Kurdów Rosja. Apel przychylnie przyjęli przedstawiciele kurdyjskiej administracji, którzy zaproponowali, by to Moskwa była gwarantem ewentualnych rozmów z Asadem. Damaszek i Moskwa mogą pomóc Kurdom obronić się przed Turkami, ale za cenę powściągnięcia marzeń o politycznej autonomii. Groźba destabilizacji wywołała niepokój sojuszników Waszyngtonu w ramach koalicji do walki z Da’isz w Brukseli, Londynie i Paryżu. Przeciwko tureckiej operacji w Syrii opowiedział się również Iran, który rozpoczął wczoraj niezapowiadane wcześniej manewry wojskowe przy granicy z Turcją.
Decyzję Trumpa skrytykowała znaczna część sceny politycznej w USA, w tym jego własnego zaplecza. Przywódca republikańskiej większości w Senacie Mitch McConnell podkreślił, że przeciwnicy wycofania sił amerykańskich z Syrii mają ponadpartyjną, zdecydowaną większość w izbie. Komentatorzy nie wykluczają, że senatorowie mogą starać się zablokować decyzję Trumpa. Zwracają również uwagę, że napięcia w obozie republikańskim przychodzą w trudnym dla prezydenta momencie dochodzenia w sprawie impeachmentu.